Długie kolejki głosujących w Katalonii. Zakończył się plebiscyt niepodległościowy
Prawie 2 mln Katalończyków wzięło udział w głosowaniu w sprawie niepodległości swego regionu. Choć głosowanie jest niewiążące, a zdaniem rządu Hiszpanii narusza prawo, przed punktami do głosowania przez cały dzień ustawiały się kolejki.
2014-11-09, 22:04
Posłuchaj
Ostatni komunikat  dotyczący frekwencji informował, że do godziny 18 zagłosowało 1,98 mln  spośród ponad 5 mln uprawnionych. Trudno jest ustalić, jaki to dokładnie  procent uprawionych do głosowania, ponieważ organizatorzy, działając  mimo sprzeciwu rządu centralnego i Trybunału Konstytucyjnego, nie mieli  prawa posługiwać się oficjalnym spisem wyborców. Zdecydowano, że w tym  symbolicznym głosowaniu mogą wziąć udział osoby, które ukończyły 16 lat i  są zameldowane na terenie regionu autonomicznego Katalonia.   
 Przed  większością lokali wyborczych od rana można było zaobserwować długie  kolejki. Punkty, przed którymi po godz. 20 wciąż oczekiwali chętni do  głosowania, nie zostały zamknięte.
W głosowaniu wzięli udział czołowi katalońscy politycy. Głos oddał też m.in. Pep Guardiola, trener Bayernu Monachium, którego obecność wzbudziła entuzjazm innych głosujących i duże zainteresowanie mediów.
W rozmowie z Polskim Radiem uczestnicy plebiscytu najczęściej wymieniali dwa powody pójścia do urn: dążenia niepodegłościowe oraz nadzieję, że niepodległa Katalonia lepiej zadbałaby o swoich mieszkańców. „Liczę, że mój głos zmieni świat na lepszy. Teraz bogacą się tyko ci, którzy są przy władzy. A realny świat, ten w którym wszyscy żyjemy, wcale ich nie intresuje.” - skarżyła się bezrobotna Angels.
Chociaż głosowanie  prawie wszędzie przebiegało bez zakłóceń, cichły kontrowersje wokół jego  przeprowadzenia. Od rana media informowały, że prokuratura ustala, kto  jest odpowiedzialny za udostępnienie państwowych lokali na głosowanie,  którego przeprowadzenie zawiesił Trybunał Konstytucyjny na wniosek rządu  Mariano Rajoya. Mieli w tym pomóc funkcjonariusze policji autonomicznej  Mossos d'Esquadra, identyfikując osoby otwierające rano lokale  wyborcze, nie zaobserwowano jednak, żeby w którymkolwiek z lokali do  tego doszło.   
 Zadanie postanowił prokuraturze ułatwić premier  regionu Artur Mas. Po wrzuceniu głosu do urny, wśród aplauzu uczestników,  powiedział dziennikarzom: - Jeśli prokuratura szuka odpowiedzialnego, to  jestem nim ja. Dodał, że niedzielne głosowanie ma być kolejnym krokiem na drodze  do "ostatecznego referendum", które będzie "w miarę możliwości ustalone z  państwem hiszpańskim". "Zasłużyliśmy na to" - oświadczył Mas.   
 Za  odpowiedzialnego z pewnością uważa Masa ugrupowanie Związek, Postęp i  Demokracja (UPyD), którego przedstawiciele przekazali w niedzielę rano  prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przez niego przestępstwa. W  dokumencie domagali się aresztowania szefa katalońskiego rządu i  pozostałych organizatorów głosowania oraz natychmiastowego zamknięcia  lokali wyborczych.   
 Na razie władze nie podjęły żadnych  bezpośrednich działań, by uniemożliwić Katalończykom głosowanie. W  związku z niedzielnymi wydarzeniami zatrzymano jedynie grupę pięciu  mężczyzn, którzy usiłowali w Geronie przemocą przerwać głosowanie w  jednym z lokali.   
 Opinie partii rządzącej na temat głosowania  przedstawiła jej przewodnicząca na terenie Katalonii, Alicia  Sanchez-Camacho. - Zdaniem Partii Ludowej to, co się dziś dzieje w  Katalonii, to nie prawdziwe głosowanie, to farsa. Godzi w konstytucyjne  prawa i w demokrację - powiedziała dziennikarzom.   
 Chociaż wyniki  głosowania poznamy dopiero w poniedziałek, łatwo przewidzieć, że  większość osób, która zdecyduje się wziąć w nim udział, to zwolennicy  niepodległości Katalonii. Największą niewiadomą jest w tej sytuacji  frekwencja. Im wyższa, tym trudniej będzie rządowi Rajoya zignorować  żądania przeprowadzania prawdziwego, legalnego referendum w sprawie  przyszłości Katalonii.   
 Symboliczne głosowanie miało być wsparciem  dla długotrwałej kampanii na rzecz niepodległości bogatej Katalonii,  zamieszkanej przez 7,5 mln osób. Początkowo w Katalonii planowano  referendum w sprawie niepodległości. Gdy zostało ono odwołane na wniosek  rządu Hiszpanii, katalońscy politycy postanowili przeprowadzić  alternatywną konsultację w postaci symbolicznego głosowania, lecz i tę  formę zakwestionował Trybunał Konstytucyjny w Madrycie, który zawiesił  prawo władz Katalonii do zorganizowania plebiscytu. Jednak Barcelona  postanowiła mimo wszystko przeprowadzić konsultację. Punkty do  głosowania zorganizowali wolontariusze i aktywiści ruchów  niepodległościowych.
Oprócz Katalonii, głosowano w 18 miastach całego świata, m.in. w Tokio, Sydney, Londynie i Berlinie.
JU/IAR/PAP