Bezpodstawna kłótnia

2008-10-26, 06:38

Bezpodstawna kłótnia

Spór kompetencyjny, o którym mówi się w mediach, nie ma uzasadnienia w przepisach konstytucji.

 

Spór kompetencyjny, o którym mówi się w mediach, nie ma uzasadnienia w przepisach konstytucji.

W ostatnich dniach media obszernie komentują kwestię sporu kompetencyjnego, jaki ma występować w Polsce. Zdaniem części polityków, Konstytucja RP niedokładnie określa zadania prezydenta i rządu. Jarosław Gowin przyznał w jednym z wywiadów, że obecna ustawa zasadnicza się nie sprawdza. - Sprawdziliśmy wszystkie plusy i minusy obecnego ustroju politycznego, obecnej konstytucji. Trzeba przygotować nową ustawę zasadniczą – zaznaczył. Opinii polityka nie podzielają jednak ani konstytucjonaliści, ani inni posłowie. Ich zdaniem ustawa zasadnicza wystarczająco jasno nadaje kompetencje szefowi rządu i prezydentowi, a ewentualne doprecyzowanie może znaleźć się w zwykłych ustawach.

Jasna konstytucja

- Przepisy konstytucji są jasne. Rząd prowadzi politykę zagraniczną, a prezydent współdziała w tym zakresie z Prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem. Nie ma tu żadnej niejasności – tłumaczy profesor Stanisław Gebethner. Zaznacza, że prezydent może robić to, co jest mu wyraźnie przypisane w konstytucji i ustawach. – Domniemanie kompetencji należy do rządu, więc wszelkie niejasności interpretuje się na korzyść Rady Ministrów – mówi profesor Gebethner.

Błędem byłoby przyjęcie założenia, że skoro nie potrafimy dostosować się do obowiązującego prawa to należy je zmieniać. To tak jakby zmieniać kodeks drogowy, bo ktoś ma problemy ze stosowaniem się do jego przepisów.

Konstytucjonalista, dr Ryszard Piotrowski, uważa, że polska konstytucja wystarczającą dokładnie określa zadania szefa rządu i prezydenta. - Rada Ministrów sprawuje ogólne kierownictwo w dziedzinie stosunków z innymi państwami i organizacjami międzynarodowymi. Dodatkowo konstytucja stanowi, że kompetencje prezydenta nie mogą być ustalane w drodze domniemania. Wykonuje on swe zadania w zakresie i na zasadach określonych w konstytucji i ustawach. Sprawy polityki państwa nie należące do prezydenta zostają powierzone Radzie Ministrów – wyjaśnia Piotrowski. Dodaje, że przepisy zawsze mogą być bardziej szczegółowe. – Trzeba jednak pamiętać, że im więcej szczegółów zawiera konstytucja tym większe jest pole do nadużyć i sporów interpretacyjnych – tłumaczy.

Bez zmian

Zdaniem Marka Migalskiego, politologa z Uniwersytetu Śląskiego, konflikt premiera i prezydenta, jaki rozpoczął się po szczycie Unii Europejskiej, nie spowoduje zmiany konstytucji. – Nie ma na razie na to szans. Do przegłosowania jej potrzebne są bowiem zarówno głosy Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Zgody między tymi ugrupowaniami nie ma. W najbliższym czasie może co najwyżej dojść do nowelizacji obecnej ustawy zasadniczej – tłumaczy Migalski.

Ryszard Piotrowski uważa, że nie powinno dojść do zmiany konstytucji. – Błędem byłoby przyjęcie założenia, że skoro nie potrafimy dostosować się do obowiązującego prawa to należy je zmieniać. To tak jakby zmieniać kodeks drogowy, bo ktoś ma problemy ze stosowaniem się do jego przepisów. Konstytucja odzwierciedla pewne ogólniejsze zasady i dopóki one obowiązują należy przestrzegać reguł bardziej szczegółowych – tłumaczy.

Profesor Gebethner dodaje, że zmiana konstytucji nie pomoże rozwiązać obecnej kłótni. – Zmienimy konstytucję, a panowie będą się kłócić, jak się kłócą teraz – zaznacza. Profesor podkreśla, że zadania premiera i prezydenta można dopracować w zwykłej ustawie. – Trzeba po prostu mieć dobrą wolę współpracy i współdziałania. Zamiast kierować sprawę do Trybunału Konstytucyjnego panowie powinni skierować do Sejmu odpowiednią ustawę, która określałaby konkretniej kompetencje najważniejszych osób w państwie – podkreśla Gebethner. – Zawsze znajdą się ludzie, którzy będą interpretować konstytucje w sposób dla siebie wygodny.  Zapisane w konstytucji współdziałanie prezydenta i premiera przede wszystkim ma służyć realizacji wartości konstytucyjnych, dobru wspólnemu, interesowi państwa, a nie interesowi konkretnej partii czy polityka – podkreśla z kolei Piotrowski.

Sebastian Karpiniuk (PO): Dzisiaj nie mamy na tyle dużo determinacji, by doprowadzić do zmiany konstytucji.

Powodu, by zmieniać konstytucję, nie widzi poseł PiS Jacek Kurski. Zaznacza on, że zmiana ustawy zasadniczej, czy uchwalenie ustawy kompetencyjnej nie zastąpi kultury osobistej i dobrego wychowania. – Na gruncie obecnych przepisów można się bez trudu porozumieć, jeśli jest dobra wola. Prezydent podczas każdych spotkań międzynarodowych musi realizować mandat rządu i reprezentować jego stanowisko – tłumaczy Kurski. Poseł zaznacza, że premier z kolei „pod żadnym pozorem” nie może zabraniać głowie państwa wspólnych wyjazdów np. na szczyty organizacji międzynarodowych, ani przewodniczenia polskiej delegacji. – Podział zadań jest jasny, zrozumiały i, przy dobrej woli, łatwy do stosowania – zaznacza poseł PiS. Według niego ustawa o MSZ, precyzująca zadania i kompetencje premiera i prezydenta dotyczące polityki zagranicznej, jest niepotrzebna.

Sebastian Karpiniuk z Platformy Obywatelskiej także uważa, że obecne przepisy są jasne. Zaznacza jednak, że jeśli nastąpią poważne różnice w rozumieniu ich, zmiana konstytucji może być jednym ze sposobów na rozwiązanie spornej sytuacji. Nowa ustawa zasadnicza musiałaby określić precyzyjnie, kto sprawuje władze wykonawczą w Polsce. – Możliwe jest także rozwiązanie w ramach tzw. sporu konstytucyjnego przed Trybunałem Konstytucyjnym, albo rozwiązanie zaproponowane przez marszałka Sejmu. On postuluje napisanie nowej ustawy o ministrze spraw zagranicznych lub ustawy kompetencyjnej – tłumaczy poseł. - Dzisiaj nie mamy na tyle dużo determinacji, by doprowadzić do zmiany konstytucji – zaznacza Karpiniuk. Dodaje, że najbardziej prawdopodobnym wyjściem z sytuacji jest skierowanie zapytania do Trybunału Konstytucyjnego. – Jeśli się on uchyli od odpowiedzi, prawdopodobnie dojdzie do uchwalenia ustawy kompetencyjnej lub o ministrze spraw zagranicznych – kwituje poseł PO.

Niejasny ustrój

Wygąda więc na to, że kłótnia ośrodka prezydenckiego i rządowego jest kolejnym przykładem politycznej walki i ma skupić uwagę opinii publicznej na Lechu Kaczyńskim i Donaldzie Tusku.

Politolog Marek Migalski zaznacza, że model ustroju panujący w Polsce jest nieprecyzyjny. Odbiega on od dwóch typowych systemów, w których występuje wyraźny rozdział kompetencji. W modelu prezydenckim występuje silny i jednoosobowy ośrodek władzy, którym jest głowa państwa. Natomiast we wzorcowej demokracji parlamentarnej, jaka występuje w Wielkiej Brytanii, lub w systemie kanclerskim wyraźnym szefem państwa jest premier lub kanclerz. – Są narody, które wybierają któryś z tych ustrojów. Są też jednak takie kraje, które „kombinują”. To są na przykład Francuzi, którzy mają ustrój semi-prezydencki. My także jesteśmy takimi kombinatorami. Chcieliśmy mieć z jednej strony bezpośrednie wybory prezydenckie, zaś z drugiej motywowała nami niechęć do nadania głowie państwa szczególnie dużej liczby uprawnień – tłumaczy Marek Migalski.

Politolog zaznacza, że nie można mówić, czy ustrój w Polsce jest zły, czy nie. Jego zdaniem ma on swoje mocne i słabe strony. – Słabą stroną jest to, co wszyscy widzimy, czyli paraliż decyzyjny i niemożność rządzenia. Marek Jurek określał to mianem "imposybilizm", wzajemne blokowanie się poszczególnych ośrodków nawet w obrębie jednej władzy, wykonawczej – tłumaczy Migalski. Zaleta tych rozwiązań wynika z faktu, iż wprowadzanie bardzo radykalnych pomysłów poszczególnych rządów jest mocno utrudnione.

- Dla kraju rozwijającego się, który ma przed sobą dużo zmian, lepszy jest ustrój pozwalający na realizację radykalnych pomysłów. Nasz ustrój wydaje się w takiej sytuacji dysfunkcjonalny – mówi Migalski. Zaznacza jednak, że obowiązujący w kraju ustrój ma być środkiem do osiągnięcia jakiegoś celu.

Spór kompetencyjny, o którym mówi się w mediach, nie ma uzasadnienia w przepisach konstytucji. Podkreślają to konstytucjonaliści i znaczna część polityków. Wygąda więc na to, że kłótnia ośrodka prezydenckiego i rządowego jest kolejnym przykładem politycznej walki i ma skupić uwagę opinii publicznej na Lechu Kaczyńskim i Donaldzie Tusku. Politycy Ci, zamiast wysyłać pytania do Trybunału Konstytucyjnego, powinni usiąść i ustalić, w jaki sposób współpracować w kwestiach polityki zagranicznej. Tyle powinni być w stanie zrobić. Chyba że tym razem na chorobowym prezydenckiego pilota zastąpi kierowca premiera.

Stanisław Żaryn

Polecane

Wróć do strony głównej