Instytut Hoovera. Jak stał się skrytką polskich dokumentów?
Choć znajduje się po drugiej stronie globu, stanowi jeden z największych zbiorów dokumentacji dotyczącej historii Polski w XX wieku. Amerykański Instytut Hoovera to biblioteka i archiwum materiałów związanych z I oraz II wojną światową, których nawet jedna piąta wiąże się z naszym krajem.
2018-12-12, 06:03
Instytut Wojny, Rewolucji i Pokoju im. Hoovera (Hoover Institution on War, Revolution and Peace), bo tak brzmi jego oficjalna nazwa, mieści się przy Uniwersytecie Stanforda między San Francisco a San José w USA. Powstał w 1919 r. z inicjatywy Herberta Hoovera, późniejszego 31. prezydenta Stanów Zjednoczonych (1929-1933). Zgromadził zbiory książek i dokumentów dotyczących I wojny światowej oraz pomocy humanitarnej i gospodarczej, jakie Europie udzielali Amerykanie.
Placówka szybko się rozrosła. Instytut to dziś biblioteka i archiwum z prawdziwym bogactwem materiałów. Zawiera ok. 800 tys. publikacji, których od 15 do 20 proc. dotyczy Polski. Jednak w przypadku Hoover Institution nie tylko z tym wiąże się polski akcent.
Hoover i Paderewski
Całkiem prawdopodobne, że do założenia instytutu nie doszłoby, gdyby nie Ignacy Jan Paderewski. Słynny polski pianista, w 1919 r. premier i minister spraw zagranicznych, w 1892 r. miał swoje tournée w USA. Hoover z kolegą postanowił zorganizować koncert polskiego artysty, co udało się, jednak nie bez perypetii. Przyszła głowa amerykańskiego państwa uzbierała mniej niż przewidywało ustalone honorarium. Mimo to Paderewski odstąpił od brakującej kwoty, a tą zebraną podzielił na dwie równe części, z których jedną przekazał Hooverowi. Dzięki temu niespełna 20-letni Amerykanin mógł dokończyć studia na Uniwersytecie Stanforda.
To zaowocowało bardzo dobrymi relacjami obu stron. Jak czytamy na stronie instytutpileckiego.pl w wywiadzie z dr. Maciejem Siekierskim, archiwistą i opiekunem Kolekcji Europejskiej Instytutu Hoovera w Stanford, na decyzję przyszłego prezydenta USA o założeniu instytutu miało m.in. wpłynąć jego spotkanie z Paderewskim w 1914 r.
REKLAMA
"(…) Według jednej z anegdot, podczas swej podróży statkiem do Wielkiej Brytanii w 1914 r. maestro czytał książę o rewolucji francuskiej. Jej autor bardzo ubolewał, że w czasie rewolucji zniszczonych zostało tyle źródeł historycznych i teraz trudno o niej pisać rzetelne prace. Hoover oczywiście też zdawał sobie sprawę, że żyje w takich czasach, z których powinno się zabezpieczyć źródła historyczne. Miał także odpowiednią pozycję i majątek, żeby to zrobić. Wykorzystywał do tego swoją kierowniczą rolę w federalnej agencji pomocy American Relief Administration, której przedstawiciele przy okazji swej pracy zbierali materiały bieżące z terenów swojej działalności (…)" – mówi w wywiadzie dr Maciej Siekierski.
Mikrofilmy w Polsce
O Instytucie Hoovera głośniej w naszym kraju zrobiło się w 1999 r. Wtedy placówka przekazała Polsce sto pojemników z mikrofilmami zawierającymi prawie milion starannie zinwentaryzowanych polskich dokumentów z czasów II wojny światowej. Materiał składał się z m.in. zapisów wysokiego szczebla negocjacji dyplomatycznych oraz informacji o losach ponad miliona Polaków, którzy zostali wywiezieni w głąb Rosji do obozów pracy.
Aby tak się stało, pracownicy instytutu poświęcili trzy lata czasu na odnowę dokumentacji, sporządzenie szczegółowych spisów, wreszcie na zarejestrowanie dokumentów na mikrofilmach. Wśród zbiorów znalazły się m.in. archiwa polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych z czasów wojny, dokumenty Władysława Andersa i zapisy polskich ambasad w USA i Wielkiej Brytanii.
Dlaczego jednak to Instytut Hoovera stał się depozytariuszem polskich dokumentów z okresu wojen? Jak stwierdzili polscy dyplomaci na uchodźstwie, placówka ta zapewniała bezpieczeństwo. Była ich zdaniem największym gwarantem, że cenne dokumenty nie trafią w niepowołane ręce i zostaną zniszczone. Wiązało się to oczywiście ze znajomością Paderewskiego z Hooverem – rząd Rzeczypospolitej Polskiej na wygnaniu wiedział o wielkim zaangażowaniu 31. prezydenta USA na rzecz wolnej Polski.
REKLAMA
Polacy korzystają
Dokumenty z Instytutu Hoovera trafiły do Polski także w 2000 i 2001 r. W sumie otrzymaliśmy mikrofilmy 18 zbiorów z czasu II wojny światowej. Do tego później doszły mikrofilmy i skany emigracyjnych zbiorów Jana Karskiego, Andrzeja Pomiana i Mieczysława Jałowieckiego.
O bogactwie „polskich” zbiorach w placówce świadczy też fakt, że często jest odwiedzana przez polskich historyków i stypendystów. Ci z chęcią korzystają z zasobów instytutu. Jak czytamy na stronie www.hoover.org, wśród ponad 200 badaczy rocznie korzystających z archiwalnych materiałów w placówce co najmniej kilku pochodzi z Polski.
bb/instytutpileckiego.pl
REKLAMA