Poseł Wipler pobity przez policję? Komendant Główny Policji broni funkcjonariuszy
- Funkcjonariusz i będąca w patrolu policjantka walczyli z pijanym mężczyzną, który próbował się wyrwać i nie reagował na polecenia, uniemożliwiając zapięcie kajdanek - tak o incydencie z udziałem posła Przemysława Wiplera mówi Komendant Główny Policji gen. Marek Działoszyński.
2014-11-10, 17:30
W oświadczeniu przekazanym PAP gen. Marek Działoszyński broni policjantów, którzy wówczas interweniował. Jego zdaniem, obezwładnienie, zatrzymanie i założenie Wiplerowi kajdanek napotkało na czynny opór, co było podstawą do użycia siły fizycznej i pałki służbowej.
- Policjantka, próbując pomóc koledze, napotkała na czynny opór nietrzeźwego - była odpychana przez niego nogami. By pokonać ten opór, użyła - do czego ma prawo - pałki służbowej, uderzając mężczyznę po nogach, adekwatnie do zachowania i sytuacji - napisał Działoszyński.
- W nomenklaturze policyjnej osoby takie określa się mianem "nieśmiertelnych", ponieważ działają w amoku, mają olbrzymią siłę i walczą ze wszystkimi. Na całym świecie używa się wobec nich paralizatorów, bo nawet broń palna okazuje się nieskuteczna - stwierdził.
Do incydentu doszło rok temu przed jedną z warszawskich restauracji. W ubiegłym tygodniu "Super Express" i "Fakt" opublikowały nagranie z miejskiego monitoringu.
Nagranie jest pozbawione dźwięku. Widać na nim m.in., że Przemysław Wipler podchodzi do funkcjonariuszy i coś do nich krzyczy, dochodzi do przepychanki. Kolejne nagranie pokazuje policjanta idącego za posłem i próbę zatrzymania Wiplera.
W związku z incydentem z udziałem Wiplera i policjantów prokuratura skierowała do sądu w lipcu 2014 roku akt oskarżenia wobec posła.
Politykowi postawiono dwa zarzuty: "zmuszania przemocą funkcjonariuszy policji do zaniechania prawnej czynności służbowej, przy naruszeniu ich nietykalności cielesnej" oraz "znieważenia dwojga funkcjonariuszy słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe podczas i w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych". Przestępstwa te są zagrożone karą pozbawienia wolności do lat trzech.
Po ujawnieniu nagrania w mediach prokuratura podtrzymała swoje zarzuty i podkreśliła, że postawiono je posłowi nie tylko na podstawie monitoringu, ale są też inne dowody - w tym zeznania osób postronnych, niebędących ani policjantami, ani towarzyszami Wiplera z jego imprezy.
Zdaniem Działoszyńskiego, "już po samym zajściu" dokonano oceny zachowania "podejmujących interwencję policjantów". - Widząc bezprawne i nieracjonalne zachowanie pijanego, który nie słuchał poleceń policjantów i walczył z nimi na leżąco, do czasu pojawienia się wezwanych na pomoc innych funkcjonariuszy, kilku mężczyzn, którzy obserwowali zdarzenie, podeszło zbulwersowanych zachowaniem pana Wiplera i próbowało udzielić pomocy mundurowym. Czy gdyby wiarygodna była wersja posła Wiplera, postronni ludzie pomagaliby policjantom? - tłumaczy.
Komendant policji podkreślił, że policja nie zdecydowała się na publikację materiału filmowego z tego zdarzenia, choć - według niego - potwierdza on wersję wydarzeń policjantów, aby - jak napisał - nie odbierać Wiplerowi "resztek godności".
Dodał, że całość materiałów dotyczących tej sprawy przekazano prokuraturze, która, wraz z sądem, oceni zachowanie policjantów. - Nie poddamy się też próbom wciągania nas przez niektóre media i komentatorów w próbę zastąpienia sądu i prokuratury. Policjanci, którzy w dzień i w nocy podejmują interwencje wobec osób nietrzeźwych i przestępców, którzy narażają swoje życie i zdrowie, mają prawo do spokojnego osądu i działań przez uprawnione organy - działań wolnych od presji wyborczej lub medialnej - dodał komendant.
REKLAMA
Wipler twierdzi, że w związku ze sprawą powinien się zmienić szef policji. - Jak się zachowała policja, wszyscy Polacy widzieli. Policja zapowiadała, że ujawni monitoring, przez rok czekaliśmy bezskutecznie na jakiekolwiek fakty inne niż stanowisko podwładnych pana komendanta. Pan komendant powinien być zdymisjonowany, za to co się wydarzyło rok temu - powiedział. Podkreślił, że od początku domagał się ujawnienia dokumentów. - Ujawnienie nagrania pokazuje, że kłamstwo jest sprinterem, a prawda - długodystansowcem - zaznaczył poseł.
PAP/asop
REKLAMA