Ataki na kobiety w Niemczech. Szef policji w Kolonii zawieszony
- Ten krok był konieczny, by przywrócić społeczeństwu zaufanie do policji i wiarę w jej zdolność do działania - powiedział dziennikowi "Koelner Stadt-Anzeiger" minister spraw wewnętrznych w rządzie landu Nadrenii Północnej-Westfalii Ralf Jaeger.
2016-01-08, 18:05
Posłuchaj
W nocy z 31 grudnia na 1 stycznia grupa licząca ponad tysiąc mężczyzn, według świadków "o wyglądzie wskazującym na
pochodzenie z krajów arabskich lub Afryki Północnej", zebrała się w okolicach dworca głównego w Kolonii i znajdującej się nieopodal katedry. Młodzi mężczyźni obrzucali petardami innych uczestników zabawy pod gołym niebem.
Z tłumu wyodrębniały się mniejsze grupy, które osaczały kobiety, napastowały je, a następnie okradały. Do tej pory na policję zgłosiło się ponad 120 poszkodowanych.
- Nagle mężczyźni, którzy byli wokół nas, zaczęli nas dotykać. Obmacywali wszędzie, chwytali za miejsca intymne. Pomyślałam, że jeśli przetrzymają nas w tym tłumie, to będą mogli nas zabić albo zgwałcić i nikt nawet tego nie zauważy. Nie byłyśmy w stanie się bronić, nie było też nikogo, kto mógłby pomóc - opowiedziała jedna z ofiar.
x-news.pl, DE RTL TV
Fala krytyki pod adresem policji
Po tych wydarzeniach na policję posypały się gromy. Szef niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Thomas de Maiziere w rozmowie z telewizją ARD, stwierdził między innymi, że funkcjonariusze nie mogą czekać z reakcją na skargi ofiar.
W Nowy Rok kolońska policja ogłosiła, że w sylwestra nie doszło do poważniejszych incydentów. Atmosferę panującą przed dworcem głównym i katedrą określiła jako pokojową. Potem przyznała, że nie miała pojęcia o napaściach na kobiety, bo funkcjonariusze zajęci byli zapewnianiem bezpieczeństwa uczestnikom zorganizowanych zabaw.
Jednak raport funkcjonariusza kierującego akcją policji w Kolonii, do którego dotarła w czwartek telewizja ZDF, podważa stanowisko kierownictwa kolońskiej policji. Z dokumentu wynika, że osoby poszkodowane informowały funkcjonariuszy o napaściach jeszcze przed północą.
Zdaniem autora raportu liczba funkcjonariuszy skierowanych do akcji była niewystarczająca. "Panował chaos, mogło dojść do wypadków śmiertelnych" - ocenił policjant.
Według niego tłum wykazywał całkowity brak szacunku dla stróżów prawa. "Jestem Syryjczykiem, musisz traktować mnie uprzejmie, zaprosiła mnie pani Merkel" - miał powiedzieć jeden z agresywnych mężczyn. Inni darli dokumenty uprawniające ich do pobytu w Niemczech, mówiąc, że jutro załatwią sobie nowe.
"Sytuacja była dla policji upokarzająca, nie mogliśmy pomóc wszystkim" - konkluduje funkcjonariusz. Jak zaznaczył, w ciągu 29 lat służby nie doświadczył nigdy przedtem takiego braku respektu dla władzy.
Po upublicznieniu raportu prezydent (komendant okręgowy) policji w Kolonii Wolfgang Albers wykluczył możliwość swojej dymisji. - W tej sytuacji jestem tutaj potrzebny - stwierdził.
Zidentyfikowano ponad 30 sprawców
Jak poinformował w piątek rzecznik niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Tobias Plate, ustalono tożsamość 31 sprawców.
Wśród nich są dwie osoby z niemieckim paszportem, reszta to obcokrajowcy - Algierczycy, Marokańczycy, Syryjczycy i Irakijczycy, a także jeden Amerykanin. - 18 skontrolowanych osób miało status azylanta lub oczekiwało na decyzję o przyznaniu azylu - poinformował Plate.
Żadnemu z podejrzanych nie postawiono zarzutu o napaść seksualną.
Zaostrzenie dyskusji o imigrantach
Incydenty w Kolonii doprowadziły do zaostrzenia toczącej się w Niemczech od miesięcy dyskusji o polityce migracyjnej rządu kanclerz Angeli Merkel.
Krytycy kanclerz domagają się ograniczenia liczby osób wpuszczanych do kraju, deportowania obcokrajowców wchodzących w kolizję z prawem czy też wręcz zamknięcia granic. Zwolennicy polityki "otwartych drzwi" ostrzegają, by nie "potępiać w czambuł wszystkich uchodźców".
Sama Merkel oświadczyła, że napaści seksualne, do jakich doszło w sylwestra w Kolonii, "ujawniły pogardę wobec kobiet, której należy się przeciwstawić z całą mocą".
Kanclerz opowiedziała się za wyciągnięciem "daleko idących konsekwencji". Jej zdaniem trzeba zastanowić się, czy deportacje cudzoziemców, którzy weszli w konflikt z prawem, są przeprowadzane w wystarczającym stopniu. - Musimy wysłać w tej sprawie jednoznaczny sygnał - powiedziała kanclerz.
x-news.pl, RUPTLY
IAR, PAP, kk