Wybory parlamentarne. Politolog: odbierając głosy kolegom z listy łatwiej o sukces

Zażartą walkę w okręgu wyborczym o mandat do Sejmu toczą między sobą kandydaci z tej samej partii – mówi dr Jarosław Flis z UJ. Rozgrywka zaczyna się już na etapie układania list wyborczych.

2015-07-12, 09:52

Wybory parlamentarne. Politolog: odbierając głosy kolegom z listy łatwiej o sukces
. Foto: Glow Images/East News

Wybory parlamentarne odbędą się jesienią; partie rozpoczynają dyskusję na temat list wyborczych - pojawiają się już pierwsze spekulacje dot. osób, które mogą zostać liderami list.
Zdaniem Flisa układanie list wyborczych to element zażartej walki "układów, spółdzielni, sojuszy", by ograniczyć sobie nawzajem szanse na wygraną; to także "metoda motywacji przez konflikt".

Przytłaczająca liczba osób startuje w wyborach do Sejmu bez żadnych szans na mandat (partie mogą wystawiać dwukrotnie więcej kandydatów niż jest do zdobycia mandatów w okręgu) - stwierdza Flis. Niektórzy decydują się na start z naiwności, innym obiecuje się większe szanse na dobry wynik w kolejnych wyborach. - Naciąga się frajerów na wydanie własnych pieniędzy, własnego czasu, po to, by ugrupowanie miało zyski - powiedział.

Dobry wynik, nie zawsze jest dobry

Co więcej - zaznacza - układający listy liczą na to, że te osoby nie zdobędą mandatu - niekiedy dobry wynik może nawet oznaczać, że w kolejnych wyborach dana osoba w ogóle nie trafi na listę, bo będzie zagrażała zdobyciem mandatu, a ma być jedynie tzw. naganiaczem; część osób startuje z dalekich miejsc, bo odpłaca się tym partii np. za etat w administracji; ma przyciągnąć wyborców dzięki lokalnej popularności.

- Koterie wycinają kolegów, bo walczą o władzę albo mają ludzi z nowego, własnego orszaku i wprowadzają je na pozycje strzeleckie - powiedział. Według niego szanse na zwycięstwo posłów odsuniętych na dalsze pozycje są połowiczne - walczą o nie właśnie z nowymi wstawionymi na listy kandydatami, którzy stanowią jedną piątą nazwisk na listach.

REKLAMA

Wewnątrzpartyjna walka

Posłowie ubiegający się o ponowny wybór startujący z dobrych miejsc wygrywają w 90 proc. - mówi Flis. Ocenia, że walka międzypartyjna bardzo rzadko pozbawia ich mandatu, ale wewnątrzpartyjna już tak. Według niego, szansa na to, że urzędujący poseł straci mandat na rzecz kolegi z listy jest o rząd wielkości większa niż szansa straty mandatu na rzecz innej partii".

To, że rywalizacja toczy się przede wszystkim między kandydatami startującymi z tej samej listy w okręgu wyborczym wynika - zdaniem eksperta - z ordynacji wyborczej - posłów wybieramy w wielomandatowych okręgach wyborczych w wyborach proporcjonalnych. Jedynie duża zmiana poparcia dla partii w skali kraju przekłada się na wzrost mandatów do zdobycia w okręgu. W dodatku ewentualne dodatkowe mandaty rozkładają się nierównomiernie - tzn. jeden okręg może z puli zyskać cztery mandaty, a drugi w ogóle. Dlatego dla kandydatów walka o mandat z kandydatami innych partii ma znaczenie trzeciorzędne - ocenia Flis.

pp/PAP

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej