Oskarżenia korupcyjne wobec Netanjahu. "Bibi jest winny, dopóki nie zostanie udowodnione, że jest inaczej"

Premier Izraela Benjamin Netanjahu zamieścił na Facebooku wiadomość, w której ponownie odpierał oskarżenia o korupcję. Choć przyznał, że śledczy najpewniej wydadzą zalecenia w sprawie zarzutów przeciwko niemu, to ostatecznie odrzuci je prokuratura.

2018-02-08, 11:41

Oskarżenia korupcyjne wobec Netanjahu. "Bibi jest winny, dopóki nie zostanie udowodnione, że jest inaczej"
Premier Izreala Benjamin Netanjahu. Foto: shutterstock.com

- Chcę was uspokoić: nic nie będzie, ponieważ znam prawdę - oświadczył Netanjahu, cytowany przez dziennik "The Times of Israel". - Prawo mówi, że osobą uprawnioną do ustalenia, czy istnieją dowody przeciwko premierowi, jest prokurator generalny, i omawia tę sprawę z prokuratorem krajowym. Prokurator krajowy niedawno powiedział w Knesecie, że około połowa zaleceń policji kończy się niczym - wyjaśniał Netanjahu.

- A więc, bądźcie pewni. Będą rekomendacje, pojawią się również hasła: "Bibi jest winny, dopóki nie zostanie udowodnione, że jest inaczej", a także będą niewłaściwe naciski. Ale jestem pewien, że ostatecznie władze prawne dojdą do jednego wniosku, do prostej prawdy: nic tam nie ma - podkreślił.

Dwa dochodzenia

Wcześniej w środę szef izraelskiej policji Roni Alszeich podczas narady na wysokim szczeblu powiedział, że "wpływowe osoby" wynajęły ludzi, żeby - jak to ujął - "powęszyli wokół" śledczych badających sprawę Netanjahu.

Izraelskie media podały, że policja ma przedłożyć swe zalecenia dotyczące śledztwa w sprawie Netanjahu prokuratorowi generalnemu na początku przyszłego tygodnia.

Kanał drugi izraelskiej telewizji przekazał, że policja wydała dokument wskazujący, że jest wystarczająca liczba dowodów, aby postawić Netanjahu w stan oskarżenia, ale na razie nie podjęto decyzji w tej sprawie. Policja stworzyła zespół śledczych, których zadaniem jest znalezienie błędów i - jak to określono - "dziur" w sprawach przeciwko Netanjahu - poinformował kanał drugi izraelskiej telewizji i portal Ynet, dziennika "Jedijot Achronot".

Szef izraelskiego rządu napisał na Facebooku, że wypowiedź Alszeicha to "dziwna i fałszywa sugestia" oraz, że "wielki cień padł na śledztwo". Netanjahu wielokrotnie zaprzeczał jakimkolwiek zarzutom korupcyjnym.

Szef rządu izraelskiego był dotąd przesłuchiwany w dwóch dochodzeniach. Policja podejrzewa go o udział w praktykach korupcyjnych, oszustwo i naruszenie zaufania. Jedno dochodzenie dotyczy doniesień, że Netanjahu przyjął luksusowe prezenty od swoich zwolenników, w tym od australijskiego miliardera Jamesa Packera oraz hollywoodzkiego producenta Arnona Milchana. Drugie dochodzenie ma dotyczyć prowadzonych potajemnie rozmów Netanjahu z wydawcą jednej z największych izraelskich gazet; premier miał zażądać przedstawiania go w korzystnym świetle, a w zamian miał użyć swych wpływów, by ograniczyć działalność darmowego i przychylnego mu dziennika.

Netanjahu odrzuca te oskarżenia i nazywa je "polowaniem na czarownice" zorganizowanym przez wrogie mu media.

Nowe prawo ma chronić premiera?

Odrębne dochodzenie policji dotyczy bliskich współpracowników premiera i możliwego konfliktu interesów w sprawie zakupu niemieckich okrętów podwodnych. Osobisty adwokat Netanjahu, a prywatnie jego kuzyn, reprezentował niemiecką firmę zaangażowaną w ten kontrakt i jest podejrzany o to, że otrzymał pieniądze w zamian za obietnicę wykorzystania swych wpływów u Netanjahu. W tym śledztwie Netanjahu nie został uznany za podejrzanego.

Tymczasem pod koniec grudnia 2017 roku parlament Izraela przyjął ustawę, która odbiera policji prawo doradzania prokuraturze w sprawie formułowania zarzutów w głośnych sprawach przed oficjalnym aktem oskarżenia. Krytycy twierdzą, że nowe prawo ma właśnie chronić Netanjahu.

Ustawa ma na celu także powstrzymanie wycieku informacji z prowadzonych dochodzeń do prasy. Większość szczegółów ze śledztw prowadzonych przez policję w sprawie Netanjahu, podejrzanego m.in. o łapówkarstwo, pochodzi właśnie z takich przecieków.

Zwolennicy ustawy argumentują z kolei, że jest ona potrzebna, by chronić dobre imię obywateli objętych śledztwami, które jednak nie prowadzą do postawienia im zarzutów. Upublicznienie rekomendacji przez policję szkodzi reputacji takich osób - podkreślają.  

REKLAMA

dcz

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej