Andrzej Seremet przed komisją ds. Amber Gold. Obszerne wyjaśnienia

2016-12-08, 13:55

Andrzej Seremet przed komisją ds. Amber Gold. Obszerne wyjaśnienia
Były prokurator generalny Andrzej Seremet zeznaje przed sejmową komisją śledczą badającą sprawę Amber Gold. Foto: PAP/Rafał Guz

"Istotą nieudolności" śledztwa ws. Amber Gold w Prokuraturze Rejonowej w Gdańsku-Wrzeszczu było to, że nie było nad nim należytego, właściwego nadzoru - ocenił b. prokurator generalny Andrzej Seremet, zeznający przed sejmową komisją śledczą ds. Amber Gold. Przyznał też, że Premier Donald Tusk był „mocno poirytowany” na spotkaniu w 2012 r. w sprawie Amber Gold i krytycznie wyrażał się o działalności służb, w tym także prokuratury.

- Chcemy spytać pana Seremeta o to, jaki miał wpływ na pracę prokuratury gdańskiej w latach 2009-12, ale też dużą część pytań poświęcimy temu, co zrobił celem ustalenia winnych po tym, jak miał już pełną wiedzę, że Amber Gold to pasmo nieszczęśliwych decyzji prokuratury - zapowiedziała w rozmowie z PAP szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS).

Seremet pytany przez dziennikarzy w czwartek przed rozpoczęciem posiedzenia komisji ocenił, że niepotrzebnie wobec jego przesłuchania narosły "pewne oczekiwania natury sensacyjnej". Seremet zaznaczył, że w sprawie dot. postępowania prokuratury ws Amber Gold już się publicznie wypowiadał. Stwierdził, że w czwartek raczej nic nowego nie powie.

Brak nadzoru

Andrzej Seremet na wstępie wygłosił oświadczenie w którym powtórzył, to co mówił w sierpniu 2012 roku, że nad sprawa Amber Gold nie było odpowiedniego nadzoru prokuratorskiego. Jak jednocześnie przypomniał na początku zeznań w ramach tzw. swobodnej wypowiedzi, ówczesny regulamin wewnętrznego funkcjonowania prokuratury de facto zakazywał prokuratorowi generalnemu obejmowania nadzorem innych postępowań niż te, które toczyły się w prokuraturze apelacyjnej, czyli szczebel niżej. 

- Nadzór był bowiem usytuowany na zasadzie nadzoru dwuszczeblowego, czyli mógł być wykonywany przez prokuraturę okręgową wobec rejonowej, apelacyjną wobec okręgowej i generalną wobec apelacyjnej. Stąd też możliwości wykonywania czynności nadzorczych przez prokuratora generalnego w odniesieniu do sprawy takiej jak ta, która toczyła się w prokuraturze rejonowej w Gdańsku-Wrzeszczu był niemożliwy - wyjaśnił Seremet.

Zasada niezależności prokuratora

Seremet wskazał, że w okresie, którego dotyczą prace komisji, obowiązywała zasada niezależności prokuratora prowadzącego określone postępowanie. Mówił, że „stanowiła ona odpowiedź na zbyt rygorystyczne i ścisłe kierowanie prokuraturą”. Seremet powiedział, że jeśli by przyjąć, że ta zasada oznacza, iż decyzja prokuratora mogła być zmieniona wyłącznie przez bezpośredniego przełożonego, to uważał on, że "nie jest to do końca trafne i właściwe" i dlatego domagał się przez całą swą kadencję zmiany tych zasad. 

Świadek przyznał, że był za to krytykowany. - Przypisywano mi złe intencje, intencje zmierzające do tego, by poszerzyć swoje imperium kosztem niezależności prokuratorów - opisywał. - To ja miałem odpowiadać za konkretne błędy prokuratury w sytuacji, kiedy nie miałem żadnych narzędzi do tego, żeby wpływać na tok tego śledztwa - dodał.

- Nie jest tajemnicą (…) że między innymi istotą nieudolności tamtejszego postępowania w Prokuraturze Rejonowej w Gdańsku–Wrzeszczu było to, że nie było należytego, właściwego nadzoru – oświadczył. Dodał, że o ten nadzór dopominał się ówczesny szef KNF w piśmie do prokuratury z 2011 r. - Tego nadzoru nie było nawet w sposób formalny, mimo że zapewniono, że ten nadzór został wdrożony – mówił Seremet.

Odpowiedzialność dyscyplinarna 

Istotne zagadnienie stanowiło dla mnie należyte rozwiązanie kwestii odpowiedzialności dyscyplinarnej prokuratorów - powiedział w czwartek przed komisją śledczą b. prokurator generalny Andrzej Seremet. Przyznał, że ta sprawa nie została jednak rozwiązana.
Jednocześnie zaznaczył, że ma nadzieję, iż "debata o funkcjonowaniu prokuratury nie jest skończona".

Seremet przyznał, że w kwestii prokuratorskich postępowań dyscyplinarnych za jego kadencji zachodziła konieczność "zreformowania stanu wówczas istniejącego". - To leżało mi na sercu i stanowiło dla mnie niezwykle istotne zagadnienie, być może związane z moją przeszłością jako rzecznika dyscyplinarnego w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie - mówił.

- Ta sprawa nie została rozwiązana za czasów mojej kadencji, mimo że przedstawiałem propozycje gotowe, z którymi wykonałem peregrynacje po wszystkich klubach Sejmu poprzedniej kadencji, albo jeszcze poprzedniej. Właściwie prawie żaden z klubów nie był zainteresowany" - powiedział były szef prokuratury.

"Broń atomowa" przeciwko prokuratorom

Jak dodał, brak takich zmian miał ten skutek, że istniało oczekiwanie, aby prokuratorzy odpowiadali za błędy karnie z przepisu o przekroczeniu uprawnień lub niedopełnieniu obowiązków. - To jest przepis, który jest "bronią atomową" przeciwko prokuratorom i wszystkim funkcjonariuszom publicznym - powiedział.

Przyznał, że zawsze był bardzo sceptyczny wobec takiej odpowiedzialności prokuratorów, bo "prokurator, któremu będzie grozić to niebezpieczeństwo, będzie wolał nic nie robić". - Ale zgodzę się z tym, że istnieje pewnego rodzaju luka pomiędzy odpowiedzialnością dyscyplinarną (...), a odpowiedzialnością za sposób prowadzenia sprawy - wskazał Seremet. Dodał, że m.in. sprawa Amber Gold i prokuratorskich "dyscyplinarek" na jej kanwie uwidoczniła te braki. 

Mnogość rażących błędów

Szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS), odnosząc się do tych wątków, stwierdziła m.in., że ówczesna władza, która miała możliwość przyznania Seremetowi jako szefowi prokuratury kompetencji, "tego nie robiła". - To był wedle mnie celowy zamysł, aby tak wyglądała prokuratura, która w tym momencie została takim chłopcem do bicia, a w praktyce funkcjonowała zupełnie inaczej - dodała.

Wassermann nie zgodziła się, że prokurator popełniając błędy w prowadzeniu postępowania "wpadał w pewną lukę" pomiędzy postępowaniem dyscyplinarnym a odpowiedzialnością z art. 231 Kodeksu karnego, mówiącym o odpowiedzialności funkcjonariusza publicznego za przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków. Podkreśliła, że "każdy, kto pracuje, popełnia błędy", ale "jest pytanie o ilość i o sumę tych błędów, bo to, że ktoś czegoś zapomni, nie zrobi, zrobi mniej dokładnie, było dużo pracy - to jest naturalne, może się zdarzyć".

- Tylko wie pan, ilość błędów i zaniechań w tym postępowaniu (ws. Amber Gold), których dopuścił się referent, jakość nadzoru (...), reakcja prokuratury okręgowej oraz ten rzekomy nadzór, który miał być, a którego nigdy nie było - taka ilość błędów tak rażących, że trudno tu mówić, że nie było pola żeby wyciągnąć z tego konsekwencji - powiedziała.

Nawiązując do postępowań dyscyplinarnych wobec czworga prokuratorów z Gdańska w związku ze sprawą Amber Gold (zostali oni uwolnieni od zarzutów) stwierdziła, że "czysto po ludzku w głowie się nie mieści, jakie są wyroki w obliczu tego, co tutaj dzień po dniu ujawnia komisja".

Krytyczne pismo z KNF

Gdyby pismo przewodniczącego KNF trafiło do mnie bezpośrednio, sprawa mogłaby wyglądać podobnie, gdyż gdańska prokuratura okręgowa zapewniała, że sprawę Amber Gold objęła nadzorem - oświadczył były prokurator generalny Andrzej Seremet.

Chodzi o pismo z końca listopada 2011 r., które przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Andrzej Jakubiak wysłał do Seremeta. Zawierało ono krytyczne uwagi na temat postępowania ws. Amber Gold. Pismo to nie trafiło jednak do Seremeta - zostało przekazane do departamentu postępowania przygotowawczego PG, który skierował je do zastępcy prokuratora apelacyjnego w Gdańsku, a stamtąd trafiło do gdańskiej prokuratury okręgowej.

Gdańska prokuratura okręgowa 5 stycznia 2012 r. przygotowała odpowiedź na uwagi szefa KNF. W piśmie tym było przyznanie, że zawieszenie postępowania w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz było niezasadne oraz że pismo w tej sprawie zostało skierowane do tej prokuratury; było też stwierdzenie, że po podjęciu postępowania zostanie ono objęte nadzorem przez prokuraturę okręgową. Jednak pismo prokuratury okręgowej w sprawie wznowienia postępowania trafiło do prokuratury rejonowej dopiero w kwietniu 2012 r., a wznowione wówczas postępowanie nie było objęte nadzorem.

Podczas przesłuchania, które odbyło się pod koniec listopada, prok. Piotr Wesołowski, który w 2011 r. był zastępcą szefa biura prezydialnego PG, zeznał, że w sprawie tego pisma postąpił zgodnie z praktyką i zasadami obowiązującymi w PG.

"To było fizycznie niemożliwe"

W czwartek o losy tego dokumentu pytała Seremeta posłanka PiS Joanna Kopcińska. - Czy takie pismo do pana dotarło? Jaki był sposób postępowania z tego typu pismami - dociekała.

- To pismo nie dotarło do mnie. Zostało ono zadekretowane przez zastępcę dyrektora biura PG wprost na dyrektora biura departamentu postępowania przygotowawczego i przesłane do prokuratury apelacyjnej - odparł b. szef PG.

Seremet tłumaczył, że w PG nie było obowiązku przedstawiania mu wszystkich pism, które wpływały do tej prokuratury, bo "to było fizycznie niemożliwe". "To pismo (z KNF - PAP) trafiło do komórki, do której powinno trafić, czyli departamentu postępowania przygotowawczego - zaznaczył. Ocenił też, że gdyby to pismo trafiło do niego bezpośrednio na biurko, to "myślę, że ono wywołałoby zainteresowanie z mojej strony".

"Żadnej różnicy by nie było"

Zaznaczył jednak, że wiele by to nie zmieniło w sprawie, gdyż w konsekwencji pisma "stało się tak, jak chciał tego skarżący", czyli KNF. Seremet tłumaczył, że gdańska prokuratura okręgowa w swojej odpowiedzi na to pismo zapewniała, że sprawa Amber Gold została odwieszona i objęta nadzorem. - Nie została ona de facto objęta nadzorem, ale zapewniono, że została ona objęta nadzorem - mówił.

- Wobec czego, gdyby to pismo trafiło do mnie i gdyby zapewniono mnie, że sprawę tę objęto nadzorem, że sprawa ma swój bieg, tak jak prokuratura okręgowa zapewniała, to stałoby się tak, jak się stało. Żadnej różnicy by nie było - ocenił.

Kopcińska dopytywała, czy pismo nie było zbyt długo analizowane w PG, gdyż - jak wskazywała -wpłynęło ono do PG 28 listopada, a do prokuratury apelacyjnej zostało skierowane 7 grudnia. 

- Nie podzielam takich opinii, że pismo było długo procedowane (...) Prokuratorzy mają także bieżące zajęcia, więc sądzę, że to pismo było procedowane według właściwej kolejności - stwierdził Seremet. 

Fałszywe pisma

Tomasz Rzymkowski (Kukiz'15) pytał, kiedy Seremet dowiedział się o sprawie Amber Gold. B. prokurator generalny odpowiedział, że przypomina sobie rozmowę z szefem ABW gen. Krzysztowem Bondarykiem na ten temat. - To jest ten moment, który mogę ze swojej pamięci wydobyć - zaznaczył, choć przyznał, że, jak mu się wydaje, wcześniej, wiosną 2012 r., mógł zetknąć się z publikacjami nt. Amber Gold.

- Przedmiotem naszej rozmowy było to, że prezes Amber Gold używał jakichś pism ABW, które uznano potem za fałszywki - powiedział Seremet.

Atmosfera udzielała się prokuratorom

Były prokurator generalny przyznawał też, że problemy w prokuraturze z takimi sprawami jak Amber Gold wiązały się z m.in. tym, że "istnieje obawa przed wkroczeniem prokuratora na zasadzie kategorycznej, by nie został posadzony o zakłócenie działalności spółki". - Uważano, że prokurator utrudnia działalność przedsiębiorcom, to się przekładało na decyzje podejmowane przez prokuratorów - mówił Seremet.

Na uwagę szefowej komisji Małgorzaty Wassermann (PiS), że prokurator może prowadzić czynności bez "wchodzenia" do spółki, np. przez kontrolę w urzędach kontroli skarbowej, odpowiedział: "Mówię o atmosferze, która jakoś się prokuratorom udzielała, natomiast to nie tłumaczy zaniechań prokuratorów".

Działalność sądów dyscyplinarnych

Był on także pytany, czy jest zadowolony z działalności swojego rzecznika dyscyplinarnego Jacka Radoniewicza, skoro nikt z prokuratury z Gdańska, którzy mieli do czynienia ze sprawą Amber Gold, nie poniósł konsekwencji dyscyplinarnych.

Odpowiedział, że z działalności rzecznika jest zadowolony, a natomiast "inną sprawą" jest działalność sądów dyscyplinarnych. Sądy te, jak dodał, podchodziły czasami "w sposób zbyt restryktywny" do zarzutów rzeczników. - W przypadku jednej z tych spraw (dot. Amber Gold - PAP) wynik postępowania dyscyplinarnego budzi moje poważne zastrzeżenia - podkreślał.

Postępowania dyscyplinarne miało czworo prokuratorów: Barbara Kijanko, która była prokuratorem referentem sprawy Amber Gold w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz; Witold Niesiołowski, który był szefem tej prokuratury do lutego 2011 r.; Marzanna Majstrowicz, była następczynią Niesiołowskiego i kierowała tą prokuraturą do września 2012 r. oraz Hanna Borkowska, która w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku odpowiadała za nadzór nad Prokuraturą Rejonową we Wrzeszczu. Ostatecznie przed sądem dyscyplinarnym prokuratorzy zostali uwolnieni od zarzutów.

Przerwany urlop

- Rozmawiałem oczywiście z premierem Donaldem Tuskiem, wtedy kiedy sprawa stała się już głośna” – powiedział w czwartek Seremet, odpowiadając na pytanie przewodniczącej komisji. Dodał, że było to chyba przed jego wystąpieniem sejmowym ws. Amber Gold, co miało miejsce 30 sierpnia 2012. - Wygłosiłem je przerywając urlop, to był sierpień – dodał Seremet. - Chyba także w okresie wakacyjnym miałem spotkanie z panem premierem – oświadczył Seremet. Dodał, że było to „pewnie po wybuchu afery”.

Zeznał też, że z ówczesnym szefem KNF Andrzejem Jakubiakiem. „rozmawiał wielokrotnie, także przy okazji spotkania u premiera Tuska". - Było to "w okresie wakacyjnym, już po wybuchu afery – dodał.

Powiedział, że chyba z nim nie rozmawiał o Amber Gold przed wybuchem afery. - Nasze spotkania zintensyfikowały się po wybuchu afery, dlatego że przygotowaliśmy program szkoleń, opracowaliśmy pewną metodykę działań; uznaliśmy np., że wszystkie pisma KNF trafiają do mnie osobiście w zakresie zawiadomień – powiedział b. prokurator generalny. 

Seremet nie pamiętał zaś, by rozmawiał z ówczesnym prezesem NBP Markiem Belką, który – jak mówiła Małgorzata Wassermann – powiedział, że już wcześniej informował Seremeta, "że to jest afera i będzie problem". - Wydaje mi się, że z nim nie rozmawiałem – powiedział b. szef prokuratury.

Trudno o trafne zarzuty

Seremet potwierdził, że interesował się postępowaniami dyscyplinarnymi wobec prokuratorów mających do czynienia ze sprawą Amber Gold i chciał wiedzieć, jakie mogą być efekty działań rzecznika dyscyplinarnego. Na pytanie, co zrobił z informacjami od rzecznika, że "zarzuty nie rokują na uwzględnienie", Seremet odparł: "Na pewno dyskutowaliśmy".

- Co do niektórych zarzutów przyznawałem mu rację w tym sensie, że możliwość postawienia dobrych, trafnych zarzutów, które mogłyby skutkować uwzględnieniem zarzutów w sądzie, jest dosyć trudna – oświadczył b. prokurator generalny.

Bez postępowania kasacyjnego

Zdecydowałem, aby nie składać kasacji w dyscyplinarnych sprawach prokuratorów zajmujących się sprawą Amber Gold; nie było możliwości wygrania na etapie kasacyjnym - zeznał b. prokurator generalny. 

- Każde orzeczenie (dyscyplinarne) praktycznie skończyło się klęską i wielką porażką prokuratury. W związku z tym proszę mi powiedzieć, kto podjął decyzję, że nie będzie podjęta walka na etapie kasacji? - pytała przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS).
Seremet przyznał: "To była moja decyzja". Dodał, że podjął ją na podstawie analizy, którą przeprowadził razem z rzecznikiem dyscyplinarnym PG Jackiem Radoniewiczem. - Uznawaliśmy, że nie ma możliwości wygrania postępowania kasacyjnego - tłumaczył.

Wassermann dopytywała świadka, czy jako szef prokuratury miał możliwość "zapoznawania się, ingerowania i przenoszenia tych spraw na całym etapie toczącego się postępowania". - Tak, miałem taką możliwość prawną - odpowiedział Seremet. - To dlaczego tak się skończyło? - dociekała Wassermann.

- Dlatego, że pewnie różne były etapy zapoznawania się przeze mnie z różnymi rozstrzygnięciami postępowań dyscyplinarnych i to chyba tyle, co mogę na ten temat powiedzieć. Patrząc nawet na nietrafność zarzutów, ale jednocześnie na linię orzeczniczą sądów dyscyplinarnych, mimo tych uchybień ze strony pracy rzecznika dyscyplinarnego, pewnie niewiele udałoby się osiągnąć, chyba poza przypadkiem pani Borkowskiej - odpowiedział Seremet.

Nielegalne przedsiębiorstwo składkowe

Jarosław Krajewski (PiS) przypomniał, że Amber Gold działało w formie tzw. domu składowego, zaś w czerwcu 2010 r. minister gospodarki wykreślił tę spółkę z rejestru domów składowych i zakazał jej prowadzenia działalności w zakresie przedsiębiorstwa składowego. - Czy wie pan, kiedy podległa panu prokuratura postawiła Marcinowi P. (prezesowi spółki) zarzut prowadzenia nielegalnego prowadzenia przedsiębiorstwa składowego? - zapytał poseł.

Seremet odpowiedział: "Nie wiem, o ile w ogóle to nastąpiło". 

- I tu dochodzimy do sedna sprawy, bo tak naprawdę nigdy nie nastąpiło - odparł Krajewski, zaznaczając, że już w lipcu 2010 r. "prokuratura mogła wykazać się skutecznością i zapobiec dalszemu działaniu spółki".

Przeniesienie postępowania

Podczas przesłuchania szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) zapytała Seremeta dlaczego jesienią 2012 r. przeniesiono postępowanie ws. Amber Gold z gdańskiej prokuratury okręgowej do Prokuratury Okręgowej w Łodzi.

Przeniesienie postępowania ws. Amber Gold z Gdańska do Łodzi to była trafna decyzja; osoby pokrzywdzone powątpiewały w obiektywizm gdańskiej prokuratury, ponadto "uwikłano w kontekst polityczny" szefa tej prokuratury Dariusza Różyckiego - mówił b. prokurator generalny Andrzej Seremet.

Zdjęcie z Tuskiem

- Trafiały do mnie pisma osób pokrzywdzonych, którzy powątpiewali w obiektywizm prokuratury gdańskiej. Szczególnie wtedy, gdy ukazały się (w mediach - PAP) zdjęcia z meczu prok. Różyckiego w towarzystwie b. premiera Donalda Tuska - odpowiedział Seremet. - Podnoszono, że skoro syn pana premiera Tuska jest zatrudniony (w liniach lotniczych OLT Express należących do Amber Gold - PAP), to może być jakiś problem. Dla uniknięcia takich zarzutów przeniosłem tę sprawę do Łodzi - dodał.

Prok. Dariusz Różycki kierował gdańską prokuraturą okręgową od 2008 r. do wiosny 2016 r. W 2012 r. w mediach pojawiły się zdjęcia z meczów Lechii Gdańsk, na których - w loży VIP - siedzieli m.in. Tusk i Różycki.

Wassermann zwróciła uwagę, że zdjęcia te pojawiły się w mediach 5 października 2012 r., czyli w tym samym dniu, gdy zapadła decyzja o przeniesieniu postępowania z Gdańska do Łodzi.
- Pewnie ten materiał zaważył na tym, że dla uniknięcia zarzutów zaangażowania prok. Różyckiego po jednej stronie, czy wplątania go w jakiś kontekst polityczny, przeniosłem tę sprawę do Łodzi - powiedział Seremet.

Były szef PG zaznaczył, że gdańscy prokuratorzy zapewne prowadziliby nadal sprawę Amber Gold, gdyby nie te okoliczności. Jak mówił wszelkie zastrzeżenia, jakie się pojawiły w związku z prowadzeniem sprawy Amber Gold przez prokuratorów, można było skorygować.

Podejrzenie, że to piramida

Rozmawiałem z ówczesnym szefem ABW Krzysztofem Bondarykiem o tym, jak zająć się sprawą Amber Gold, by nie narazić się na zarzuty szkodzenia przedsiębiorcom - powiedział b. prokurator generalny Andrzej Seremet w czwartek przed sejmową komisją śledczą ds. Amber Gold.

Marek Suski (PiS) nawiązał do rozmowy świadka z ówczesnym szefem ABW Krzysztofem Bondarykiem, która, według słów Seremeta, miała miejsce "przed sierpniem 2012 roku".
Były prokurator generalny przyznał, że podczas tego spotkania obaj rozmówcy nie mieli pewności, czy Amber Gold to piramida finansowa, ale mieli "takie podejrzenia". Tym niemniej, jak dodał, rozmawiali o tym, jak zająć się sprawą, by nie narażać się na zarzut szkodzenia przedsiębiorcom. Spotkanie, mówił, trwało około pół godziny.

Suski dopytywał, czy Krzysztof Bondaryk mówił coś o ulokowaniu 2 mln zł funduszu operacyjnego ABW w Amber Gold, po czym poprawił się, że chodziło o fundusz operacyjny Agencji Wywiadu. Seremet przyznał, że prokuratura prowadziła sprawę zaginięcia pieniędzy z funduszu operacyjnego, ale skoro tu chodziło o AW, to nie mógł o tym rozmawiać z szefem ABW.

"Niespotykana opieszałość"

Wiceszef komisji śledczej nawiązał też do przejmowania dowodów - nielegalnych nagrań z rozmów polityków - w redakcji "Wprost" w czerwcu 2014 roku. Wskazywał na "niespotykaną nadgorliwość prokuratury", gdy "chodziło o interesy Sienkiewicza, Belki, Tuska, Parafianowicza, Nowaka", bo w ciągu jednego dnia prokuratura wydała wtedy dwa postanowienia o wydaniu rzeczy. Tymczasem "w sprawie Amber Gold, gdy chodziło o pieniądze tysięcy ludzi, była niespotykana opieszałość". - Dlaczego tak było? - pytał Suski.

Seremet przypomniał, że sprawie "Wprost" uznano, że zagrożony jest interes państwa. - Może chodziło o bezpieczeństwo państwa ministrów, którzy rozmawiali o sprawie Amber Gold i targowali się - komentował poseł PiS.

Spotkanie z premierem

Premier Donald Tusk był "mocno poirytowany" na spotkaniu w 2012 r. w sprawie Amber Gold, krytycznie wyrażał się o działalności służb, w tym także prokuratury - zeznał Andrzej Seremet przed sejmową komisją śledczą.

Odpowiadając na pytanie Andżeliki Możdżanowskiej (PSL), ile razy spotkał się z Tuskiem ws. Amber Gold, Seremet odpowiedział, że jakieś trzy razy.

- Rozmawialiśmy przede wszystkim, kiedy pan premier zaprosił mnie na spotkanie z udziałem kilku ministrów, którego przedmiotem była konieczność zaradzenia takim wydarzeniom w przyszłości - powiedział. - Premier był lekko, a może mocno, poirytowany tym, co się stało; krytycznie wyrażał się o działalności różnych służb, w tym także prokuratury – dodał Seremet. Podkreślił, że Tusk dążył to tego, by przyjąć metody lub zmianę prawa, aby skutecznie walczyć z piramidami finansowymi.

Na pytanie posłanki, czy była wtedy mowa o zatrudnieniu syna Tuska w należących do Amber Gold liniach lotniczych OLT Express, Seremet odparł: Nie rozmawialiśmy o tym. - Z innych spotkań wiem, że premier opowiadał, że nie miał z tym nic wspólnego - dodał. 

Raport o przestępczości gospodarczej

Według Seremeta, kilka razy po tym spotkaniu jego zastępca odbywał spotkania w Komitecie Stabilności Finansowej ws. możliwych rozwiązań. Dodał, że efektem tych spotkań było m.in. żądanie Tuska przedstawienia mu analizy nt. przestępczości gospodarczej za kilka ubiegłych lat. - Taki raport sporządziliśmy i przedstawiliśmy premierowi – dodał Seremet.

Możdżanowska pytała też, czy oceniając zachowanie trójmiejskich prokuratorów, można uznać, że szef Amber Gold Marcin P. mógł być pod jakąś ochroną. - Nie dostrzegałem żadnych przesłanek, które mogłyby doprowadzić do konkluzji, że są tu jakieś relacje osobiste czy jakiekolwiek, które powodowałyby ochronę Marcina P. – padła odpowiedź. 

Źle rozumiana rutyna

Seremet przyznał, że prokuratorzy z Trójmiasta nie zdawali sobie sprawy, jak szerokie rozmiary przybiera sprawa Amber Gold. Mówił też o ich "rutynowym podejściu w najgorszym tego słowa znaczeniu". - To było żałosne - tak zaś Seremet ocenił zgodę jednego z prokuratorów, że potrzebne akta Marcin P. dostarczy mu po powrocie z urlopu.

Pytany o kontakty jednego z gdańskich prokuratorów, który dostawał bezpłatne zaproszenia na mecze, tak jak politycy, Seremet odparł, że on sam zawsze unikał "zbyt bliskich relacji z władzami lokalnymi czy centralnymi".  -Niektóre osoby takiego wstrzemięźliwego podejścia nie preferują, ale też nie spotkałem się z takimi drastycznymi przypadkami uwikłania prokuratora w jakiś układ lokalny, poza sprawą rzeszowską oczywiście, którą znamy – podkreślił. Dodał, że czegoś takiego w Gdańsku nie dostrzegł.

***

Andrzej Seremet - pierwszy i jak dotąd ostatni prokurator generalny poza rządem - funkcję szefa prokuratury objął 31 marca 2010 roku i sprawował ją przez sześć lat, do momentu, gdy przeszedł w stan spoczynku. 4 marca tego roku w życie weszło przywrócenie unii personalnej między prokuraturą a resortem sprawiedliwości.


O uchybieniach prokuratury w sprawie Amber Gold i swych działaniach Seremet - jako wówczas urzędujący prokurator generalny - mówił szczegółowo dwukrotnie w końcu sierpnia 2012 roku.

Po raz pierwszy 27 sierpnia na specjalnej konferencji prasowej przedstawił raport Prokuratury Generalnej na temat działalności organów ścigania w sprawie spółki i jej prezesa Marcina P., następnie zaś 30 sierpnia, kiedy w Sejmie przedstawiał informacje na temat sprawy Amber Gold.

Już wówczas ówczesny szef prokuratury wyliczał błędy popełnione w tej sprawie przez śledczych. Jak wymieniał - po pierwsze - prokurator prowadzący to postępowanie pochopnie odmówił jego wszczęcia po doniesieniu Komisji Nadzoru Finansowego, nie dokonał żadnych czynności sprawdzających, oparł się jedynie na przedstawionych przez Marcina P. dokumentach.

Po drugie, po tym jak sąd uchylił decyzję o odmowie wszczęcia postępowania, prokurator zlecił jedynie przesłuchanie Marcina P. w charakterze świadka i odebranie od niego kolejnej dokumentacji. Nie zrealizował wytycznych sądu, chociaż były one dla niego wiążące. Pomimo tych braków postępowanie umorzono w sierpniu 2010 roku.

Po trzecie, "niekonsekwentnie i bez determinacji" gromadzono dokumenty spółki Amber Gold. Po czwarte, kolejni szefowie Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz nie reagowali na opieszałość prowadzenia postępowania oraz akceptowali nietrafne decyzje. Po piąte, prokurator z wydziału nadzoru Prokuratury Okręgowej w Gdańsku przez prawie trzy miesiące zaniechał przesłania stosownego polecenia podjęcia zawieszonego postępowania i przyczynił się do dalszej zwłoki w postępowaniu.

Seremet oświadczył wówczas, że błąd ludzki jest wkalkulowany w działalność prokuratury, zaś w sprawie Amber Gold "w większym lub mniejszym stopniu" zawiniło wiele instytucji.

***

Zawiadomienie o tym, że Amber Gold prowadzi działalność bankową bez zezwolenia złożyła pod koniec 2009 roku Komisja Nadzoru Finansowego. Trafiło ono do Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz. Na początku 2010 roku prok. Barbara Kijanko odmówiła wszczęcia śledztwa.

Po uwzględnieniu przez sąd zażalenia KNF, w maju 2010 roku wszczęte zostało dochodzenie, które jednak w sierpniu zostało umorzone.

Również na postanowienie o umorzeniu KNF złożyła zażalenie, a sąd je uwzględnił w grudniu 2010 roku. Po zwrocie sprawy do Prokuratury Gdańsk–Wrzeszcz zarejestrowano ją, zlecając Komendzie Miejskiej Policji w Gdańsku wykonanie szczegółowo określonych czynności procesowych.

W lutym 2011 roku zapadła decyzja o zasięgnięciu opinii biegłego rewidenta. W związku z przedłużaniem się opracowania tej opinii - w maju 2011 roku - prokurator referent zawiesiła postępowanie w sprawie.

Postępowanie podjęte zostało w kwietniu 2012 roku, a w czerwcu przejęte przez gdańską prokuraturę okręgową.

***

Powołana w lipcu komisja śledcza ma zbadać i ocenić prawidłowość i legalność działań podejmowanych wobec Amber Gold przez: rząd, w szczególności ministrów finansów, gospodarki, infrastruktury, spraw wewnętrznych, sprawiedliwości i podległych im funkcjonariuszy publicznych.

Zbadać ma też działania, jakie podejmowali w sprawie spółki: prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), Generalny Inspektor Informacji Finansowej i prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego.

A także prokuratura oraz organy powołane do ścigania przestępstw, w szczególności szefowie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz Komendant Główny Policji i podlegli im funkcjonariusze publiczni.

Komisja śledcza ma także zbadać działania podejmowane ws. Amber Gold przez Komisję Nadzoru Finansowego.

***

Powstała w 2009 roku firma Amber Gold kusiła klientów wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych.

Głośno o firmie zrobiło się w lipcu 2012 roku, kiedy kłopoty finansowe zaczęły mieć linie lotnicze OLT Express, których właścicielem było Amber Gold. Zawieszono wówczas wszystkie rejsy regularne przewoźnika.

13 sierpnia 2012 roku firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.

Proces, w którym oskarżeni są były prezes spółki Marcin P. i jego żona Katarzyna P. trwa przed gdańskim sądem od 21 marca.

Marcin P. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Oskarżony nie zgodził się odpowiadać na żadne pytania, w tym także swojego obrońcy. Katarzyna P. też nie przyznała się do żadnego z zarzutów i odmówiła składania wyjaśnień.

Według śledczych, Marcin P. i jego żona oszukali w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.

Prokuratura ustaliła, że spółka Amber Gold była tzw. piramidą finansową, a oskarżeni bez zezwolenia prowadzili działalność polegającą na gromadzeniu pieniędzy klientów parabanku.

W sumie Marcin P. został oskarżony o cztery przestępstwa, a Katarzyna P. o 10. Grożą im kary do 15 lat więzienia.

fc/kk

Polecane

Wróć do strony głównej