Białoruskie wybory

2008-09-28, 11:00

Białoruskie wybory
Parlament Białoruski. . Foto: fot. Wikipedia

Od odpowiedniej rekacji UE na te wybory, zależeć może sytuacja polityczna na Białorusi.

Od przebiegu tych wyborów zależą przyszłe relacje Białorusi z Unią Europejską. Jeśli zostaną przeprowadzone w sposób demokratyczny, co jest wątpliwe, Bruksela może zawiesić część sankcji nałożonych na reżim. O 110 mandatów uprawniających do zasiadania w parlamencie ubiega się 263 kandydatów, w tym około 70 przedstawicieli opozycji, ale tylko 28 z nich ma hipotetyczne szanse na zwycięstwo w jednomandatowych okręgach wyborczych, pod warunkiem, że wybory nie będą sfałszowane. W pozostałych okręgach zdecydowaną przewagę mają kandydaci władzy.

Białoruska opozycja już zwraca uwagę, że wybory nie mogą być nazwane demokratycznymi, gdyż wielu jej kandydatom władze ograniczyły możliwość startu. Działacze białoruskiej opozycji apelują do międzynarodowych obserwatorów i Brukseli, aby nie uznawali wyborów parlamentarnych za demokratyczne i wzywają swoich wyborców do bojkotu głosowania. Zapowiedziano powyborcze uliczne manifestacje.

 

Poza obserwatorami pochodzącymi z obszaru WNP, przebieg wyborów nadzorują obserwatorzy OBWE, w tym kilkudziesięciu Polaków. Z misją na Białoruś pojechała także grupa eurodeputowanych, mimo że Parlament Europejski nie został zaproszony przez władze w Mińsku. Eurodeputowani mają sprawdzać, czy międzynarodowi obserwatorzy zostaną dopuszczeni do liczenia głosów.

Unia Europejska chce nawiązać kontakty z Białorusią, ale stawia warunek: wybory parlamentarne muszą zostać uznane za demokratyczne i uczciwe. Wcześniejszy warunek nawiązania jakichkolwiek rozmów z reżimem dotyczył uwolnienia wszystkich więźniów politycznych. Mińsk wypuścił ostatnich więźniów w sierpniu i zażądał od Brukseli uznania wyników wrześniowych wyborów, czyli de facto legitymizacji rządów Aleksandra Łukaszenki. Białoruski prezydent od 1996 roku jest oskarżany przez Zachód o łamanie praw człowieka, fałszowanie wyników wyborów i referendów oraz sprawowanie niedemokratycznych rządów. Od 2004 roku w białoruskim parlamencie nie zasiadał żaden przedstawiciel opozycji.

Wobec zmiany polityki Rosji i związanej z tym groźby wywołania poważnego kryzysu gospodarczego na Białorusi, prezydent Aleksander Łukaszenka zmuszony jest wznowić polityczne kontakty z Zachodem. W zamian za kosmetyczną liberalizację systemu politycznego liczy na zniesienie sankcji nałożonych przez Zachód, a w szczególności na odblokowanie zamrożonych aktywów i zniesienie unijnych zakazów wizowych dla przedstawicieli reżimu.
Aleksander Łukaszenka próbuje grać na dwa fronty. Obecnie za wszelką cenę stara się utrzymać władzę i kontrolę nad wydarzeniami na Białorusi, dlatego zapowiedział, że jeśli obserwatorzy OBWE nie uznają wyborów za demokratyczne, to jego kraj zerwie kontakty z Zachodem. Ta groźba może być jednak elementem politycznej licytacji między Mińskiem a Moskwą, ponieważ pośrednio dotyczy rokowań w sprawie udzielenia nowych kredytów stabilizacyjnych i przyszłych cen surowców sprzedawanych Białorusi przez Rosję, od których białoruska gospodarka jest uzależniona. Wyższe ceny surowców podyktowane przez Kreml zrujnują nierentowną białoruską gospodarkę i najprawdopodobniej w niedalekiej przyszłości doprowadzą do kryzysu lub upadku obecnej władzy. Wobec twardej polityki Rosji, białoruski prezydent zmuszony będzie dalej otwierać się na Zachód.

Bruksela również powinna dążyć do wznowienia politycznych stosunków z Białorusią. Jej dotychczasowa polityka izolowania reżimu, nie przyniosła oczekiwanej demokratyzacji systemu politycznego na Białorusi. Nakładane przez Zachód sankcje polityczne i gospodarcze, w większym stopniu dotknęły społeczeństwo białoruskie, niż przedstawicieli reżimu. Unia Europejska będzie zatem musiała zmienić politykę wobec Mińska. Obecnie szczególnie zależy jej na wejściu do parlamentu przedstawicieli opozycji. To pierwszy warunek rozpoczęcia wobec Mińska nowej polityki „drobnych kroków”.

Uznanie wyników wyborów może być jednak dla Zachodu bardzo ryzykowne. Przed wyborami ugrupowaniom opozycyjnym udało się wystawić 70 kandydatów. W ciągu ostatniego tygodnia kilkunastu opozycjonistów zrezygnowało z kandydowania twierdząc, że proces wyborczy jest nieuczciwy, a władza zablokowała dostęp do informacji i środków masowego przekazu. Potwierdziły to doniesienia OBWE, która podkreśla, że niewielu kandydatów mogło odbyć spotkania z wyborcami, a media informowały głównie o aspektach proceduralnych głosowania, nie dając wyborcom możliwości poznania kandydatów, ani podnoszonych przez nich kwestii merytorycznych. Większość czasu antenowego w mediach przeznaczono tradycyjnie na wychwalanie prezydenta i rządu. Zdaniem opozycji, już w przedterminowym głosowaniu, które zaczęło się 23 września, dochodziło do manipulacji i fałszerstw. Pojawiły się liczne opinie, że to co odbywa się na Białorusi, to nie są wybory, lecz „sformalizowana procedura zatwierdzania dotychczasowej władzy”, a prozachodnie gesty Łukaszenki ograniczą się zapewne do pozorowania demokratyzacji i odgórnego dopuszczenia do zasiadania w parlamencie kilku wybranych przedstawicieli opozycji. W wyniku tych wyborów może zostać wyłoniony kontraktowy parlament, który i tak nie będzie mieć wpływu na to, co dzieje się na Białorusi. Władzę dalej sprawować będzie ten sam człowiek.

Od odpowiedniej reakcji UE na te wybory, zależeć może sytuacja polityczna na Białorusi w najbliższych latach, zwłaszcza dotyczy to kolejnych wyborów prezydenckich.

(IAR, PAP, MF)

 

Polecane

Wróć do strony głównej