Radosław Żydok: Erdogan zdaje się być pilnym uczniem Putina - używa diaspory jako narzędzia wpływu
- Przede wszystkim w Holandii zobaczyliśmy próbkę nowego tureckiego narzędzia wpływu, dotychczas praktycznie niewykorzystywanego na dużą skalę. Tym narzędziem jest turecka diaspora, która podobnie jak rosyjska może służyć swojej ojczyźnie za "przedłużenie" jej strefy wpływu. Erdogan zdaje się być pilnym uczniem Putina w tym zakresie - mówił w wywiadzie dla PolskieRadio.pl Radosław Żydok, ekspert Fundacji Republikańskiej.
2017-03-13, 16:39
Ostatnie dni przyniosły ostry spór pomiędzy Holandią i Turcją. Najpierw samolot szefa tureckiego MSZ został zawrócony z terenu Holandii, następnie służby porządkowe nie pozwoliły wjechać minister rodziny na teren konsulatu Turcji w Rotterdamie.
Powiązany Artykuł
Ostry spór między Holandią i Turcją: Erdogan chce sankcji, Rutte odpowiada
Politycy mieli nakłaniać holenderskich Turków do głosowania za rozszerzeniem władzy prezydenta Turcji w kwietniowym referendum. Na ulicach Rotterdamu doszło do starć tureckich obywateli z policją. Prezydent Erdogan nazwał Holendrów "niedobitkami nazizmu", premier Mark Rutte stwierdził, że te słowa są "szalone" i domagał się przeprosin od Erdogana. Holendrzy zamknęli konsulat w Rotterdamie, Turcy podobnie uczynili z ambasadą Holandii w Ankarze.
(Film - Turcy protestowali przed konsulatem w Rotterdamie. Aresztowano 12 osób. Źródło: RUPTLY/X-NEWS)
REKLAMA
Wcześniej podobny konflikt wybuchł pomiędzy Niemcami a Turcją, gdy władze miejscowości Gaggenau w Badenii-Wirtembergii wycofały pozwolenie na wiec z udziałem tureckiego ministra sprawiedliwości Bekira Bozdaga, powołując się przy tym na względy bezpieczeństwa. W Holandii mieszka ok. 400 tysięcy Turków, w Niemczech - 1,4 miliona.
Daniel Czyżewski, PolskieRadio.pl: Jakie konsekwencje dla Holandii może mieć spór z Turcją? Czy mogę się one "rozszerzyć" na całą UE?
Radosław Żydok, Fundacja Republikańska: Przede wszystkim w Holandii zobaczyliśmy próbkę nowego tureckiego narzędzia wpływu, dotychczas praktycznie niewykorzystywanego na dużą skalę. Tym narzędziem jest turecka diaspora, która podobnie jak rosyjska może służyć swojej ojczyźnie za "przedłużenie" jej strefy wpływu. Erdogan zdaje się być pilnym uczniem Putina w tym zakresie. Obawiam się, że to tylko przedsmak tego, co zobaczymy w Niemczech przed nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi.
Przede wszystkim w Holandii zobaczyliśmy próbkę nowego tureckiego narzędzia wpływu, dotychczas praktycznie niewykorzystywanego na dużą skalę. Tym narzędziem jest turecka diaspora, która podobnie jak rosyjska może służyć swojej ojczyźnie za "przedłużenie" jej strefy wpływu. Erdogan zdaje się być pilnym uczniem Putina w tym zakresie. Obawiam się, że to tylko przedsmak tego, co zobaczymy w Niemczech przed nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi.
Radosław Żydok
Rosjanie i Turcy grają na osłabienie Unii Europejskiej, a nic się temu celowi nie przysłuży tak jak wzrost niepokojów i zwiększenie wpływów partii radykalnych i antyunijnych. W Holandii Turcy stanowią około 3 proc. populacji, natomiast w Niemczech szacuje się ich liczbę na nawet 5 proc. Kolejne walki uliczne i starcia z policją mogą przesunąć tradycyjny elektorat niemiecki w kierunku takich partii, jak Alternativ fur Deutschland. Nic dobrego dla Polski i Unii z tego nie wyniknie.
Czyli nie chodzi tylko o agitację przed tureckim referendum? Czy można założyć że jest to nawet pewna zasłona dymna, swego rodzaju pretekst do wywoływania podobnych jak w Holandii awantur aby zdestabilizować kraje UE? Lub przynajmniej "policzyć się", jaką mamy siłę w Europie?
Referendum z pewnością ma sporą wagę ze względu na swój wymiar propagandowy. Erdoganowi zależy na umocnieniu nowego porządku po zeszłorocznym puczu. W kraju nie musi już bać się żadnej opozycji, ale diaspora turecka narażona jest na bardziej liberalne wpływy z krajów, w których osiadła. Dlatego prezydentowi Turcji tak na niej zależy - to będzie prawdziwy papierek lakmusowy jego "reform". Jeśli turecka mniejszość np. w Niemczech gremialnie poprze jego wizję w referendum, to później ciężko będzie władzom Niemiec go krytykować, mając z tyłu głowy, że mogłoby to rozgniewać wielomilionowy elektorat.
REKLAMA
Niemniej faktycznie referendum jest tylko pretekstem do sprawdzenia wspomnianego przeze mnie narzędzia. Pretekstem i zasłoną dymną, bardzo skuteczną, bo prawdziwą. Myślę, że takie wydarzenia będą się powtarzać. Możemy też liczyć na ponowne "odkręcenie kurka" z imigrantami. Mamy przed sobą gorący okres wyborczy m.in. w Niemczech i we Francji, od wyniku tych wyborów zależeć będzie kształt przyszłej Unii Europejskiej. Nic dziwnego, że inni szatani są tam czynni.
Właśnie - jak w tym kontekście wygląda sytuacja z imigrantami i uchodźcami? Wiemy, że w Turcji, wedle różnych źródeł, wciąż przebywa od jednego do dwóch milionów imigrantów, z których wielu chciałoby dostać się do Europy. Czy w obecnej sytuacji możemy mieć jakiekolwiek gwarancje, że Turcja dotrzyma umowy zawartej z UE? Czy możemy spodziewać się momentu (zwłaszcza, że nadchodzą korzystniejsze dla migracji ciepłe miesiące), w którym Erdogan po prostu zaleje Europę kolejną, być może jeszcze większą niż poprzednia, falą imigrantów?
W obecnej sytuacji za grosz nie ufałbym Erdoganowi. Widać wyraźnie, że sprawdza on jak daleko może dojść i jak dotąd nie napotkał na tyle ostrej reakcji, żeby chociaż cofnąć się o krok, nie mówiąc o odwrocie. Oczekiwałbym raczej eskalacji tych działań i kolejnych prób destabilizacji na Bałkanach przy pomocy migrantów.
Pamiętajmy, że dla Erdogana odbudowanie legitymizacji międzynarodowej jest ważnym celem gospodarczym - od tego zależy przepływ kapitału do Turcji, ale nawet ważniejsze jest wykrojenie sobie przez Turcję większej strefy wpływów w nowym ładzie geopolitycznym na Bliskim Wschodzie. Zaangażowanie w Syrii, brutalna walka z Kurdami czy nawet sytuacja na Cyprze - to są kluczowe kwestie, a imigranci czy mniejszość turecka w Europie to tylko narzędzia, które mają służyć realizacji ambitnych celów.
Przy ich pomocy Erdogan będzie chciał tak zmiękczyć Zachód, aby mieć wolną rękę.W obecnej sytuacji za grosz nie ufałbym Erdoganowi. Widać wyraźnie, że sprawdza on jak daleko może dojść i jak dotąd nie napotkał na tyle ostrej reakcji, żeby chociaż cofnąć się o krok, nie mówiąc o odwrocie. Oczekiwałbym raczej eskalacji tych działań i kolejnych prób destabilizacji na Bałkanach przy pomocy migrantów.
REKLAMA
Z drugiej strony jaki przysłowiowy "bat" Unia Europejska może znaleźć na Turcję? Gdzie można szukać formy nacisku? Czy Unia w ogóle ma w tej chwili narzędzia do wywarcia poważnego wpływu na Turcję?
Tak naprawdę siłą Turcji jest słabość i brak jedności Unii. Wystarczyłoby respektować już istniejące prawo, chociażby Konwencję Genewską z 1951 roku, która ustala status uchodźcy. Dziś nazywa się tak każdych imigrantów, łącznie z ekonomicznymi, i to na całej trasie ich przemarszu. Tymczasem ochrona wynikająca ze statusu uchodźcy obowiązuje tylko w pierwszym bezpiecznym kraju tzn. w takim, w którym obowiązują i chronione są prawa człowieka.
Musimy pamiętać, że dla Erdogana odbudowanie legitymizacji międzynarodowej jest ważnym celem gospodarczym (od tego zależy przepływ kapitału do Turcji), ale nawet ważniejsze jest wykrojenie sobie przez Turcję większej strefy wpływów w nowym ładzie geopolitycznym na Bliskim Wschodzie. Zaangażowanie w Syrii, brutalna walka z Kurdami czy nawet sytuacja na Cyprze - to są kluczowe kwestie, a imigranci czy mniejszość turecka w Europie to tylko narzędzia, które mają służyć realizacji ambitnych celów. Przy ich pomocy Erdogan będzie chciał tak zmiękczyć Zachód, aby mieć wolną rękę.
Niestety, kraje Europy Zachodniej, których gospodarki i systemy ubezpieczeń społecznych zależne są od taniej i licznej siły roboczej, potrzebują wciąż nowego napływu imigrantów. Dlatego są oni niechętni ich blokowaniu - no chyba, że imigranci zaczynają wywoływać kryzysy. Wtedy ewentualnie nadmiarowych "uchodźców" trzeba by rozdzielić po krajach Europy Wschodniej, która nie jest jeszcze nimi "nasycona". W praktyce prowadzi to do ostrych podziałów i konfliktów między rządami krajów członkowskich Unii Europejskiej
Radosław Żydok
Niestety, kraje Europy Zachodniej, których gospodarki i systemy ubezpieczeń społecznych zależne są od taniej i licznej siły roboczej, potrzebują wciąż nowego napływu imigrantów. Dlatego są oni niechętni ich blokowaniu - no chyba, że imigranci zaczynają wywoływać kryzysy. Wtedy ewentualnie nadmiarowych "uchodźców" trzeba by rozdzielić po krajach Europy Wschodniej, która nie jest jeszcze nimi "nasycona". W praktyce prowadzi to do ostrych podziałów i konfliktów między rządami krajów członkowskich Unii Europejskiej.
Oczywiście Zachód ma przewagę ekonomiczną, bo może zagrozić odcięciem funduszy unijnych. Wydaje mi się, że całkowite rozwiązanie tego problemu leży w tej chwili poza naszym zasięgiem. Kryzys polityczny i systemowy wewnątrz Unii jest na tyle głęboki, że energii nie wystarcza nawet na porządne zajęcie się sobą, a co dopiero na kształtowanie otoczenia międzynarodowego. Krótkoterminowo pomóc mogłoby tylko solidarne zamknięcie i pilnowanie granic unijnych. Wtedy Turcja straciłaby kontrolę nad sytuacją. Niestety, bez rozwiązania pierwotnych przyczyn migracji, nierówności gospodarczych, rewolucji i wojny na Bliskim Wschodzie oraz terroryzmu, całkowite jej zahamowanie nie wchodzi w grę.
REKLAMA
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Również dziękuję.
Z Radosławem Żydokiem rozmawiał Daniel Czyżewski, PolskieRadio.pl
REKLAMA