Były szef MSZ zeznawał w procesie Tomasza Arabskiego. Radosław Sikorski: nic nie wiem o "rozdzielaniu wizyt" w Katyniu
- Jako szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie zajmowałem się organizacją wizyty z 10 kwietnia 2010 roku, ja prowadziłem politykę zagraniczną, a nie organizacyjną - zeznał przez warszawskim sądem były minister spraw zagranicznych.
2017-04-11, 20:29
Posłuchaj
Radosław Sikorski jest świadkiem w procesie byłego szefa kancelarii premiera Tomasz Arabskiego i czterech innych osób, oskarżonych w trybie prywatnym przez część rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej o niedopełnienie obowiązków.
"Sprawa nie jest dla mnie neutralna"
Były szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych zeznał we wtorek, że za sprawy relacji z Federacją Rosyjską odpowiadał wiceminister Andrzej Kremer, który zginął w katastrofie smoleńskiej. - Moja ogólna dyrektywa była taka, żeby tej pomocy udzielać tak, jak zawsze - powiedział.
- Chciałbym podkreślić, że ta sprawa nie jest dla mnie neutralna - oznajmił Sikorski. Dodał, że znał 80 proc. osób na pokładzie - "niektóre z nich uważałem za przyjaciół, sam miałem zaproszenie na pokład". Zapewnił, że nie miał żadnej wiedzy w kwestii organizacji wizyty, gdyż "techniczne kwestie odbywają się pięć szczebli poniżej szczebla ministra spraw zagranicznych".
- W tamtych latach polityką Polski była europeizacja Rosji - zaznaczył, dodając, że pojednanie z Polską było wtedy postrzegane przez niego jako warunek zbliżenia Rosji do Unii Europejskiej. Jak oznajmił uważał, że kolejnym z akcentów tej polityki "powinna być ważna wizyta głowy państwa polskiego, prezydenta Polski w Rosji".
Sikorski zaznaczył, że jego resort nie był organizatorem wizyty prezydenta, a on otrzymał zaproszenie na pokład od ówczesnego szefa kancelarii prezydenta Władysława Stasiaka (zginął w katastrofie smoleńskiej). Zapytany, co się stało, że nie przyjął zaproszenia, wyjaśnił: "Nie było zwyczaju mojego towarzyszenia prezydentowi w jego wizytach zagranicznych".
"Federacja Rosyjska jest trudnym partnerem"
Były szef MSZ był pytany m.in. o działania i trudności, na jakie napotkała tzw. polska grupa przygotowawcza, która w końcu marca 2010 roku udała się do Rosji w celu przygotowania i omówienia ze stroną rosyjską obu wizyt zaplanowanych na kwiecień 2010 roku - premiera Donalda Tuska wyznaczonej na 7 kwietnia i prezydenta Lecha Kaczyńskiego wyznaczonej na 10 kwietnia.
- Federacja Rosyjska jest trudnym partnerem. Trudności w uzgodnieniach, co do szczegółów wizyt mamy nawet z najbliższymi sojusznikami, a co dopiero z partnerem, który nie zawsze jest nam przyjazny. Dla mnie więc takie zgrzyty, czy po prostu różnice zdań, podczas przygotowania do wizyt miały miejsce przy prawie każdej wizycie - oznajmił Sikorski.
Jak dodał, nie przypomina sobie, aby otrzymał informacje o problemach zgłaszanych w związku z wizytą tej grupy przygotowawczej. - Najlepszą rękojmią tego, że wszystko było zapięte na ostatni guzik było to, że wiceminister Kremer wziął udział w obu wizytach - wskazał.
Zapytany o współpracę w przygotowaniu wizyt pomiędzy poszczególnymi organami państwa - w tym MSZ - Sikorski odpowiedział, że "były próby unormowania sposobu identyfikowania i uzgadniania od strony politycznej wizyt najważniejszych osób w państwie" polegające na tym, aby wizyty te odzwierciedlały linię polskiej polityki zagranicznej. Przyznał, że "w warunkach kohabitacji" między obozem prezydenckim a rządowym "te próby i procedury nie zawsze się udawały".
- Resort spraw zagranicznych pełnił rolę usługową, bo ranga urzędu prezydenta oznaczała, że on się nie komunikował rutynowo z obcymi placówkami - oświadczył Sikorski odnosząc się do kwestii notyfikacji wizyty z 10 kwietnia w Rosji. Dodał, że Kremer nie zdecydowałby o tej notyfikacji "bez twardego uzgodnienia" z przedstawicielem kancelarii prezydenta.
REKLAMA
Sikorski nie potrafił powiedzieć, dlaczego dopiero 15 marca przesłano MSZ prośbę o niezwłoczne notyfikowanie stronie rosyjskiej wizyty prezydenta w Katyniu 10 kwietnia. Dodał, że tę prośbę Pałacu Prezydenckiego polecił "natychmiast wykonać".
Pytany przez sąd o tę zwłokę, Sikorski odparł, że "nigdy nie można założyć, że druga strona zawsze będzie spełniała nasze prośby". Wskazał, że w reakcji na niespełnienie takiej prośby można albo odwołać wizytę, albo "grać jej odłożeniem". - Złożenie noty jest oficjalnym potwierdzeniem, że coś będzie miało miejsce - podkreślił.
"Z własnej inicjatywy go poinformowałem"
Sikorski odpowiedział także na pytania pełnomocnika oskarżycieli prywatnych mec. Stefana Hambury.
- Zajmowałem się polską polityką zagraniczną. Wizyta w Katyniu to nie było coś nowego. To była jedna z wielu takich wizyt. Byłem przekonany, że MSZ poradzi sobie z nią tak, jak w przeszłości - wytłumaczył.
Zapytany, czy rutyna w takich sprawach mogła doprowadzić do nieodpowiedniego przygotowania wizyty, odpowiedział, że "to bardzo hipotetyczne pytanie" . - Rozmawialiśmy z Kremerem o aspektach politycznych. Nie było potrzeby rozmowy o kwestiach organizacyjnych - dodał.
Sikorski zeznał, że o katastrofie dowiedział się, gdy "był u siebie na wsi". Zadzwonił do niego szef departamentu MSZ. - Nagrania moich rozmów są w domenie publicznej i pokazują dramatyzm tamtych chwil - wskazał.
- Uważałem że moim obowiązkiem było poinformowanie o katastrofie najwyższych władz państwowych. Z własnej inicjatywy poinformowałem także pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego - podkreślił świadek.
REKLAMA
Mec. Hambura zapytał też o charakter wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Sikorski stwierdził, że "zręcznym określeniem" tej wizyty była "pielgrzymka". Wyjaśnił, że nie była to wizyta oficjalna, bo podczas niej gość odbywa rozmowy z najważniejszymi osobami w danym państwie. Nie była to też wizyta państwowa.
Sąd uchylał, jako nie związane z zarzutami lub "złośliwe", niektóre pytania mec. Hambury, który pytał m.in. o awarię skrzynek mailowych w MSZ w dniu katastrofy. Pytał też świadka, czy powiodła się ta "europeizacja Rosji".
Proces w sprawie urzędników
Proces przed Sądem Okręgowym w Warszawie trwa od marca 2016 roku.
Oskarżeni o niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 10 kwietnia 2010 roku: Tomasz Arabski, były szef kancelarii premiera Donalda Tuska, urzędnicy KPRM - Monika B. i Miłosław K. oraz ambasady RP w Moskwie - Justyna G. i Grzegorz C.
Nie przyznają się do zarzutów, za które grozi do trzech lat więzienia.
REKLAMA
Akt oskarżenia wniesiono po tym, gdy w 2014 roku Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga umorzyła prawomocnie śledztwo w sprawie organizacji lotów premiera i prezydenta do Smoleńska.
Powiązany Artykuł

Katastrofa smoleńska
"Występowały liczne nieprawidłowości"
Powiązany Artykuł

Dlaczego rozdzielono wizyty prezydenta i premiera?
Umarzając śledztwo w 2014 roku, prokuratura uznała, że w działaniu zarówno funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Zagranicznych, jak i ambasady RP w Moskwie "występowały liczne nieprawidłowości".
"Sprowadzające się z jednej strony do zbyt późnego i niestarannego przekazywania informacji, albo wręcz nieprzekazywania informacji, pomiędzy zaangażowanymi w przygotowania instytucjami i podmiotami, w tym rosyjskimi, a z drugiej do braku właściwej i natychmiastowej reakcji na nieudzielanie informacji przez stronę rosyjską".
Według prokuratury, "jaskrawym tego przykładem jest zwłoka pracowników MSZ w notyfikowaniu stronie rosyjskiej wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego, czy też olbrzymia opieszałość w uzyskaniu przez pracowników ambasady RP w Moskwie zgód dyplomatycznych na przelot samolotów specjalnych w dniach 7 i 10 kwietnia 2010 roku".
***
10 kwietnia 2010 roku w katastrofie Tu-154M w Smoleńsku zginęli wszyscy pasażerowie i załoga samolotu - w sumie 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka, a także ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski.
REKLAMA
Polska delegacja, w tym wielu przedstawicieli polskich elit politycznych, wojskowych i kościelnych oraz środowisk pielęgnujących pamięć o zbrodni katyńskiej, zmierzała na uroczystości w Lesie Katyńskim.
kk
REKLAMA