Krym zmienił wszystko. Władimir Putin wstrzyknął Rosjanom wirusa rewizjonizmu

2018-03-18, 23:59

Krym zmienił wszystko. Władimir Putin wstrzyknął Rosjanom wirusa rewizjonizmu
Rosyjski żołnierz w mundurze bez oznaczeń i mieszkanka Krymu, podczas pierwszych dni rosyjskiej operacji na ukraińskim półwyspie. Foto: PAP/EPA/ARTUR SHVARTS

Władimir Putin złamał porządek międzynarodowy, by odebrać Ukrainie jej półwysep i rozpocząć jego okupację – za to, że nie godziła się na wasalność względem Rosji i wybrała Unię Europejską. Od tej pory nic już nie było takie jak dawniej. Zachód tym razem nie zapomniał o naruszeniu i nie było powrotu do "business as usual". Krym to też symboliczny porządek wojny nowej ery – z "zielonymi ludzikami", kłamstwem, propagandą, militaryzacją społeczeństwa, nastawianiem przeciw sąsiadowi.

Krym, a następnie Donbas, miały być karą dla Ukrainy za to, że jej obywatele zdecydowali się wziąć los w swoje ręce, wybrali kierunek zachodni, Unię Europejską. Miesiącami stali na mrozie, nie dali się zwieść gładkim obietnicom ekipy Wiktora Janukowycza, w końcu bronili Euromajdanu kosztem swojego życia. Wygrali – Putin był bezsilny, zaczął operację aneksji Krymu.

Podejrzane ruchy na ukraińskim półwyspie zaczęły się po zwycięstwie Euromajdanu, - w drugiej połowie lutego 2014 roku. Ostatecznie uzbrojeni „ludzie” doprowadzili do przejęcia budynków rządowych, przejęto kontrolę nad organami lokalnej administracji. Wojska rosyjskie – bez oznaczeń – znane jako „zielone ludziki” przejmowały strategiczne punkty, czyli m.in. bazy wojskowe. Ostatecznie 16 marca pod lufami karabinów „zielonych ludzików” przeprowadzono tzw. referendum, a kilka dni później, 21 marca, Władimira Putin zmienił konstytucję i podpisał akt o „przyjęciu” Krymu.

Teraz Ukraina musi walczyć nadal – niemal codziennie na froncie ukraińskim na wschodzie giną żołnierze. Na Krymie zaś utrzymywana jest okupacja. Są zachęty, by osiedlali się tam Rosjanie – przyjechały ich dziesiątki tysięcy. Zastrasza się, represjonuje się proukraińskie środowiska i Tatarów krymskich. Budowany jest most do Rosji kontynentalnej - który, jak zauważają eksperci, jest tworzony raczej po to, żeby mogły nim przejechać bardziej wojska, niż ciężarówki z towarami dla cywilów.

Putin się nie napawa, tylko boi?

Putin robi jednak dobrą minę do złej gry, ale z każdym miesiącem coraz bardziej militaryzuje Krym. W filmach tworzonych przez jego propagandystów mówi, że gotów byłby użyć broni jądrowej do obrony Krymu.

Czyli może czegoś się boi? Z pewnością bardzo boi się porażki w tej sprawie. Na razie co prawda udało mu się omamić Rosjan mocnym narkotykiem – mieszaniną patriotyryzmu, szowinizmu i rewanżyzmu. To sprawiło, że sondaże skoczyły w górę – przykryły codzienną biedę, alkoholizm, brak wolności w oczach wielu osób, które może tęsknią za ZSRR, bo po prostu niczego im w nowej Rosji nie zaoferowano.  Wszystko oczywiście było długo przygotowywane – media karmiły Rosjan od miesięcy propagandą o Ukraińcach faszystach i konieczności ofiary dla uciskanych rosyjskojęzycznych. Propaganda przeciw Zachodowi zaś serwowana była od dziesiątek lat – ale na to nikt na to do tej pory nie zwraca specjalnej uwagi.

Porażka jednak jest o krok. Wciąż utrzymywane są sankcje Zachodu, obmyślane są kolejne. Zachód i reszta świata stoi na gruncie prawa międzynarodowego i aneksju Krymu uznać nie zamierza. Co więcej, obmyślane są kolejne sankcje, za popełniane na Krymie zbrodnie, za przestępstwa podczas okupacji półwyspu.

Władimir Putin, jak podawały początkowo media, miał nawet przyjechać głosować na Krym. Miał niby w ten sposób pokazać, że nie rezygnuje z walki o półwysep, że będzie go dalej okupował i nie przejmuje się konsekwencjami. Jednak w rzeczywistości jest inaczej.

Strach w przypadku Putina może zaowocować zaś kolejną agresją na inne terytoria – by w polityce wewnętrznej ugrać kilka - kilkanaście punktów sondażowych. Dlatego bez kolejnych sankcji Zachodowi może być trudno utrzymać status quo.

Krym zmienił wszystko

W regionie sytuacja nagle się zradykalizowała. Pojawiły się nowe czynniki, które od każdego z państw regionu wymagają określenia swojej polityki wobec nich i nowych rozwiązań. Najważniejszy z nich to właśnie objawienie się w regionie aktora, który gotów  jest prowadzić regionalne wojny w obronie swoich rzekomych interesów. Pojawiły się oceny, że aneksja Krymu przez Rosję postawiła pod znakiem zapytania integralność terytorialną każdego z państw na obszarze byłego ZSRR, a de facto w ogóle podważyła powojenny układ granic. Suwerenność każdego z państw poradzieckich jest obecnie jeszcze bardziej uszczuplona lub zagrożona, jako że Rosja uzurpuje sobie prawo do dominowania na obszarze swej rzekomej strefy wpływów i poszerzania jej siłą, jeśli to możliwe.  Atak na Ukrainę i kolejne prowokacje w Gruzji, to jasne sygnały, że Moskwa wbrew prawu międzynarodowemu nie przyjmuje do wiadomości zasady samostanowienia w przypadku wielu państw byłego ZSRR. Jest to polityka, która jest kontynuowana i radykalizowana. Moskwa zaczęła bez osłonek stosować takie instrumenty jak embargo gospodarcze, naciski polityczne, szantaż energetyczny, ekonomiczny, w zakresie spraw bezpieczeństwa.

Zupełnie innego wymiaru nabrały sojusze wojskowe Rosji czy obecność baz militarnych Federacji Rosyjskiej na terytorium innych państw. Tego rodzaju decyzje, jak się wydaje, obecnie w większym stopniu niż wcześniej determinują geopolityczne perspektywy danego państwa, wydają się definitywne (a przynajmniej trudne do odwrócenia w najbliższym czasie). Innego wymiaru nabrały struktury integracyjne Rosji – takie jak Eurazjatycka Unia Gospodarcza. Choć od początku postrzegano je, wbrew nazewnictwu, nie jako organizacje ekonomiczne, ale polityczne, to obecnie przynależność do nich nabrała innej wagi. Członkowie takich organizacji nie mogą tak po prostu z nich wystąpić, a jak wynika z wydarzeń na Ukrainie, odpowiedzią na nieposłuszeństwo w kwestii przynależności do tych organizacji może być wojna.

Czy Krym nas czegoś nauczył?

Wciąż mamy przed oczyma obrazy "zielonych ludzików", żołnierzy w mundurach bez oznakowania, do których Kreml się nie przyznawał. Mimo tego Zachód nie umiał zachować się w tej sytuacji odpowiednio. Dziś wielu ekspertów jest zgodnych – gdyby reakcja na sprawę Krymu była ostrzejsza, nie byłoby może wojny na Donbasie.

Wojna hybrydowa? Czy na pewno nikt nie wiedział? Wszyscy wiedzieliśmy, kim są zielone ludziki. Tylko nikt nie uznał, że należy połączyć wysiłki, by wypracować ostrą odpowiedź w tej sprawie. Ten przypadek może nas czegoś nauczyć.  Brak reakcji oznacza kolejne problemy – teraz dodatkowo Zachód musi mierzyć się z wojną w Donbasie.

Większość polityków zdaje sobie sprawę, że brak reakcji na wydarzenia na Krymie, brak konsekwentnej polityki względem tego faktu, pozostawienie go jako punktu w historii – może mieć nieobliczalne następstwa.

Ponieważ jednak sytuacja jest nowa, politycy wciąż nie wiedzą, jak się odnieść do tej pokrymskiej Rosji, co dokładnie robić. Krok po kroku jednak wypracowują nowe stanowisko. To potrwa, ale już się dzieje. Jedno jest pewne – nic już nigdy nie będzie takie jak przed Krymem.

Wiadomo też, że Putin będzie  intensyfikował techniki propagandy, wojny hybrydowej i jeśli będzie miał możliwość, może dopuścić się kolejnych agresywnych działań.

***

Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio.pl

 

Polecane

Wróć do strony głównej