Gdański IPN: Ceynowa jest kłamcą lustracyjnym
IPN skierował do sądu wniosek o wszczęcie postępowania.
2009-11-27, 18:00
Były rektor Uniwersytetu Gdańskiego Andrzej Ceynowa jest kłamcą lustracyjnym – uważa gdańskie biuro lustracyjne IPN. Jak poinformował rzecznik prasowy gdańskiego Instytutu, Jan Daniluk, IPN skierował do sądu wniosek o wszczęcie postępowania w tej sprawie.
Daniluk wyjaśnił, że materiał dowodowy zgromadzony przez prokuratorów IPN wskazuje, iż były rektor "w sposób świadomy i tajny współpracował z ogniwami operacyjnymi organów bezpieczeństwa państwa w charakterze tajnego informatora przy operacyjnym zdobywaniu informacji", co zataił w swoim oświadczeniu.
Daniluk powiedział PAP, że w archiwach IPN znajdują się zachowane dokumenty SB, w tym meldunki spisane przez funkcjonariuszy, sporządzone na podstawie informacji pochodzących od tajnego współpracownika o ps. "Lek". Dokumenty te zostały skonfrontowane m.in. z informacjami pozyskanymi od świadków oraz z innych źródeł.
"Konfrontacja potwierdziła treści meldunków SB, a ich analiza prowadzi do wniosku, iż część informacji zawartych w tych meldunkach mogła pochodzić tylko od Andrzeja C." - powiedział Daniluk.
REKLAMA
Dodatkowo prokuratorzy IPN porównali meldunki SB z informacjami zawartymi w meldunkach pochodzących z prowadzonych przez Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych obserwacji przebywających na Wybrzeżu stypendystów Fullbrighta, pracowników Ambasady USA. Jak wyjaśnił Daniluk, konfrontacja ta "potwierdza fakt, iż TW ‘Lek’ jest tożsamy z osobą Andrzeja C.".
Zdaniem IPN były rektor UG współpracował z SB w latach 1988-1990.
Ceynowa zaprzeczył, aby kiedykolwiek współpracował z SB. "Zawsze tak twierdziłem i nic się w tej sprawie nie zmieniło" - powiedział.
Ceynowa był rektorem UG w latach 2002-2008. Obecnie jest dziekanem Wydziału Filologicznego UG. W oświadczeniu lustracyjnym złożonym w 2007 roku Ceynowa napisał, że nie współpracował z SB.
REKLAMA
Proces z "Wprost"
W kwietniu 2007 r. o rzekomej współpracy Ceynowy z SB napisał "Wprost". Tygodnik powoływał się wówczas na dokumenty z IPN, według których w 1977 r. SB w Gdańsku próbowała zwerbować Ceynowę jako tajnego współpracownika, ale on odmówił. Zdaniem "Wprost", 10 lat później, w kwietniu 1987 r. zarejestrowano go jako tajnego współpracownika o kryptonimie "Lek".
Po publikacji Ceynowa zapewniał, że nie był agentem, choć przyznawał, że w latach 70. był zmuszany przez SB do współpracy. Mówił, że w związku z pełnioną przez niego funkcją pełnomocnika rektora UG ds. amerykańskiego stypendium Fullbrighta był wzywany na milicję. "Odpowiadając wówczas na stawiane pytania, przedstawiałem realizację procesu stypendialnego" - oświadczył wtedy rektor. Ceynowa mówił też, że z akt IPN nie wynika, by to on był "Lekiem".
Po publikacji "Wprost", b. rektor pozwał o ochronę dóbr osobistych autorkę artykułu Dorotę Kanię, redaktora naczelnego tygodnika Stanisława Janeckiego oraz wydawcę. Od każdego z pozwanych zażądał opublikowania obszernych przeprosin we "Wprost". Ponadto b. rektor wytoczył też "Wprost" proces karny o pomówienie.
REKLAMA
W oddzielnym procesie Ceynowa wystąpił do sądu o nakazanie "Wprost" zamieszczenia sprostowania informacji o swej przeszłości. Warszawski sąd prawomocnie już nakazał to tygodnikowi, ten jednak zaskarżył wyrok do Sądu Najwyższego.
Zdaniem radcy prawnego Moniki Tarnowskiej, pełnomocnika b. rektora, obecny wniosek IPN nie ma większego znaczenia w procesie o zamieszczenie sprostowania. "Istotą sprostowania jest umożliwienie drugiej stronie ustosunkowania się do opublikowanych informacji" - wyjaśniła Tarnowska, dodając, że podejmując decyzję w tej sprawie sąd nie rozstrzygał, kto mówi prawdę.
Tarnowska przyznała, że wniosek IPN może natomiast mieć znaczenie dla przebiegu dwóch pozostałych procesów - o ochronę dóbr osobistych oraz pomówienie, związanych z artykułem zamieszczonym we "Wprost".
PAP
REKLAMA
REKLAMA