"Show trwa dalej". Koniec "Noworosji" to nie koniec wojny

2015-12-30, 10:04

"Show trwa dalej". Koniec "Noworosji" to nie koniec wojny
Sytuacja na Krymie i w Donbasie cały czas jest napięta. Foto: Yevgen Nasadyuk/Wikimedia Commons

Po niemal dwóch latach wciąż nie widać końca konfliktu na Ukrainie.

Przynajmniej od początku 2015 roku wieszczono koniec projektu "Noworosja". Natomiast rosyjskie zaangażowanie w Syrii miało sprawić, że na Donbas nie będzie już ani ochoty, ani sił. Mimo tego konflikt wciąż się tli - mniej lub bardziej intensywnie. Do starć dochodzi regularnie, chociaż nie są one tak krwawe jak w 2014 roku i na początku 2015. Niemniej liczba ofiar wciąż rośnie. Na początku grudnia Organizacja Narodów Zjednoczonych poinformowała, że od kwietnia 2014 roku w Donbasie zginęło ponad dziewięć tysięcy osób, a niemal dwadzieścia jeden tysięcy zostało rannych. Od tego czasu liczby te jeszcze wzrosły.

"Noworosji" nie było i nie będzie

Oba przypuszczenia nie są jednak bezpodstawne i wiele mówią o tym, co wydarzyło się w Donbasie w 2015 roku. Jak twierdzi znany ukraiński historyk Jarosław Hrycak, na zrealizowanie koncepcji "Noworosji" Kremlowi zabrakło sił.

Dla przypomnienia: "Noworosja", wskrzeszona w 2014 roku, zakładała, że południowo-wschodnia Ukraina stworzy oddzielne państwo. Miały ją tworzyć obwody charkowski, dniepropietrowski, ługański, doniecki, zaporoski, chersoński, mikołajowski i odeski.

Ostatecznie "Noworosja" skończyła się tam, gdzie się zaczęła, czyli w części obwodów donieckiego i ługańskiego. Mimo prób na początku 2014 roku nie udało się rozszerzyć jej na pozostałe regiony. "Noworosja" nie tyle spotykała się ze sprzeciwem, co z inercją miejscowej ludności. Zresztą nawet w Donbasie był problem z aktywnym poparciem separatystów, na co wielokrotnie narzekał ich rosyjski dowódca Igor "Striełkow" Girkin.

Teraz idea "Noworosji" jest echem przeszłości, o którym rzadko kto wspomina, a już na pewno nikt nie bierze go na serio.

Show trwa dalej

Jeśli chodzi o rosyjskie zaangażowanie w Syrii, to nie widać, aby miało ono wpływ na wydarzenia w Donbasie. Przynajmniej w sensie militarnym.

Trwające ponad miesiąc wyciszenie sytuacji w Donbasie rzeczywiście poprzedziło rosyjskie działania w Syrii. Wówczas mówiono, że bojownicy, ochotnicy i rosyjscy żołnierze masowo wyjeżdżają na Bliski Wschód. Jak na razie nic nie potwierdza tej tezy. Walki w Donbasie znowu nabrały tempa i obie strony informują o zwiększeniu aktywności przeciwnika. Różnica jest może tylko taka, że rzeczywiście rzadko jest używana broń o kalibrze powyżej stu milimetrów, która została zabroniona przez porozumienia z Mińska. Niemniej zdarzają się ostrzały i z takiego uzbrojenia, szczególnie "lubiane" są studwudziestomilimetrowe moździerze. Do rzadszego używania wysokokalibrowej broni doszło jednak kilka miesięcy przed militarnym wsparciem syryjskiego prezydenta Baszara al-Assada przez Rosję.

KRYZYS UKRAIŃSKI: serwis specjalny >>>

Zmienił się natomiast dyskurs medialny. Przez wiele miesięcy to właśnie wydarzenia w Donbasie, a wcześniej na Krymie, rozpalały emocje Rosjan. W mediach można było znaleźć niezliczone ilości historii, reportaży, informacji z trwającego konfliktu, które oczywiście przedstawiały "rosyjski punkt widzenia". Oglądając je odnosiło się wrażenie, że głównym tematem jest właśnie Ukraina, a nie Rosja. Z czasem jednak Donbas przestał podniecać, tylko coraz bardziej nudzić. Wówczas pojawiła się Syria, która na nowo rozgrzała emocje i pokazała światu (a przynajmniej tak można zrozumieć z rosyjskich mediów) kto nim trzęsie.

Brytyjski pisarz i reżyser Peter Pomarantsev, którego książka "Jądro dziwności. Nowa Rosja" niedawno ukazała się po polsku, pracował dla rosyjskich mediów. Jak twierdzi, te wydarzenia to tak naprawdę trwające od wielu lat show. Ma ono zaspokoić widzów i odwrócić uwagę od rzeczy, o których rosyjska władza nie chce rozmawiać. To znaczy o korupcji i tym, co w Rosji nie działa. Jeśli nie da się tego zrobić poprzez konflikty, to przynajmniej można ich nęcić wodzem-prezydentem, który lata myśliwcami, pozuje z gołym torsem, nurkuje i odbudowuje potęgę.

Zamęczyć społeczeństwo

Ogólna teza Pomarantseva nie jest błędna, tylko niekompletna. Trwające wydarzenia w Donbasie są dla Rosji użyteczne nie tylko z przyczyn wewnętrznych. Dopowiada ją Hrycak: gdy okazało się, że "Noworosja" stała się niemożliwa do zrealizowania i nie da się zająć ośmiu obwodów, to Kreml postanowił, że "Ukraina ma się wykrwawić". Zamiast ogromnej i kosztownej interwencji wybrano destabilizację kraju i powstrzymanie jej od "nadmiernej" integracji z Unią Europejską i NATO. Osiągniecie tego celu jest możliwe poprzez wymęczenie społeczeństwa, które wreszcie samo będzie chciało, aby jakoś się dogadano.

Zgodnie z badaniami Fundacji Demokratyczne Inicjatywy imienia Ilka Kuczeriwa, 21 procent respondentów uważa, że kompromis w sprawie Donbasu powinien być osiągnięty za wszelką cenę. Natomiast 54 procent jest gotowych na kompromis, ale zgadza się tylko na pewne ustępstwa. Razem to 75 procent. Można się tylko domyślać, jakie będą nastroje za dwa-trzy lata, gdy konflikt wciąż będzie trwał w takim formacie - wojna pozycyjna, mobilizacja, starcia, zniszczenia, zła sytuacja humanitarna i ludzkie tragedie.

Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to tego należy się spodziewać w 2016 roku. Mało interesującego i niezrozumiałego konfliktu. Za to coraz bardziej męczącego i bezsensownego, bo ta strategia jak na razie przynosi najlepsze rezultaty.

Paweł Pieniążek, mr

Polecane

Wróć do strony głównej