Rosyjski urzędnik o Tomahawkach: to antyrosyjski akt
Rosja jest zaniepokojona planami zbrojeniowymi Polski. Jak wyjaśnia agencja Interfax, chodzi o okręty podwodne wyposażone w rakiety Tomahawk, które chce kupić polska armia.
2015-03-12, 20:27
Posłuchaj
- To jednoznacznie antyrosyjski akt - twierdzi były naczelnik departamentu współpracy międzynarodowej ministerstwa obrony Leonid Iwaszow.
W jego ocenie, Rosja musi odpowiedzieć zdecydowanym ruchem na plany Warszawy. Wojskowy ekspert sugeruje zwiększenie na Bałtyku liczby rosyjskich kompleksów przystosowanych do zwalczania celów podwodnych.
- W Polsce muszą zrozumieć, że podejmowanie przez Warszawę antyrosyjskich kroków nie pozostanie bez odpowiedzi - cytuje Leonida Iwaszowa agencja Interfax. Ekspert dodaje, że Moskwa powinna bez skrupułów rozmieszczać w obwodzie Kaliningradzkim systemy rakietowe Iskander M.
Sugeruje też, że antyrosyjskie działania Warszawy, a do takich zalicza plany zakupu rakiet Tomahawk, są podejmowane w ścisłej współpracy z Waszyngtonem.
REKLAMA
Szef MON: Polska zapytała Amerykanów o Tomahawki
Wicepremier, minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak potwierdził w czwartek, że Polska zwróciła się do USA z pytaniem o możliwość zakupu pocisków manewrujących typu Tomahawk.
Jak powiedział, sprawa wyposażenia okrętów podwodnych w tego typu broń była rozważana długo. W zeszłym roku, po wnikliwych analizach, podjąłem decyzję, że polskie okręty powinny mieć taką zdolność i pytamy wszystkich, którzy są w stanie taką broń dostarczyć, także partnerów amerykańskich - mówił Siemoniak w radiowych Sygnałach Dnia.
Zastrzegł, że jest to odległa perspektywa czasowa.
REKLAMA
- Takie sprawy nie trwają szybko; w planie rozwoju Marynarki Wojennej jest pozyskanie trzech okrętów podwodnych do 2030 roku, więc chcemy w tym roku uruchomić postępowanie. Natomiast będzie to wymagało jeszcze wielu skomplikowanych czynności. Sama produkcja też trwa kilka lat - dodał.
Wojsko czeka na okręty podwodne
Zgodnie z planami MON polska Marynarka Wojenna ma otrzymać trzy nowe okręty podwodne. W marcu ub. roku zakończył się dialog techniczny z potencjalnymi dostawcami, MON zamierzało uruchomić procedurę w styczniu 2015 r., postępowanie przesunęło się jednak ze względu na kwestię uzbrojenia okrętów w pociski manewrujące. W styczniu br. resort poinformował, że ostatecznie zdecydowano się na ten wymóg. Trwa przygotowywanie wymagań, które ma ruszyć w sierpniu. Dostawy miałyby nastąpić do roku 2025.
Gotowość przedstawienia oferty okrętów podwodnych dla Polski wrażają producenci z Francji, Niemiec i Szwecji. Francuzi z grupy DCNS proponują okręty typu Scorpene uzbrojone w pociski manewrujące produkowane przez MBDA, zdolne razić cele naziemne w promieniu 1000 km od okrętu. Jest to jednak oferta powiązana - proponowany odpowiednik Tomahawka nie jest dostępny w razie wyboru innego okrętu.
Szwedzki Saab proponuje Polsce udział w produkcji będącego na etapie projektu okrętu A26, opracowanego z myślą o specyficznych warunkach Bałtyku, ale zdolnego też do działań oceanicznych. Ofertę mogą złożyć także niemiecka grupa ThyssenKrupp Marine Systems, proponująca okręty HDW 212 wybrane przez Bundeswehrę i marynarkę Włoch, lub 214A, zamówione przez Koreę Pd., Grecję i Portugalię, oraz hiszpańska stocznia Navantia. Niewykluczone, że do postępowania przystąpi też stocznia z Korei Południowej.
- To zapytanie mające charakter czysto formalny, absolutnie nie oznacza ono, że kiedykolwiek kupimy pociski Tomahawk - powiedział redaktor naczelny "Nowej techniki Wojskowej" Andrzej Kiński.
REKLAMA
Dodał, że podczas gdy francuska grupa DCNS ma rządową zgodę na sprzedaż pocisków manewrujących z okrętami, Niemcy ani inni producenci nie mogą złożyć podobnej propozycji. "Mogą zintegrować Tomahawki z okrętami, ale musimy mieć zgodę amerykańskiej administracji na eksport pocisków. To formalna, wstępna prośba" - podkreślił Kiński.
Ćwiczenia szpicy NATO w czerwcu
Siemoniak mówił także, że w pierwszych manewrach tzw. szpicy - sił natychmiastowego reagowania - NATO, które odbędą się w czerwcu w Polsce, weźmie udział ok. 5 tys. żołnierzy. - Intensywnie przygotowujemy się do tego, aby tymczasową szpicę szybko w Polsce i w innych krajach NATO przećwiczyć, stąd termin czerwcowy - dodał wicepremier.
Przypomniał, że tymczasowa szpica działa od 1 stycznia. - Zaangażowani są w nią Niemcy, Holendrzy, Norwegowie, Polacy i Czesi, i zapadła decyzja - tu włączą się także Amerykanie - żeby przeprowadzić ćwiczenia w czerwcu na jednym z polskich poligonów. Chcemy w praktyce przećwiczyć zdolność do przerzutu, zaangażowania tych sił; nazwa oficjalna to siły natychmiastowego reagowania - powiedział szef MON.
- Myślę, że to jest bardzo wyrazisty sygnał tego, że NATO swoje decyzje i zobowiązania z Newport traktuje poważnie - podkreślił Siemoniak.
Według źródeł w NATO w poligonowej części ćwiczeń zaplanowanej na czerwiec w Żaganiu (woj. lubuskie) obejmie uderzenia z powietrza, desant spadochroniarzy, współdziałanie z wojskami zmechanizowanymi, w tym z czołgami i transporterami, scenariusz przewiduje operację obronną i kontratak.
REKLAMA
Wydzielenie z sił odpowiedzi NATO (NRF) tzw. połączonych sił zadaniowych bardzo wysokiej gotowości (Very High Readiness Joint Task Force - VJTF), nazywanych szpicą, postanowił szczyt NATO w Newport we wrześniu ub. r.
VJTF, zdolne do przerzutu w ciągu kilkudziesięciu godzin, mają osiągnąć wstępną gotowość w 2016 r., a pełną rok później. Do tego czasu sojusz powołał tzw. tymczasową szpicę. Tworzą ją pododdziały lądowe z Niemiec, Holandii i Norwegii - wspierane przez elementy sił morskich i powietrznych, głównie z Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii i Belgii. Dowództwo tymczasowej "szpicy" mieści się w Muenster.
PAP/IAR/agkm
REKLAMA