Antyrządowe protesty w Turcji. Policja użyła armatek wodnych i broni palnej

Turecka policja użyła siły wobec protestujących na placu Taksim w Stambule. Demonstranci domagali się ustąpienia premiera Tayyipa Erdogana w związku z aferą korupcyjną w rządzie.

2013-12-27, 21:13

Antyrządowe protesty w Turcji. Policja użyła armatek wodnych i broni palnej

Według tureckich mediów na ulicach prowadzących do placu Taksim siły bezpieczeństwa użyły gazu łzawiącego, armatek wodnych i gumowych kul. Agencja EFE relacjonuje, że dziesiątki radykalnych demonstrantów rzucały w stronę funkcjonariuszy płyty chodnikowe i petardy.
To właśnie na placu Taksim latem odbywały się wielotysięczne antyrządowe protesty. Siły bezpieczeństwa ostro reagowały na te demonstracje, używając m.in. gazu łzawiącego. Według mediów piątkowe sceny przypominają te z czerwca, gdy uczestnicy demonstracji sprzeciwiali się nasilającym się tendencjom autorytarnym we władzach i próbom islamizacji kraju.
W piątek protestujący, którzy zorganizowali się za pośrednictwem mediów społecznościowych, skandowali: "Wszędzie jest łapówkarstwo, wszędzie jest korupcja". Jak zauważa dziennik "Hurriyet Daily News", hasło to przypomina motto czerwcowych protestów, podczas których wykrzykiwano: "Taksim jest wszędzie, opór jest wszędzie".
Według agencji AFP ok. 600 osób zebrało się w stołecznej Ankarze, domagając się ustąpienia konserwatywnego rządu. Na razie nie doszło do incydentów.
Cztery miesiące przed wyborami lokalnymi, uważanymi za test dla szefa rządu i jego partii, premier Erdogan stanął w obliczu bezprecedensowego skandalu polityczno-finansowego.
W wyniku afery korupcyjnej, która wybuchła 17 grudnia, aresztowano 24 osoby, w tym synów dwóch ministrów. Erdogan zmuszony był przeprowadzić rekonstrukcję rządu i wymienić 10 ministrów.
Broniąc się przed zataczającym coraz szersze kręgi śledztwem, rząd przeprowadził też sporą czystkę wśród najwyższych dowódców policji.
Ponadto Erdogan usiłował doprowadzić do zmian w policyjnych regulaminach, mających zmusić śledczych do ubiegania się o zgodę przełożonych na prowadzenie dochodzeń i aresztowania. Rada Stanu - najwyższy turecki sąd administracyjny - zablokowała tę inicjatywę.

Dymisje ministrów

Turecki minister ochrony środowiska i urbanizacji Erdogan Bayraktar podał się w środę do dymisji w związku ze skandalem korupcyjnym, który wstrząsnął rządem. Kilka godzin wcześniej rezygnację złożyli szefowie resortów gospodarki i MSW.

Bayraktar ogłosił swoją rezygnację z funkcji ministra i deputowanego oraz zaapelował do premiera Recepa Tayyipa Erdogana, by uczynił to samo. Zapewnił, że nie ma sobie nic do zarzucenia w kwestii projektów budowlanych, których m.in. dotyczy zakrojone na szeroką skalę śledztwo w sprawie korupcji. Dodał, że działał "za pełną wiedzą premiera".
Syn Bayraktara był na krótko zatrzymany w ramach dochodzenia w sprawie korupcji, a po przesłuchaniu zwolniony. Natomiast synowie ministrów gospodarki i spraw wewnętrznych - Zafera Caglayana i Muammera Gulera - są wśród 24 aresztowanych, którym w sobotę formalnie postawiono zarzuty.

Afera korupcyjna w Turcji

Zakrojona na szeroką skalę operacja policyjna rozpoczęta 17 grudnia nadszarpnęła reputację premiera Erdogana i jego islamsko-konserwatywnego rządu. Dymisji ministrów domagała się opozycja. W poniedziałek tureckie media informowały, że Erdogan planuje rekonstrukcję rządu.

We wcześniejszym oświadczeniu szef resortu gospodarki, tłumacząc swoją decyzję, podkreślił: "operacja wszczęta 17 grudnia jest z pewnością odrażającym spiskiem przeciwko naszemu rządowi, naszej partii i naszemu krajowi".
Z kolei szef MSW poinformował, że 17 grudnia zwrócił się do premiera Erdogana o zwolnienie z funkcji, ale w środę "przekazał swoją decyzję na piśmie".
Wśród oskarżonych są - poza synami ministrów - biznesmeni oraz dyrektor państwowego banku Halk Bankasi (Halkbank).

REKLAMA

W marcu w Turcji mają się odbyć wybory lokalne, postrzegane jako wotum zaufania dla rządzącej od 11 lat formacji Erdogana, Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP).

Premier Recep Tayyip Erdogan kilka dni temu nazwał śledztwo w sprawie afery "brudną operacją" wymierzoną przeciwko jego gabinetowi. Według niego, w tę prowokację zaangażowali się ambasadorowie niektórych krajów.

Szef tureckiego rządu wezwał ich, by "zajęli się swoją pracą". - Nie musimy utrzymywać was w naszym kraju - oświadczył Erdogan.
Tureccy komentatorzy zwracają uwagę, że cała sprawa może być przejawem porachunków wewnątrz partii rządzącej między zwolennikami premiera Recepa Tayyipa Erdogana a tymi, popierającymi islamskiego naukowca Fethullaha Gulena, przebywającego na uchodźstwie w Stanach Zjednoczonych.

''

REKLAMA

IAR, PAP, bk

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej