Taksówkarze zablokowali stolicę. Ich protest zdenerwował klientów. "Nigdy z nimi nie pojadę"

Gigantyczne korki, zjedzone nerwy oraz setki spóźnionych osób. Tak w skrócie wyglądał o poranku obraz Warszawy. Wszystko za sprawą taksówkarzy, którzy 5 czerwca protestowali przeciwko Uberowi.

2017-06-05, 19:29

Taksówkarze zablokowali stolicę. Ich protest zdenerwował klientów. "Nigdy z nimi nie pojadę"

Ruszyli tuż po godzinie 7. Zgromadzeni w kolumny składające się nawet z kilkuset pojazdów. Zmierzali z kilku kierunków stolicy do centrum. Każdy z prędkością ok. 20 km/h na liczniku. Cel był jasny. Paraliż miasta w porannych godzinach szczytu. W ten sposób postanowili zwrócić uwagę rządu na problem nielegalnych przewoźników. - Żądamy od państwa polskiego, żeby wreszcie zaczęło egzekwować przepisy, które samo stworzyło - zapowiadał szef Związku Zawodowego Taksówkarzy "Warszawski Taksówkarz" Jarosław Iglikowski. Stowarzyszenie złożyło dziś petycje w tej sprawie do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa. Co konkretnie wzbudziło gniew taksówkarzy?

Główny wróg pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Trzy lata temu pojawił się w Polsce i zrewolucjonizował rynek przewozów pasażerskich. Dzięki niemu można podróżować daleko i tanio oraz na bieżąco monitorować poruszanie się oczekiwanego pojazdu. Nazywa się Uber, wśród klientów coraz bardziej popularny, przez taksówkarzy znienawidzony.

- Okradają budżet państwa, ponieważ nie płacą podatków. W dodatku nie znają topografii miasta, nie muszą się szkolić, mają łatwiej i to nam się nie podoba. Uważam, że konkurencja musi być sprawiedliwa. Nie może być tak, że jedni mogą więcej, a innym zabrania się rozwijać – denerwuje się pan Stanisław kierowca taksówki z Warszawy, który podobnie jak 2 tysiące jego kolegów wyjechał na ulice stolicy zaprotestować przeciw kierowcom Ubera.

Stołeczni taksówkarze zwracają uwagę na to, że amerykański przewoźnik nie płaci podatków w Polsce, jego kierowcy nie muszą zdawać egzaminów oraz posiadać kasy fiskalnej w pojeździe. Uber pobiera pieniądze drogą elektroniczną po zakończonym kursie. Zdaniem taksówkarzy prowadzi to do nierównej konkurencji, dlatego domagają się od rządu zmian w przepisach, które uregulują rynek przewozów.

REKLAMA

Rząd pracuje na zmianą przepisów

Obecna Rada Ministrów w przeciwieństwie do jej poprzedników, bo przecież problem z Uberem pojawił się za kadencji rządu PO-PSL, nie pozostaje głucha na problemy taksówkarzy. W ministerstwie infrastruktury i budownictwa trwają prace nad stosownym projektem ustawy. Jeden już nawet powstał, ale został wycofany do poprawki. Pierwotna propozycja resortu sprowadzała się do wyeliminowania z rynku wszystkich przewoźników, którzy nie posiadali licencji. Po konsultacjach z Komitetem Ekonomicznym Rady Ministrów, którym kieruje wicepremier Mateusz Morawiecki został on wycofany do poprawki.

Szef resortu finansów i rozwoju opowiada się za łagodzeniem przepisów niż ich zaostrzeniem. Zmiany będą, ale nie aż tak restrykcyjne jak chcą taksówkarze, bo rząd musi uwzględnić również dobro klientów, a ci w wojnie między taxi, a Uberem wcale nie są po stronie tych pierwszych, tym bardziej po dzisiejszym proteście, których przysporzył licencjonowanym przewoźnikom więcej wrogów niż sojuszników.

Warszawiacy oburzeni protestem

- Jak normalnie jechałem do pracy 30 minut to dziś prawie półtorej godziny. Rozumiem, że panowie mają jakiś problem, ale niech protestują w taki sposób, aby nie uprzykrzać życia innym ludziom. Kto mi odda za paliwo? – mówi portalowi Polskiego Radia Tomek, mieszkaniec Pragi Południe, który utknął dziś w korku na Moście Łazienkowskim. Jego zdaniem protest taksówkarzy powinien ograniczyć się do pikiety przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów lub Sejmem. – To są odpowiednie miejsca na manifestacje swoich postulatów, a nie ulice miasta – mówi Tomek.

Podobny pogląd podziela Daria, która dziś również spóźniła się do pracy. - Nie było przyjemnie, tym bardziej, że poruszam się komunikacją miejską i całą drogę musiałam stać. Niektórzy wysiedli i szli pieszą, ale ja mam za daleko więc musiałam się męczyć w tym upale - relacjonuje 21 latka ze stolicy. Daria, która sama chętnie korzysta z usług Ubera, nie rozumie pretensji taksówkarzy. - Przecież nikt im nie broni przejść do Ubera - mówi rozmówczyni portalu PolskiegoRadia.pl. I wyjaśnia dlaczego woli Ubera niż taksówki.

REKLAMA

- Są tańsi, mają lepsze samochody i mam wrażenie, że szybciej jeżdżą. W taksówce zawsze mam wrażenie, że licznik jest przestawiony, a kierowca jedzie okrężną drogą. W Uberze jest nawigacja i można monitorować ruch na drodze – mówi Daria. I dodaje, że dzisiejszy protest taksówkarzy tylko utwierdził ją w przekonani, że lepiej jeździć z Uberem. Do nielicencjonowanego przewoźnika zamierza przesiąść się również Konrad, który z powodu poniedziałkowego protestu spóźnił się do lekarza.

- Nie jest łatwo umówić się w Warszawie do specjalisty. Długo czekałem na wizytę i nie zostałem przyjęty, bo przyjechałem z godzinnym opóźnieniem. Lekarz już skończył dyżur. Po wyjściu z przychodni zamówiłem Ubera i od dziś będę jeździł tylko z nim – zapewnia PolskieRadio.pl. Czy rozumie problemy taksówkarzy? – Każdy ma jakieś problemy. Jest wolny rynek i niech ludzie zarabia tak, jak potrafi. Ważne, żeby klient był zadowolony. Taksówkarze to nie lekarze, nie posiadają jakiś nadzwyczajnych umiejętności, że każdy musi się z nimi liczyć, wręcz przeciwnie, często wjeżdżają „na trzeciego”, zachowują się na drogach jak święte krowy. Trochę pokory przydałoby się tym panom – mówi Konrad. I zapewnia, że do tej pory nie jeździł z Uberem, ale od dziś zacznie. - Moja noga do taxi nie wejdzie, nigdy już z nimi nie pojadę - deklaruje.

Nie wszyscy warszawiacy są tak mało wyrozumiali dla taksówkarzy. Pani Grażyna z zawodu pielęgniarka, którą spotkaliśmy przy Alejach Jerozolimskich obserwującą protest, rozumie co to znaczy walczyć o swoje. - W wielu manifestacjach brałam w życiu udział i z doświadczenia wiem, że jak człowiek nie tupnie nogą i nie zatroszczy się o swoje racje, to rząd będzie głuchy na jego postulaty. Złość, którą mieszkańcy kierują na taksówkarzy powinni zwrócić w stronę władz państwowych, bo to one ponoszą odpowiedzialność za wszelkie protesty, gdy nie słuchają obywateli – mówi 54 latka z Piaseczna. I przyznaje, że w tym sporze jest po stronie taksówkarzy.

- Uczciwie zarabiają na chleb, podobnie jak pielęgniarki pracują w nocy, w święta, a z tego co wiem to kokosów nie mają, a i ryzyko spore, bo nigdy człowiek nie wie z kim jedzie. Niech walczą o swoje będę im kibicować – kończy pani Grażyna.

REKLAMA

Policja nałożyła mandaty

Protest stołecznych taksówkarzy podsumowała policja. Funkcjonariusze przeprowadzili 30 kontroli podczas których nałożyli mandaty na ośmiu kierujących. W dziewięciu przypadkach sprawę skierowano do sądu, bo taksówkarze nie przyjęli kary. W trzech przypadkach policjanci zastosowali pouczenie. Wykroczenia dotyczyły tamowania i utrudniania ruchu drogowego, jazdę z prędkością utrudniającą ruch innym pojazdom oraz zatrzymywanie aut i postów w miejscu utrudniającym przejazd.

Taksówkarze niewiele robią sobie z krytycznych uwag warszawiaków oraz kar nałożonych przez policję i zapowiadają, że dalej będą walczyć o swoje racje. Związek Zawodowy Taksówkarzy "Warszawski Taksówkarz" straszy ogólnopolskim strajkiem generalnym na ulicach Warszawy, jeśli rząd nie zmieni prawo. Ministerstwo infrastruktury odpowiada, że na najbliższym posiedzeniu Rady Ministrów pod obrady trafi projekt regulujący tę kwestię.

Michał Fabisiak, PolskieRadio.pl

 

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej