Tragedia w tureckiej kopalni. "Były błędy w akcji ratunkowej"
- Przy analizowaniu wypadku w Turcji, trzeba wziąć pod uwagę stan sprzętu - podkreśla zastępca dyrektora departamentu górnictwa Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach, Krzysztof Król.
2014-05-14, 11:41
Posłuchaj
Co najmniej 205 górników zginęło, a kilkuset jest uwięzionych pod ziemią w wyniku wtorkowej eksplozji i pożaru w tureckiej kopalni.
- Do tak dużej tragedii na pewno przyczynił się stan sprzętu, szczególnie transformatora, który wybuchł - ocenia Krzysztof Król. Jego zdaniem, lekceważenie zasad bezpieczeństwa jest charakterystyczne dla tureckich kopań. - Na podstawie informacji, które dostajemy można się także dopatrzeć błędów w akcji ratunkowej - dodał.
Jak stwierdził, jeśli prawdą jest, że górnikom podawano tlen, a na dole doszło do pożaru, to takie działanie mogło doprowadzić do podsycania ognia.
W chwili wybuchu pod ziemią, na głębokości około dwóch kilometrów, pracowało 787 osób. Około 400 jest nadal poszukiwanych. Do eksplozji transformatora doszło w czasie, gdy jedna zmiana górników kończyła pracę, a druga ją zaczynała.
Cihan/x-news
Były wiceminister gospodarki i ratownik górniczy Jerzy Markowski ocenia, że szanse na uratowanie górników są minimalne a nawet żadne. Wybuch, zawał i brak tlenu tworzą pod ziemią warunki, w których bardzo trudno przeżyć. Nakłada się na to fakt, że właściciele kopalni, dążąc do maksymalizacji zysku, zaniedbują podstawowe zasady bezpieczeństwa.
Do podobnych wypadków dochodzi w Turcji dość często, szczególnie w prywatnych kopalniach, takich jak ta w Somie, gdzie nie przestrzega się ściśle zasad bezpieczeństwa. Do najbardziej tragicznego wypadku doszło ponad 20 lat temu w miejscowości Zongdulak. W wybuchu gazu zginęło wtedy ponad 250 osób.
Znajdująca się w prowincji Manisa Soma jest jednym z centrów górniczych w Turcji.
REKLAMA
pp/IAR/PAP
REKLAMA