Kobieta urodziła na podłodze szpitala martwe dziecko. Decyzja dyrektora placówki

Dyrektor szpitala w Starachowicach Grzegorz Fitas rozwiązał umowę z personelem, który dyżurował w czasie, gdy - według medialnych doniesień - doszło do porodu w skandalicznych warunkach.

2016-11-07, 11:45

Kobieta urodziła na podłodze szpitala martwe dziecko. Decyzja dyrektora placówki

Posłuchaj

Relacja pani Izabeli (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Jak poinformował podczas poniedziałkowej konferencji Grzegorz Fitas, pracę straci ordynator oddziału, pielęgniarka oddziałowa, lekarze dyżurni oraz pielęgniarki i położne pracujące wówczas na zmianie.

- Nie znalazłem żadnej możliwości wytłumaczenia, dlaczego tak się stało i dlaczego przy kobiecie nie było lekarza i nie było położnej - wskazał dyrektor. Jak przekazał, na oddziale było dwóch lekarzy dyżurnych i pięć położnych.

- Nie stwierdziłem faktu, że byli tak bardzo zajęci, że nie potrafili zająć się tą kobietą - dodał. Fitas przeprosił za zaistniałą sytuację.

TVP

Prokuratura Rejonowa w Starachowicach wszczęła z urzędu śledztwo w sprawie wydarzeń w szpitalu. Rzecznik kieleckiej prokuratury podał, że śledczy zabezpieczyli dokumentację oraz ustalili krąg świadków, którzy zostaną przesłuchani.

REKLAMA

Dodatkowo do szpitala w Starachowicach swoją kontrolę skierował minister zdrowia. Szef Ministerstwa Zdrowia Konstanty Radziwiłł zapewnił, że sprawa zostanie wyjaśniona, a winni sytuacji - czy to będą lekarze, pielęgniarki czy położne - poniosą odpowiedzialność.

"Baliśmy się wziąć dziecko na ręce"


1 listopada po pomoc do szpitala zgłosiła się wówczas będąca w ósmym miesiącu ciąży pani Izabela, która przestała wyczuwać ruchy swojego dziecka. Po zbadaniu pacjentki lekarze stwierdzili zgon dziecka.

Pani Izabela twierdzi, że nie otrzymała należytej opieki. Mimo ogromnego bólu, lekarze odmówili jej podania środków znieczulających, albo przyśpieszających poród.

Według relacji pani Izabeli, towarzyszący jej mąż co chwilę chodził z prośbą, by ktoś z personelu przyszedł do przebywającej na szpitalnej sali kobiety. Ponieważ bardzo cierpiała, mąż błagał o udzielenie jej pomocy.

Mężczyzna informował biały personel, że rozpoczęła się akcja porodowa i o kolejnych jej etapach. W odpowiedzi miał usłyszeć, że lekarz został powiadomiony o sprawie, ale nie przychodzi, zaś bez niego nic nie można zrobić.

REKLAMA

Chcąc ulżyć cierpiącej żonie, pan Marcin prosił o wskazanie leku, który mógłby dla niej kupić w aptece, jeśli nie może go ona otrzymać w szpitalu. Także bezskutecznie.

Małżeństwo utrzymuje, że pozostawiono ich samym sobie. Mówią, że dziecko urodziło się na podłodze pomiędzy szpitalnymi łóżkami. Mając nadzieję, że diagnoza lekarska jest chybiona i dziecko żyje, rodzice bali się wziąć je na ręce, żeby nie zrobić mu krzywdy. 

PAP, IAR, kk

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej