Ekspert: zamach w Strasburgu odwrócił uwagę od protestów "Żółtych kamizelek"
- Odwrócił uwagę od protestów, pokazał dodatkowe zagrożenia. Jest zastraszenie ludzi przed kolejnymi manifestacjami, zebraniami. Jest wreszcie ta odrobina sympatii dla służb państwowych, pokazanie, że policja jest potrzebna, wręcz niezbędna. Przede wszystkim jest to rzeczywiście odwrócenie uwagi - mówił w rozmowie z PolskieRadio.pl Bogdan Dobosz (francuski korespondent "Najwyższego Czasu").
2018-12-14, 16:37
Daniel Czyżewski, PolskieRadio.pl: W sieci pojawiło się nagranie, na którym widać policjantów francuskich już po zastrzeleniu zamachowca a obok zwykłych Francuzów, którzy im klaszczą. Po wcześniejszych zamachach we Francji nie widzieliśmy takich obrazków. Czy to świadczy o jakiejś zmianie w społeczeństwie francuskim?
Bogdan Dobosz: Nie sądzę. Myślę, że to było w dużej mierze reżyserowane. Chodzi o spowodowanie takiej sympatii, szczególnie dla policji, dla sił porządkowych, których popularność w społeczeństwie francuskim była ostatnio mocno po protestach "żółtych kamizelek".
Oczywiście, że wszyscy się cieszą z tego, że sprawca został ukarany i jest nadzieja powrotu do normalności, ale równie silne są różnego typu teorie spiskowe, które mówią np. że najbardziej na tym akcie terroru skorzystały władze, w różny sposób, na różnych poziomach.
Bo atak odwrócił uwagę od protestów?
Nie tylko. Odwrócił uwagę od protestów, pokazał dodatkowe zagrożenia. Jest zastraszenie ludzi przed kolejnymi manifestacjami, zebraniami. Jest wreszcie ta odrobina sympatii dla służb państwowych, pokazanie, że policja jest potrzebna, wręcz niezbędna.
Przede wszystkim jest to rzeczywiście odwrócenie uwagi. Do momentu zamachu w Strasburgu właściwie wszystkie kanały informacyjne 24 godziny na dobę informowały o protestach "żółtych kamizelek", tak od tej pory właściwie "żółte kamizelki" zniknęły. Dzisiaj jest leciutki powrót, takie dywagacje, czy trzeba koniecznie kontynuować protest, czy można go odłożyć.
REKLAMA
Z drugiej strony Państwo Islamskie przyznało się, że to ich bojownik dokonał zamachu. Policja potwierdziła też, że miał koneksje z środowiskami radykalnego islamu.
Źródła francuskie podają, że to jest takie podszywanie się. Oni to zawsze robią. Tutaj nawet oficjalne źródła mówiły, że to raczej był taki samotny wilk. Oczywiście wychowany w tym otoczeniu islamskim, zradykalizowany, ale niekoniecznie był to właśnie bojownik, który miał jakieś związki z centralą na Bliskim Wschodzie.
W Polsce mamy dostęp tylko do przekazów medialnych, pan przebywa we Francji. Jak sytuacja wygląda ogólna sytuacja na miejscu, na ulicach? Ostatnie tygodnie były przecież gorące, czy coś się zmieniło po zamachu?
Tutaj się głównie mówi o protestach paryskich, które ogniskują ten bunt. To jest bardzo widowiskowe, te ataki na sklepy, bójki z policją itd. Patrzą z perspektywy prowincji, przebywam obecnie na południu kraju, to wygląda trochę niepokojąco dla władz. Przejeżdżając ulicami, właściwie co drugie auto ma za szybą zatkniętą żółtą kamizelkę. Niektórzy wieszają żółte kamizelki i flagi francuskie również na oknach. To już codzienność. To się już dawno wymknęło ze sfery takiej czysto materialnej, protestów czysto antypodatkowych.
Każdy właściwie człowiek przynosi ze sobą różnego typu problemy. Władze redukują to mocno do sfery siły nabywczej. Tu 100 euro więcej do płacy minimalnej, a tam się zdefiskalizuje godziny dodatkowe. W tej chwili nie tylko o to chodzi. Doszły to tego problemy społeczne, problemy polityczne.
Nawet sam ten zamach terrorystyczny można potraktować jako jeden z powodów, dla których Francuzi mogą czuć niezadowolenie. Bo cały czas do takich zamachów dochodzi, bo istnieje cały czas zagrożenie, zła polityka imigracyjna. Tych postulatów można by zebrać setki. Każdy ma trochę inne te postulaty, dlatego ciężko ten ruch zakwalifikować w ten sposób, że usiądzie się do stołu i rozwiąże problemy.
REKLAMA
Rząd popełnia duży błąd redukując to wszystko do problemów ekonomicznych.
Mówił pan, że zamach odwrócił uwagę od protestów. Mamy niedługo przerwę świąteczną, potem Nowy Rok, zimę. Czy manifestacje ustaną, czy w przyszłym roku powrócą?
Zima jak na razie jest dosyć łagodna, ale ma pan rację. Można gdybać, ale ja myślę, że w sobotę, pomimo tego, że protesty są zapowiadane, skala może być już mniejsza. To jednak nie znaczy, że ten gniew wygasa. Rzeczywiście są Święta, trzeba robić zakupy. To, że te protesty przygasną do końca roku, nie znaczy, że ich powody wygasną. One najprawdopodobniej wrócą. Ja nawet sądzę, że zapowiedzi protestów ze strony związków zawodowych to też jest próba kanalizacji tego trochę nieobliczalnego, wielokierunkowego ruchu "Żółtych kamizelek". Łatwiej się rozmawia ze związkami, które zrobią strajk, postawią postulaty, da się z nimi dogadać.
Z ludźmi którzy stoją na ulicach, mają różne postulaty, jest znacznie trudniej. Nie sprawdziły się żadne elity. Ani te związkowe, ani organizacje społeczne, nikt tego nie ujął. Niektórzy zwracają też uwagę na to, że Macron w tej swojej takiej polityce troszkę zerwał taki kontakt z lokalnymi władzami, że nie było żadnego dialogu, tylko narzucane odgórnie reformy, a jednak mimo wszystko ci lokalni radni czy deputowani po prostu pokazują pewne problemy, które tutaj na prowincji, poza Paryżem, występują.
Stąd nawet wzięło się nazywanie Macrona takimi trochę monarchicznymi określeniami jak Jupiter.
REKLAMA
Z Bogdanem Doboszem rozmawiał Daniel Czyżewski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA