Wojna na Półwyspie Koreańskim? Ten konflikt wielu jest na rękę
Świat z niepokojem spogląda na kolejne próby nuklearne Korei Północnej. Donald Trump zapytany przez dziennikarzy, czy USA zaatakuje reżim Kim Dzong Una odpowiedział: zobaczymy. Czy na Półwyspie Koreańskim wybuchnie wojna?
2017-09-04, 20:23
W niedzielę Korea Północna przeprowadziła szóstą, najsilniejszą jak dotąd próbę nuklearną. Kilka dni wcześniej reżim Kim Dzong Una wystrzelił pocisk rakietowy, który przeleciał nad drugą co do wielkości japońską wyspą Hokkaido. Oba incydenty jeszcze bardziej zaostrzyły napiętą sytuację we wschodniej Azji. Na tym jednak nie koniec niepokojących działań, bo jak informują południowokoreańskie źródła, „północ” przygotowuje się do wystrzelenia międzykontynentalnego pocisku balistycznego.
Działania komunistycznego reżimu zostały potępione przez władze w Seulu, które zapowiedziały, że wokół miasta zostaną tymczasowo rozmieszczone cztery wyrzutnie amerykańskiego systemu antyrakietowego THAAD. Z kolei prezydent USA napisał na Twitterze, że działania Korei Północnej są „bardzo wrogie i niebezpieczne dla Stanów Zjednoczonych”. W podobnym tonie od dłuższego czasu wypowiadają się zarówno władze południowej części Półwyspu, jak i Japonii. W tej sytuacji zasadne jest pytanie, czy jesteśmy u progu kolejnej wojny? A jeśli tak, to jaki będzie jej charakter, i jak wpłynie na sytuację geopolityczną na świecie?
Kluczowa rola Chin
Zdaniem ekspertów w sprawie sytuacji na Półwyspie Koreańskim kluczową rolę mają do odegrania władze w Pekinie. – Jeśli Chiny, które od zawsze wspierały Koreę Północną nie powstrzymają jej przed kolejnymi eksperymentami rakietowymi, to skończy się wojną – prognozuje w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych. Problem w tym, że Chińczycy nie są zainteresowani wyhamowaniem działań reżimu Kim Dzong Una, zauważa dr Witold Sokała.
- Pekin ma narzędzia wpływu na władze w Pjongjangu, ale ich nie wykorzystuje, bo działania Korei Północnej są mu na rękę. Może tym grać z państwami regionu, USA i Rosją – wyjaśnia ekspert ds. Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Jego zdaniem konflikt zbrojny na Półwyspie Koreańskim jest możliwy, choć mało prawdopodobny.
REKLAMA
- Każda ze stron może przesadzić z reakcję, dlatego niczego nie można wykluczyć. Wydaje mi się jednak, że ze strony Korei Północnej mamy do czynienia z kolejną fazą blefów i próby sprawdzenia tego, jak daleko można się posunąć w celu wymuszenia np. darmowych dostaw żywności – dodaje dr Sokała.
Militarne starcie na Półwyspie za mało prawdopodobne uważa również dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, politolog Wojskowej Akademii Technicznej i publicysta tygodnika „W Sieci”. - Strategia reżimu Korei Północnej stabilizuje jej pozycje i wzmacnia wiarygodność nuklearną. To istotne z tego względu, że nigdy w historii żadne państwo mające zdolności odstraszania jądrowego nie zostało zaatakowane w sposób regularny przy użyciu broni konwencjonalnej czy masowego rażenia – tłumaczy rozmówca portalu PolskieRadio.pl. Pytanie, tylko czy Korea Północna posiada broń nuklearną, a przede wszystkim jest w stanie przenosić ją przy użyciu rakiet?
Korea Płn. zaatakuje pierwsza?
Reżim Kim Dzong Una przekonuje, że posiada broń atomową, którą może zaatakować nawet Stany Zjednoczone. Międzynarodowi eksperci nie do końca wierzą, aby te deklaracje były prawdziwe. Na początku sierpnia dziennik „The Wasinghton Post” przekazał jednak informację, powołując się na raport amerykańskiej służby wywiadowczej, że Korea Północna posiada już ok. 60 bomb atomowych, w tym takich, które mogą być przenoszone rakietami balistycznymi. Czy istnieje ryzyko, że zdecyduje się ich użyć?
- Jeśli są racjonalni, to nie powinni skorzystać z broni nuklearnej. USA jest mocarstwem atomowym, które odpowiedziałoby tym samym, co skończyłoby się klęską Korei Północnej i upadkiem reżimu – ocenia dr Sokała. I dodaje. - Bardziej prawdopodobna jest agresja przy użyciu narzędzi konwencjonalnych. Ostrzałem z ciężkiej artylerii północ jest w stanie w obrócić Seul w gruzy w półtorej godziny - mówi ekspert UJK. Ale i w tym wariancie reżim z północy jest skazany na klęskę, co nakazuje nam odrzucić ten scenariusz, oczywiście pod warunkiem, że Kim Dzong Un działa racjonalnie. Co w sytuacji, gdy jest inaczej?
REKLAMA
- Historia dostarcza argumentów, że taki scenariusz jest niemożliwy, ale wyobraźmy sobie, że Korea Płn. zaczyna zachowywać się nieracjonalnie i używa broni nuklearnej wiedząc, że przegra wojnę. USA natychmiast odpowiedziałoby tym samym na masową skalę – tłumaczy dr Kostrzewa-Zorbas. W jego ocenie amerykański atak atomowy różniłby się od tego z II wojny światowej. – Tym razem bomby jądrowe zostałyby skierowane na obiekty wojskowe, infrastrukturę potrzebną do prowadzenia działań zbrojnych, fabryki oraz ośrodki władzy, w tym bunkry, w których ukrywałby się Kim Dzong Un.
„To jedyny sposób, żeby Korea Płn. nie mogła już więcej nikogo straszyć”
Trudno przypuszczać, żeby władze w Pjongjangu nie były świadome tego, jak skończyłoby się dla nich użycie broni masowego rażenia i celowo skorzystały z tej opcji. W związku z tym wydaje się, że jedynym państwem, które tak naprawdę może rozpocząć konflikt zbrojny na Półwyspie Koreańskim są Stany Zjednoczone.
- Pod przywództwem Trumpa USA stało się państwem nieprzewidywalnym. Mimo tego nie wydaje mi się, aby udało mu się przekonać do tej misji aparat państwowy – oceni dr Sokała. W ocenie gen. Skrzypczaka amerykańska interwencja zbrojna zakończyłaby się oburzeniem Chińczyków i Rosjan, którzy dziś nie robią nic w kierunku pokojowego rozwiązania rosnącego napięcia.
Zdaniem byłego dowódcy wojsk lądowych w Polsce USA może zdecydować się na zmasowane uderzenie rakietowe. – Myślę, że Amerykanie wiedzą wszystko o położeniu obiektów, w których produkowana jest broń jądrowa lub które są istotne dla reżimu. Dlatego mogą zdecydować się na atak środkami precyzyjnego rażenie w celu ich zniszczenia. To chyba jedyny sposób na to, żeby Korea Północna nie mogła już więcej nikogo straszyć – mówi gen. Skrzypczak.
REKLAMA
„Eskalacja konfliktu wykorzystana przez Rosjan”?
Eksperci, z którymi rozmawiał portal PolskieRadio.pl zwracają jednocześnie uwagę na poważne konsekwencje, jakie dla sytuacji geopolitycznej na świecie mogłaby mieć wojna na Półwyspie Koreańskim. – Eskalacja konfliktu we wschodniej Azji, mogłaby zostać wykorzystana przez Rosjan do uderzenia na Ukrainę – przewiduje gen. Skrzypczak. W jego ocenie ataku mogłyby dokonać siły stacjonujące na Białorusi.
- W ten sposób Rosjanie rozcięliby Ukrainę od północy na dwie części: prorosyjską i prozachodnią. Oczywiście, spotkałoby się to z oburzeniem ze strony opinii międzynarodowej, ale przecież nikt w Europie nie użyłby swoich wojsk w obronie Ukrainy - tłumaczy rozmówca portalu PolskieRadio.pl.
Także dr Sokała jest przekonany, że konflikt na Półwyspie Koreańskim jest na rękę zarówno Rosji, jak i islamskim fanatykom. - Konwencjonalna wojna z udziałem mocarstw nuklearnych zdobędzie uwagę opinii publicznej, a inne problemy pójdą w odstawkę. Świat podzieli się na konflikt koreański i całą resztę. Dzięki temu różnym państwom pootwierają się zupełnie nowe możliwości. Rosjanie za neutralność spokojnie będą mogli załatwić sobie zdjęcie sankcji gospodarczych i wolną rękę na Ukrainie – ocenia ekspert UJK.
Nieco inaczej sprawę widzi dr Kostrzewa-Zorbas. - Mało prawdopodobne, aby w sytuacji konfliktu na Półwyspie Koreańskim Rosja zdecydowała się na zajęcie Ukrainy. Przypomnę, że podobne obawy dotyczące działań Moskwy pojawiały się w czasie inwazji na Afganistan, czy wojny w Iraku. Wtedy różni komentatorzy przypuszczali, że nastąpi wymiana stref wpływów, a jednak do tego nie doszło – tłumaczy politolog WAT.
REKLAMA
Publicysta tygodnika „W Sieci” jest natomiast przekonany, że wojna zakończona zwycięstwem USA wzmocniłaby pozycję tego kraju na świecie i zniechęciła inne państwa do konfrontacji z przeciwnikiem, który udowodnił swoją potęgę. – To mogłoby przełożyć się na wzrost bezpieczeństwa na świecie, mimo spadku poczucie bezpieczeństwa wśród obywateli, ponieważ duża część ludzkości byłaby przerażona wojnami – wyjaśnia Kostrzewa-Zorbas.
USA: nasza cierpliwość nie jest nieograniczona
W poniedziałek odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ. Ambasador USA przy ONZ Nikki Haley wezwała Radę do wywarcia jak najsilniejszego nacisku na Koreę Płn. W ocenie jej kraju Kim Dzong Un prosi się o wojnę. Haley zapewniła, że nie są zwolennikami konfliktu zbrojnego, ale cierpliwość jej kraju nie jest nieograniczona. Czy to ostatnie pokojowe ostrzeżenie ze strony USA?
- Michał Fabisiak, PolskieRadio.pl
REKLAMA
REKLAMA