Wagnerowcy na Białorusi. Ekspert: możliwe są prowokacje na granicy, a część najemników zapewne wyjedzie do Afryki
- Wciąż nie jest do końca pewne, czym dokładnie będzie zajmować się Grupa Wagnera na Białorusi, decyzje w tej sprawie dopiero zapadają - powiedział portalowi PolskieRadio24.pl ekspert Paweł Slunkin z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych (ECFR). Według niego część najemników może wypełniać zadania "na miejscu", czy to w interesie Łukaszenki, czy to organizując prowokacje na granicy, ale większość w jego ocenie zapewne wyjedzie do Afryki.
2023-07-26, 22:40
Na Białoruś napływają kolejni najemnicy z Grupy Wagnera. Do tej pory projekt Białoruski Hajun informował o 11 konwojach przybyłych wagnerowców. W ostatnich dniach szacował liczebność wagnerowców na 3,5 tysiąca osób, tłumacząc, że szacunki opiera na liczbie zaobserwowanych pojazdów.
Wagnerowcy osiedlają się w obozie w wiosce Cel w pobliżu miejscowości Osipowicze w obwodze mohylewskim w centrum Białorusi. W mediach pojawiają się szacunki, że ostatecznie na Białoruś może przybyć ich około 10 tysięcy.
14 lipca MON Białorusi poinformowało o ćwiczeniach wojsk terytorialnych w Osipowiczach z bojownikami Grupy Wagnera w charakterze instruktorów. 20 lipca białoruski resort powiadomił o wspólnych ćwiczeniach oddziałów specjalnych Białorusi i wagnerowców, które mają trwać przez tydzień na poligonie brzeskim (znajdującym się kilka kilometrów od granicy z Polską).
Zdjęcia satelitarne
26 lipca Radio Swoboda opublikowała zdjęcie porównawcze obozu wagnerowców z 25 i 10 lipca (autorstwa firmy Planet). Dziennikarze naliczyli na nich 754 jednostki sprzętu wojskowego.
REKLAMA
24 lipca "New York Times" opublikował nowe zdjęcia satelitarne obozu w wiosce Cel, datowane na 23 lipca.
Wcześniej 22 lipca zdjęcia firm Maxar i Umbra publikował "Washington Post". Dyrektor Maxaru Stephen Woods komentował, że wskazują one na napływ dziesiątek, setek jednostek sprzętu i pojazdów.
REKLAMA
Co może oznaczać przyjazd Grupy Wagnera na Białoruś? Czym wagnerowcy mogą się tam zajmować? O tym w rozmowie z Pawłem Slunkinem z Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych.
***
PolskieRadio24.pl: Po tzw. marszu Prigożyna na Moskwę, oświadczono, że Grupa Wagnera zostanie przyjęta przez Alaksandra Łukaszenkę. Co oznacza sprowadzenie wagnerowców na Białoruś?
Paweł Slunkin, Europejska Rada Stosunków Międzynarodowych : Bardzo trudno dostrzec za tymi wydarzeniami określony plan albo strategię. W mojej ocenie głównym powodem jest to, że wiele rzeczy nie jest jeszcze przesądzonych, w wielu sprawach nie podjęto jeszcze decyzji.
Przypuszczam, że Putin i Łukaszenka kształtują na bieżąco ustalenia w tej sprawie, bo w mojej ocenie marsz Prigożyna, następnie "misja" Łukaszenki, mogły nie być wcześniej planowane.
REKLAMA
Zapadły pewne ustalenia, potrzebne by bunt ustał, ale potem przez kilkanaście dni nic szczególnego się nie wydarzyło. Mowa było o tym, że grupa najemników już jedzie, mówiono o powstawaniu obozów namiotowych. Nikt jednak nie przyjeżdżał. Moim zdaniem to było dopiero omawiane między Putinem, Prigożynem i Łukaszenką - i ta sprawa była dopiero na etapie negocjacji.
Ich relacje można określić jako "miłosny trójkąt wojennych złoczyńców". Choć, tu trzeba zauważyć ich interesy są inaczej ukierunkowane.
Co to oznacza?
Jest pewien konflikt interesów. Łukaszenka nie jest, jak sądzę, tak do końca szczęśliwy z racji przyjęcia na swoje terytorium prywatnej armii, która nie jest jemu podporządkowana, a zwłaszcza takiej, która dopiero co rzuciła wyzwanie Putinowi. Wczoraj oddziały Prigożyna były wobec Putina lojalne, a potem ruszyły na Moskwę.
REKLAMA
Może odnieść pewne korzyści, ale są i ryzyka.
Łukaszenka chciałby mieć kontrolę nad Grupą Wagnera na Białorusi: jego autonomia nie może mu się podobać. Czy jednak Prigożyn pozwoli na to, by ktoś nim kierował, ograniczał go w jego działaniach? Prigożyn chce w pełni samodzielnie kierować Grupą Wagnera: z pomocą tych oddziałów po pierwsze broni siebie, po drugie, pozwalają mu one pozostać w grze politycznej w szerokim sensie, także z uwzględnieniem Moskwy, a po trzecie to jego narzędzie prowadzenia biznesu, pozyskiwania pieniędzy.
Na razie nie jest jasne, czym wagnerowcy będą się zajmować. Zamieszczono wideo, na którym widać, jak Prigożyn i Utkin zwracali się do najemników którzy pojechali na Białoruś. Mówili tam oni, że to nie koniec Grupy Wagnera, to dopiero początek, i przed nimi jeszcze wiele, w tym naprawdę "historyczne wydarzenia". Mowa była i o tym, że udadzą się do Afryki.
Z tego wyprowadzam wniosek, że duża część tej grupy nie pozostanie na Białorusi, uda się do Afryki. To oczywiście wciąż hipoteza.
REKLAMA
Jednak pewna część najemników pozostanie na Białorusi i ta część zawsze będzie zajmować się ochroną, szkoleniami białoruskich żołnierzy. Takie szkolenia już prowadzą, m.in. ćwiczą z białoruskimi siłami specjalnymi na poligonie brzeskim, z wojskami terytorialnymi.
Być może będzie miała miejsce rotacja - część pojedzie do Afryki, część wróci. Niemniej jednak ta grupa, która zostanie według mnie nie będzie duża, nie będzie przedstawiać zagrożenia dla Łukaszenki, a będzie wykorzystana przez dyktatora do własnych interesów, szkoleń, ochrony obiektów etc.
Zapewne będzie też wykorzystywana do różnych prowokacji.
Nie wykluczam, że Putin, Łukaszenka i Prigożyn mogą wykorzystywać wagnerowców do prób atakowania granic Polski, Litwy, Łotwy, jak to robili Putin i Łukaszenka wcześniej z użyciem migrantów. Nie ma już szturmów, jakie były w 2021 roku, ale można sobie wyobrazić, że mogą się powtórzyć z wagnerowcami, przebranymi za migrantów.
Wiele pewnie zależy od naszej reakcji na to, co się dzieje.
Chciałbym jeszcze dodać, że Łukaszenka z Wagnerem mogą także robić wspólne interesy. Biznes Prigożyna był związany przede wszystkim z rynkiem rosyjskim i afrykańskim. Na rynku rosyjskim jego perspektywy nie są jeszcze znane, jest stamtąd wypierany, ale nadal kontroluje tam sporo interesów, i zarabia pieniądze.
REKLAMA
W Afryce Prigożyn niczego nie stracił - ale możliwe, reputacja i zaufanie do Prigożyna znacznie się pogorszyły, dlatego potrzebny jest mu jakiś stabilizator, ktoś, kto powie, że dalej można z nim współpracować.
Możliwe, że jako ten stabilizator, wystąpi Łukaszenka, który powie, że "Prigożyn jest ok, to jest nasz człowiek", da mu pewnego rodzaju parasol polityczny, a Prigożyn w zamian podzieli się zasobami z Łukaszenką.
Prigożyna m Afryce ma wiele biznesów i także wiele kontaktów w różnych afrykańskich krajach.
Ale także Łukaszenka także działa w Afryce. Jego doradca, Wiktar Szejman, jedna z najbliższych mu osób zarabia tam pieniądze. Zatem można sobie wyobrazić współdziałanie z Prigożynem w Afryce.
REKLAMA
Bardzo mała część Grupy Wagnera może także stać się częścią ochrony Łukaszenki, albo grupą wykonującą różne zadania dla reżimu. Od 2020 roku Łukaszenka ciągle zaostrza represje. Do tego buduje taką wielopoziomowy system ochrony siebie samego, na wypadek zdarzeń w rodzaju 2020 roku lub innej sytuacji.
Na początku umawiał się, by Rosja ruszyła mu na pomoc w przypadku na poziomie relacji dwustronnych, gdyby coś się zdarzyło. Wniesiono zmiany w doktrynę Państwa Związkowego. Łukaszenka otwarcie o tym mówił, było to podobno jeszcze w 2021 roku. Potem twierdził, by także OUBZ w taki sposób działałco było widać na przykładzie Kazachstanu
Potem porozumiał się z Putinem o rozmieszczeniu broni nuklearnej i teraz nią straszy, choć na razie nie jest pewne, czy w ogóle dotarła na Białoruś. Już jednak wykorzystuje ją do szantażowania zachodnich społeczeństw, straszenia ich tym, że gdy "spróbują go obalić, on ma broń atomową".
I to taki trzeci poziom obrony. On buduje jakby swoją fortecę, i ustawia tam jedną linię obrony, drugą linię, trzecią linię - i broń nuklearna w jego oczach to jest taka silna obrona, bo kto zaatakuje dyktatora, który ma broń jądrową, choć w tym przypadku nawet najpewniej nie będzie jej kontrolował.
REKLAMA
I w tym kontekście widzę też rolę Grupy Wagnera. Być może będzie mała "Grupka Wagnera", która będzie wykonywała funkcje ochrony, będzie częścią białoruskich sił zbrojnych, albo będzie samodzielna, ale zakontraktowana w białoruskiej armii.
Łukaszenka widział, co działo się w Biełgorodzie, czyli w rosyjskich regionach graniczących z Ukrainą - widział, że wkraczają ukraińskie wojska, i rosyjskie dywersyjne bataliony walczące o Ukrainę. Jest i Pułk Kalinowskiego, a Łukaszenka bardzo się go boi.
Gdyby zdradzili białoruscy wojskowi, to u boku będą "profesjonaliści" z Grupy Wagnera. Choć przy tym wszystkim Łukaszenka zdaje sobie sprawę z pewnego ryzyka: np. że Rosja przegra wojnę.
Mimo wszystko sądzę, że duża część tych, co przyjechali, odjedzie, bo nie mają tam możliwości zarobku. Mieszkanie w obozie nie ma większego sensu. Ta mała część, która zostanie będzie wypełniać te funkcje, o których mówiłem.
REKLAMA
Sytuacja się rozwija. Wiele zależy pewnie też o reakcji Zachodu na różne prowokacje. Dużym echem odbiły się ćwiczenia w Brześciu - wagnerowców z siłami specjalnymi. Polska w odpowiedzi zdecydowała o przesunięciu oddziałów z zachodu na wschód.
Łukaszenka nie rozumie języka kompromisów, tylko język siły. Gdy odpowiedź jest twarda - zmuszony jest się z nią liczyć.
Tak było z kryzysem migracyjnym - gdy Łukaszence dano silny odpór, został zmuszony do tego, by się zatrzymać.
Tak było także, gdy skazano Andrzeja Poczobuta. Polski rząd zamknął wówczas granice dla ruchu towarowego. Łukaszenka odgrażał się, że na to zareaguje. Jednak w żaden sposób nie odpowiedział. Nie zdecydował się na eskalację.
A zatem, gdy Łukaszenka mówi, że przywiezie na Białoruś broń jądrową, i na to nie ma żadnej reakcji ze strony państw Zachodu, to co się stanie?
REKLAMA
To prawda. Tymczasem przybywają kolejne konwoje wagnerowców. Ostatnio szacowano, że ich jest 3,5 tysiąca.
Szacuje się, że Prigożyn może dysponować 8 tys. osób. Nie wiemy jednak, ile osób tu przybędzie, jedni mówią o 8, inni o 3, jeszcze inni o 12, czy 5 tys.
Jeśli oceniać rozmiar obozu w wiosce Cel, to jest obliczony na 8 tysięcy osób. Można przypuszczać, że wagnerowcy wciąż będą przybywać - może do 6 tysięcy. Nie mamy jednak pewności.
Szacuje się, że na razie przyjechałp 3,5 tysiąca najemników. Jeśli tak, to dotrą jeszcze setki, ewentualnie kilka tysięcy.
***
REKLAMA
Z Pawłem Slunkinem z Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych rozmawiała Agnieszka Kamińska, PolskieRadio24.pl
***
Paweł Slunkin jest obecnie ekspertem w Europejskiej Radzie Stosunków Międzynarodowych, z siedzibą w warszawskim biurze ECFR. Jak napisano na stronie ośrodka, przed dołączeniem do ECFR pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Białorusi. Dodano, że Paweł Slunkin brał udział w mińskich rozmowach na temat Ukrainy i pracował jako analityk polityczny w ambasadzie Białorusi na Litwie.
REKLAMA
REKLAMA