Szok w alpejskiej wiosce
Położona w alpejskiej dolinie wioska Seyne Les Alpes, mimo, że jest częstym celem wypraw narciarzy, nigdy nie widziała tylu zagranicznych gości naraz. Jednak obecny najazd osób z całego świata wcale nie wywoływał uśmiechu na twarzy mieszkańców.
2015-03-28, 18:22
Do Seyne zjechały setki dziennikarzy, by przekazywać informacje z akcji poszukiwawczej po katastrofie Airbusa linii Germanwings. To, co zdarzyło się 24 marca przed południem było dla miejscowych szokiem - relacjonuje Wojciech Cegielski, specjalny wysłannik Polskiego Radia.
KATASTROFA AIRBUSA WE FRANCJI - czytaj więcej >>>
- Czasem widać tutaj samoloty wysoko na niebie, ale nigdy jeszcze żadna maszyna nie leciała tak nisko - mówił mi jeden z mieszkańców o imieniu David. Pracująca w miejscowym urzędzie Fanette, piękna brunetka o ciemnych oczach, nigdy nie zapomni huku, jaki w pewnym momencie usłyszała, wychodząc z biura na kawę. - To był taki głuchy wybuch, który niósł się przez całą okolicę. To wszystko stało się za górą, ale słychać to było na kilka kilometrów. Początkowo myślałam, że to burza. Dopiero potem w radiu powiedzieli, że rozbił się samolot - mówiła dzień po katastrofie.
REKLAMA
Ratownicy, strażacy ale i mieszkańcy, którzy natychmiast włączyli się w akcję poszukiwawczą, rozłożyli obóz na pobliskiej polanie. Co chwilę lądował tam lub startował śmigłowiec. Miejsce katastrofy jest trudno dostępne, a wiosną w górach piechurów lubią zaskoczyć lawiny. Dlatego ratownicy docierali na miejsce śmigłowcami. Dopiero po wielu godzinach od tragedii, widziałem grupę miejscowych w białych koszulkach, sznureczkiem wspinających się na wzgórze. Szli na ratunek.
Tuż obok ratowników z godziny na godzinę przybywało wozów stacji telewizyjnych. Dziennikarze z Polski, Czech, Austrii, Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych przyjechali, by relacjonować najbardziej tragiczną od kilku lat katastrofę lotniczą w Europie. Miejscowi pierwszy raz w życiu mieli okazję widzieć takie tłumy ludzi z mikrofonami i kamerami.
Mieszkańcy Seyne Les Alpes początkowo chętnie rozmawiali z dziennikarzami, ale z każdą godziną na ich twarzach widać było coraz większe zniecierpliwienie. Każdy kolejny dziennikarz zadawał te same pytania, pytał, co widzieli, co słyszeli, co sądzą o przyczynach katastrofy.
REKLAMA
Ale prawdziwą wściekłość u mieszkańców Seyne można było zobaczyć, gdy pojawiły się pierwsze informacje, że pilot celowo rozbił samolot i że mogło to być samobójstwo. Miejscowi nie mogli uwierzyć, jak to możliwe, by ktoś w akcie desperacji zabił 149 osób. - To bardzo przykre, że wydarzyło się to u nas. My jesteśmy dobrymi ludźmi, żyjemy tu sobie spokojnie. Gdybyśmy mogli cokolwiek zrobić, na pewno nie doszłoby do tej tragedii - mówi David.
Choć wiemy o tej katastrofie już wiele, jej szczegóły zapewne będą jeszcze badane przez wiele miesięcy. Francuzi z Seyne Les Alpes na pewno zapamiętają ją do końca życia. A my, którzy obserwowaliśmy z bliska pierwsze godziny po katastrofie, zapamiętamy olbrzymie zaangażowanie, z jakim Francuzi przystąpili do pomocy. Wielu z nich pracowało za darmo i niemal bez odpoczynku. Wszystko po to, by ocalić kogokolwiek, kto ewentualnie mógł przeżyć. Mimo, iż wszyscy byli świadomi, że w katastrofie zginęli wszyscy.
Wojciech Cegielski, dziennikarz Polskiego Radia, to
******
REKLAMA
Airbus A320 niemieckich tanich linii lotniczych Germanwings rozbił się we francuskich Alpach. Zginęło 144 pasażerów i sześciu członków załogi. Nagrania z kabiny pilotów sugerują, że gdy pierwszy pilot z niej wyszedł, drugi pilot zamknął od środka drzwi i skierował maszynę ku ziemi.
REKLAMA