Tunezyjczyk Anis Amri zastrzelony w Mediolanie. Niemiecka prokuratura potwierdza
Podejrzany o przeprowadzenie zamachu na jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie Anis Amri zginął w strzelaninie w gminie Sesto San Giovanni na obrzeżach Mediolanu - powiedział włoski minister spraw wewnętrznych Marco Minniti. Tamtejsza policja przyznała, że obawia się akcji odwetowych ze strony dżihadystów.
2016-12-23, 17:25
Posłuchaj
Włochy: śmierć zamachowca z Berlina. Relacja Marka Lehnerta (IAR)
Dodaj do playlisty
Jak twierdzi agencja Reuters, powołując się na swoje źródła w policji, odciski palców zabitego mężczyzny pasują do tych znalezionych na ciężarówce użytej do zamachu w Berlinie. (http://www.tvn24.pl)
Marco Minniti poinformował, że patrol policji zatrzymał do rutynowej kontroli w pobliżu dworca kolejowego na północy Mediolanu osobę, która zachowywała się w podejrzany sposób.
Mężczyzna zamiast dokumentów wyjął broń i strzelił do funkcjonariuszy. Jeden z nich został ranny. - Jest w szpitalu, jego życiu nic nie zagraża - powiedział minister.
- Funkcjonariusze odpowiedzieli na ogień. Mężczyzna zginął. Bez cienia wątpliwości jest nim poszukiwany międzynarodowym listem gończym w całej Europie Tunezyjczyk Anis Amri - poinformował szef włoskiego MSW.
REKLAMA
"System bezpieczeństwa działa"
Minister spraw wewnętrznych Minniti oświadczył na konferencji prasowej, że obowiązujący we Włoszech stan podwyższonych środków bezpieczeństwa i wzmocnionych kontroli pozwala na natychmiastową identyfikację i "neutralizację" uciekającego osobnika, który dostaje się na terytorium kraju. - To oznacza, że system bezpieczeństwa działa - ocenił szef MSW.
Agencja prasowa Ansa podała powołując się źródła w oddziałach policji do walki z terroryzmem, że Amri przyjechał do Włoch z Francji. Przybył najpierw do Turynu, na północy kraju, i tam wsiadł do pociągu do Mediolanu, gdzie dotarł około 1 w nocy z czwartku na piątek. Z dworca głównego w stolicy Lombardii pojechał do Sesto San Giovanni.
Zastrzelenie pod Mediolanem domniemanego zamachowca z Berlina to efekt nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa, jakie wprowadzono po tym ataku w całych Włoszech. Za premierem Paolo Gentilonim powtarzają to wszystkie włoskie media.
źródło: Associated Press/x-news
REKLAMA
W specjalnym oświadczeniu szef włoskiego rządu stwierdził, że wydarzenia, do których doszło ostatniej nocy w mieście Sesto San Giovanni pod Mediolanem, świadczą o tym, że państwo włoskie jest, funkcjonuje i broni bezpieczeństwa swoich mieszkańców.
Nie wiedzieliśmy, że jest tutaj
Mniej entuzjastyczny komentarz płynie ze strony samej policji.
- Policjanci, którzy w piątek zastrzelili pod Mediolanem Tunezyjczyka podejrzanego o dokonanie zamachu terrorystycznego w Berlinie, nie wiedzieli, że mógł się on znajdować w ich mieście - powiedział szef mediolańskiej policji Antonio De Iesu.
- Nie mieliśmy żadnych informacji, że (Amri) mógłby być w Mediolanie- powiedział De Iesu na konferencji prasowej. Dodał, że gdyby policjanci przypuszczali, że mógł to być ten Tunezyjczyk, "byliby ostrożniejsi".
REKLAMA
Odwet terrorystów
Komenda główna policji przyznała też, że istnieje ryzyko działań odwetowych.
Zarówno minister spraw wewnętrznych Marco Minniti, jak i potem premier Paolo Gentiloni podali na konferencjach prasowych w piątek nazwiska policjanta zranionego przez terrorystę w trakcie kontroli oraz młodego funkcjonariusza na stażu, który zastrzelił Amriego w Sesto San Giovanni koło Mediolanu.
W okólniku wydanym po południu szef włoskiej policji Franco Gabrielli zaapelował o "maksymalną czujność", ponieważ - jak dodał - "nie należy wykluczyć akcji odwetowych" wobec policjantów i całego personelu sił porządkowych po nocnych wydarzeniach w Lombardii.
Działał sam czy w grupie?
Niemiecka prokuratura potwierdza, że mężczyzna, zastrzelony we Włoszech, to Anis Amri, domniemany zamachowiec z Berlina. Śledczy poinformowali na konferencji prasowej, że kontynuują dochodzenie, by ustalić, czy terrorysta miał wspólników.
- Jest dla nas bardzo ważne ustalenie, czy istniała sieć pomocników i wspólników, zaufanych osób, które pomogły poszukiwanemu w przygotowaniu i przeprowadzeniu zamachu oraz w ucieczce - oświadczył Prokurator generalny Niemiec Peter Frank.
REKLAMA
Prokuraturę "interesuje przede wszystkim, czy broń znaleziona przy Amrim w Mediolanie to ta sama, której użyto podczas zamachu" - podkreślił Frank. Śledczy mają też ustalić, jaką dokładnie drogę przebył podejrzany między Niemcami a Włochami. Według włoskich władz Amri przyjechał do Włoch pociągiem z Francji.
Agencja Ansa podała, że Anis Amri mógł mieć "wsparcie" lub "zaplecze" zapewnione przez kogoś ze wspólnoty islamskiej na północy Włoch.
Żołnierz Państwa Islamskiego
Komentując fakt, że do poniedziałkowego zamachu w Berlinie przyznała się organizacja Państwo Islamskie (IS), Frank powiedział: "Wszyscy znamy oświadczenie Państwa Islamskiego w tej sprawie, które jest utrzymane w bardzo ogólnej formie i obecnie nie świadczy o związku ze sprawcą".
Do zamachu Państwo Islamskie przyznało się za pośrednictem powiązanej z nim agencji informacyjnej Amak. Ta sama agencja opublikowała później nagranie, w którym 24-letni Tunezyjczyk nawołuje zwolenników IS do ataków na "krzyżowców", czyli świat zachodni.
REKLAMA
- Moje przesłanie do krzyżowców bombardujących codziennie muzułmanów, jest takie: ich (muzułmanów) krew nie będzie przelana na darmo, (...) pomścimy ich. Wzywam wszystkich muzułmańskich braci wszędzie, a ci, co są w Europie, niech zabijają świnie-krzyżowców, każdy na miarę swoich możliwości - mówi na nagraniu Amri.
Dramat na jarmarku bożonarodzeniowym
W poniedziałek wieczorem kierowca 40-tonowej ciężarówki wjechał w tłum na bożonarodzeniowym jarmarku w Berlinie, zabijając 12 osób i raniąc blisko 50. Zamachowiec zastrzelił znajdującego się w szoferce Polaka, który łapiąc za kierownicę, usiłował przeszkodzić mu w zamachu.
Policja poszukiwała Tunezyjczyka Anisa Amriego, ponieważ pierwsze wyniki badań kryminalistycznych sugerowały, że kierował on użytą w ataku ciężarówką.
- Odciski palców znaleziono na zewnętrznej części boku pojazdu, na drzwiach kierowcy oraz na słupku nadwozia umiejscowionym za drzwiami. Na tym etapie postępowania zakładamy, że to Anis Amri kierował ciężarówką - oświadczyła w czwartek rzeczniczka prokuratury Frauke Koehler w Karlsruhe. Dodała, że prokuratura wydała nakaz aresztowania Amriego w związku z poniedziałkowym atakiem.
REKLAMA
Niemieckie media podały, że kilka godzin po ataku Amri został nagrany przez kamery miejskiego monitoringu. Berlińska rozgłośnia RBB dotarła do nagrań, na których widać domniemanego terrorystę kilka godzin po zamachu. Mężczyzna pojawił się w jednym z meczetów w dzielnicy Moabit. Wczoraj policja przeprowadziła tam przeszukanie.
Amri, 24-letni imigrant z Tunezji, przyjechał do Niemiec w lipcu 2015 roku, a od lutego 2016 roku przebywał głównie w Berlinie. Złożony przez niego wniosek o azyl został odrzucony w czerwcu br., jednak jego deportacja nie doszła do skutku ze względu na brak dokumentów potwierdzających jego tożsamość, a władze Tunezji początkowo zaprzeczały, by Amri był obywatelem tego kraju. Za pomoc w aresztowaniu Anisa Amriego niemieckie władze oferowały do 100 tys. euro nagrody.
"Niebezpieczny osobnik"
Media poinformowały w piątek rano, że administracja więzienna przy MSW Włoch sygnalizowała komitetowi analizy strategii antyterrorystycznej podejrzane zachowania Tunezyjczyka Anisa Amriego, zaobserwowane gdy przebywał we włoskich zakładach karnych.
Amri podejrzany o dokonanie zamachu w Berlinie, odbywał karę w czterech więzieniach na Sycylii w latach 2011-2015. Został skazany za udział w podpaleniu dwóch ośrodków dla uchodźców i migrantów, między innymi na Lampedusie, a także za wyrządzenie szkód i obrażeń oraz kradzież.
REKLAMA
Agencja Ansa poinformowała o raporcie, jaki wysłał departament administracji więziennej do komitetu analizy strategii antyterrorystycznej, działającego przy resorcie spraw wewnętrznych. W dokumencie tym mowa jest o "radykalizacji" Amriego i zanotowanych w zakładzie karnym epizodach , świadczących o jego sympatiach dla islamskiego terroryzmu. Agencja podała, że w kolejnych więzieniach w miastach Sciacca, Enna, Agrigento i Palermo Amri dopuszczał się przemocy oraz pogróżek i był karany umieszczaniem w odizolowanej celi.
Włoska agencja ujawniła ponadto powołując się na raport służby więziennej, że zagroził jednemu ze skazanych - chrześcijaninowi, że "obetnie mu głowę".
"Corriere della Sera" pisze w piątek, że uwaga włoskich służb antyterrorystycznych była od co najmniej dwóch lat zwrócona na Tunezyjczyka. Gazeta podkreśla, że "zawstydzający" dla MSW jest fakt, iż dopiero teraz odkryto sporządzoną na jego temat dokumentację dla komitetu, którego zadaniem jest stała wymiana i ocena informacji dotyczących zagrożeń terrorystycznych.
Dziennik dodaje, że o tym, iż Anis Amri jest "niebezpiecznym osobnikiem" zawiadomiła komitet przy MSW także komenda policji w Katanii.
REKLAMA
Według gazety w "nieprzyjemnej" sytuacji znaleźli się teraz także śledczy z Palermo, zajmujący się walką z terroryzmem. Dopiero teraz, jak zauważa, wszczęto tam śledztwo mające na celu rekonstrukcję kolejnych miejsc pobytu Amriego. Gdy wyszedł on z więzienia po odbyciu kary w maju 2015 roku, otrzymał nakaz opuszczenia kraju. Wkrótce potem uciekł, czym, jak zaznacza gazeta, "nikt już się nie martwił".
IAR,PAP,kh, fc
REKLAMA