Tragedia w klubie nocnym w Bukareszcie. Trzeci dzień manifestacji
Około 10 tys. w większości młodych ludzi przeszło w czwartek wieczorem, trzeci dzień z kolei, ulicami Bukaresztu. Protestowali przeciw korupcji wśród rządzących, która ich zdaniem była przyczyną piątkowej tragedii w klubie, w wyniku której zginęły 32 osoby.
2015-11-06, 06:45
W tym samym czasie ok. 7 tys. ludzi protestowało także w wielu innych miastach kraju, m.in. w Braszowie (na północy), Konstancy (na wschodzie) i Timisoarze (na zachodzie kraju).
"Precz z parlamentu!", "Za wolną Rumunię!" - skandowali uczestnicy bukareszteńskiego protestu, krytykując całą klasę polityczną.
- Sprawiedliwości jeszcze nie stało się zadość. W pożarze zginęły dwie moje koleżanki - powiedziała agencji AFP chcąca zachować anonimowość uczestniczka manifestacji. - Dymisje niewiele zmieniają. Nie zmniejszą cierpienia - dodała, odnosząc się środowej dymisji dotychczasowego premiera Victora Ponty, do której doszło w wyniku masowych protestów antyrządowych.
We wtorek wieczorem ustąpienia Ponty domagało się około 30 tys. uczestników zorganizowanej w Bukareszcie demonstracji. W środę - kolejne 30 tys. ludzi wyszło na ulicę miasta, żądając rozpisania przyspieszonych wyborów i odnowy politycznych elit.
REKLAMA
Prezydent Rumunii Klaus Iohannis mianował w czwartek dotychczasowego ministra oświaty Sorina Cimpeanu z Partii Socjaldemokratycznej (PSD) tymczasowym premierem. Będzie on kierował rządem do czasu mianowania i zatwierdzenia przez parlament nowego premiera.
Bezpośrednia przyczyna piątkowej tragedii w klubie nocnym, w której zginęły 32 osób, a ok. 180 zostało rannych, jest nadal wyjaśniana. Władze podejrzewają, że do wypadku przyczyniło się nieprzestrzeganie norm bezpieczeństwa i brak odpowiednich pozwoleń. Trzej właściciele lokalu zostali aresztowani pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci.
Tragedia w klubie
Mężczyźni w wieku od 28 do 36 lat przez kilka godzin składali zeznania na prokuraturze. Zarzuca im się, że pozwolili na to, by feralnej nocy w klubie znalazło się zbyt wiele osób i nie zadbali o wyjścia awaryjne.
Do tragedii doszło w popularnym wśród młodzieży klubie nocnym Colectiv w Bukareszcie. W ubiegły piątek wieczorem grał tu heavymetalowy zespół Goodbye to Gravity. Na koncert przyszło około 400 osób. Występowi miały towarzyszyć spektakularne efekty pirotechniczne.
REKLAMA
W pewnym momencie wybuchł pożar a osoby, które były w klubie wpadły w panikę. Uczestnicy wydarzenia tratowali się wzajemnie usiłując za wszelką cenę wydostać się z sali koncertowej, która miała tylko jedno wąskie wyjście.
x-news.pl, RUPTLY
Są różne wersje tego, co wydarzyło się podczas koncertu. Według jednych, w pewnym momencie doszło do eksplozji, a następnie pojawił się ogień. Inni twierdzą, że podczas występu odpalano sztuczne ognie, od których zapalił się strop sali i jeden z filarów. Następnie doszło do wybuchu a salę wypełnił gęsty dym. Telewizja Digi 24 dotarła do świadków, którzy powiedzieli z kolei, że dekoracje zajęły się od iskrzącej aparatury wzmacniającej.
W sprawie prowadzone jest śledztwo. Śledczy wstępnie wskazują, że do wypadku przyczyniło się nieprzestrzeganie norm bezpieczeństwa. Podkreślają się m.in., że w klubie nie było wyjścia awaryjnego, a izolacja akustyczna sufitu była wykonana z łatwopalnych materiałów. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ustaliło, że klub nie miał zezwolenia na urządzenie pokazu pirotechnicznego, jaki towarzyszył koncertowi.
Było to jedno z najtragiczniejszych tego rodzaju zdarzeń w Bukareszcie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Premier Rumunii Victor Ponta ogłosił trzydniową żałobę narodową. W niedzielę wieczorem na ulice Bukaresztu wyszło ponad 10 tys, które upamiętniły ofiary zdarzenia w marszu milczenia.
x-news.pl, RO PROTV
- Nie musimy już tolerować niekompetencji władz, nieskuteczności instytucji i nie możemy pozwalać, by korupcja rozwijała się do takiego stopnia, że doprowadza do śmierci - stwierdził w niedzielnym wywiadzie telewizyjnym prezydent kraju Klaus Iohannis.
pp/PAP/IAR
REKLAMA
REKLAMA