"Walka rozpoczęła się od rzucenia ręcznika na ring"
"Komorowski przestraszył się swojego wizerunku agresywnego kowboja z poprzedniej debaty, który atakuje Kaczyńskiego. Kaczyński zrozumiał, że musi być bardziej aktywny w odpowiadaniu na ataki."
2010-07-01, 07:21
Debata telewizyjna kandydatów na prezydenta zakończyła się remisem ze wskazaniem na Bronisława Komorowskiego - powiedział przewodniczący klubu PSL Stanisław Żelichowski. Dlatego, zdaniem polityka, nie będzie ona miała większego wpływu na decyzję wyborców.
"Generalnie nic się nie zmieniło. Takie debaty mogą mieć wpływ na wynik wyborczy, gdyby któryś z kandydatów zdecydowanie ją wygrał" - ocenił Żelichowski. Podkreślił, że osobą dominującą w tej debacie był Komorowski. Jego zdaniem, "Kaczyński jest typem wiecowca, który gubi się w tego typu nudnych debatach". "Tym bardziej, że kazano mu zagrać rolę miłosiernego człowieka i to trochę go zmieniło. W wiecach, gdy atakuje, wypada znacznie lepiej, niż wtedy, gdy musi się bronić" - ocenił Żelichowski.
Szef klubu PSL zaznaczył jednak, że podczas środowej debaty kandydat PiS wypadł lepiej niż w niedzielę. Jak dodał, wynika to z tego, że był przygotowany na to, co się może zdarzyć.
Żelichowski przypomniał, że pod koniec poprzedniej debaty Kaczyński popełnił błąd, przyjmując od Komorowskiego "papier", tak jakby nie znał zasady, że w takich debatach nie bierze się do ręki nic od konkurenta. "Tym razem prezes PiS położył Komorowskiemu na stół program ministra Boniego "Polska 2030", ale proszę zwrócić uwagę, że Komorowski nie wziął go do rąk" - dodał.
Kandydat PiS przekazał Komorowskiemu dokument pt. "Polska 2030" - przygotowany przez ministra Michała Boniego i wskazał stronę, która - jego zdaniem - świadczy o tym, że istnieje Polska A i Polska B, a ten proces się coraz bardziej pogłębia.
"Za dużo gadżetów"
Wiceprzewodnicząca SLD Katarzyna Piekarska również ocenia, że debata telewizyjna kandydatów na prezydenta zakończyła się remisem. Zdaniem Piekarskiej, Komorowski starał się podczas debaty pokazać się jako polityk kompetentny i działający ponad politycznymi podziałami.
Z kolei Kaczyński - jak zaznaczyła - wypadł dużo lepiej niż w niedzielę, ale - jej zdaniem - jest to zasługa zastosowania prostych, demagogicznych chwytów. W jej ocenie, widać było, że oba sztaby mocno "popracowały nad swoimi kandydatami", choć - jak dodała - za dużo było "gadżetów", którymi podczas debaty wymieniali się Komorowski z Kaczyńskim.
Piekarska zaznaczyła, że bardziej podobał się jej finał debaty w wykonaniu Komorowskiego, który zaproponował Kaczyńskiemu, aby razem z nim podpisał się na egzemplarzu konstytucji, gdzie wcześniej napisał: "zgoda buduje, bo Polska jest najważniejsza". Egzemplarz, z podpisami obu kandydatów, zostanie przekazany do licytacji podczas koncertu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na rzecz powodzian.
"Wyborcy i tak nie zmienią zdania"
Politolog Anna Materska-Sosnowska uważa, że druga debata prezydencka nie wyłoniła zwycięzcy. Doktor Anna Materska-Sosnowska powiedziała Informacyjnej Agencji Radiowej, że drugi pojedynek kandydatów na prezydenta był bardziej dynamiczny, ale jej zdaniem nie wpłynie na ostateczny wynik, gdyż wyborcy, którzy mają zamiar głosować na Bronisława Komorowskiego i na Jarosława Kaczyńskiego, i tak nie zmienią zdania.
REKLAMA
Politolog z Uniwersytetu Warszawskiego zwraca uwagę, że kandydat PiS-u wyciągną wnioski z wcześniej debaty i był bardziej aktywny. Dodatkowo zdaniem eksperta Jarosław Kaczyński wrócił do dawnej formuły swoich wypowiedzi, rezygnując z łagodnych i spokojnych sformułowań.
Anna Materska-Sosnowska podkreśla, że z kolei kandydat PO Bronisław Komorowski bardzo często powtarzał swoje hasło wyborcze " Zgoda buduje".
"Końcówka należała do Komorowskiego"
Według politologa doktora Olgierda Annusewicza końcówka telewizyjnej debaty Komorowski-Kaczyński należała do kandydata Platformy Obywatelskiej. Politolog tłumaczy, że trudne i zawiłe podsumowanie Jarosława Kaczyńskiego zostało przykryte przez bardzo prosty, ujmujący, a jednocześnie łatwy do zapamiętania gest podpisywania Konstytucji. „Marszałek upiekł kilka pieczeni na jednym ogniu: udowadnia, że to on jest ten współpracujący, posiada inicjatywę, dominuje w ostatnich minutach nad Jarosławem Kaczyńskim. I to, że debata była dość trudna sprawiło, że ten prosty gest będzie najlepiej z niej zapamiętany" - powiedział IAR Olgierd Annusewicz.
Politolog zauważa też , że obaj kandydaci używali argumentów mocno lewicujących, by przekonać do siebie elektorat Grzegorza Napieralskiego. Dr Annusewicz za błąd uważa też uchylanie się Jarosława Kaczyńskiego od pytania, czy pogodzi się z Lechem Wałęsą i brak zdecydowanej deklaracji w tej sprawie.
"Kampania może się okazać dla PO politycznie kosztowna"
Prof. Jacek Raciborski uważa, że środowa debata telewizyjna kandydatów na prezydenta była nużąca i banalna. Według socjologa, obaj powtarzali te same treści, które słyszeliśmy już wielokrotnie. Jak ocenił, debata nie będzie miała żadnego wpływu na preferencje wyborców.
Raciborski podkreślił, że Komorowski miał kilka dobrych momentów, zwłaszcza gdy wskazywał na fakt, że Platforma Obywatelska nie tylko planuje, ale też realizuje swoje zamierzenia, podczas gdy Prawo i Sprawiedliwość tylko planuje. "Komorowski wykazał się praktycyzmem" - zaznaczył. Jednocześnie socjolog zauważył, że ze strony Komorowskiego padła lawina obietnic, co mogłoby być niepokojące, gdyby wyborcy w Polsce mieli bardziej liberalne poglądy. "Ta kampania może się okazać dla PO politycznie kosztowna" - zauważył.
REKLAMA
Zdaniem socjologa, nowym elementem debaty była "szczególna stronniczość Joanny Lichockiej", która była jedną z dziennikarek prowadzących debatę. "Lichocka pokazała się jako niechętnie nastawiona do Komorowskiego i przychylna dla Kaczyńskiego" - zaznaczył.
"Żaden nie przekonał nieprzekonanych"
Dr Artur Wołek z Instytutu Studiów Politycznych PAN określił jako "pozorowaną" środową debatę telewizyjną Jarosława Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego. Według politologa, żaden z kandydatów na prezydenta nie przekonał nieprzekonanych wyborców .
Zdaniem dra Wołka, walka rozpoczęła się od "rzucenia ręcznika na ring", zaś obaj kandydaci sprawiali wrażenie, że nie byli przekonani, że dzięki debacie uda im się zdobyć nowe głosy. "Obaj byli w dobrej formie, debata była żywa i dobrze się tego słuchało, ale ta debata niewiele się różniła od niedzielnej. Obaj konkurenci przemawiali przede wszystkim do swoich zwolenników. Nie pojawił się żaden nowy wątek, który mógłby przekonać nieprzekonanych" - powiedział.
Jak stwierdził, porównując środową debatę do niedzielnej, można zauważyć pewną zmianę w sposobie prezentowania się obu kandydatów. "Komorowski przestraszył się swojego wizerunku agresywnego kowboja z poprzedniej debaty, który atakuje Kaczyńskiego. Dziś wrócił do wątku budowania zgody i opowiadał kilka razy o Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. Kaczyński zrozumiał, że musi być bardziej aktywny w odpowiadaniu na ataki; główną wiadomością, którą chciał przekazać, było to, że Komorowski kłamie. Tylko że jego wyborcy i tak to wiedzą" - stwierdził.
Zdaniem Wołka, była to debata pozorowana, ukazująca fikcyjność i debaty i, w pewnym sensie, samych wyborów prezydenckich.
"Wyrównana walka bokserska"
Środowa debata kandydatów na prezydenta Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego to była wyrównana walka bokserska równorzędnych partnerów - ocenił prof. Roman Baecker, politolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Baecker podkreślił, że trudno wskazać zdecydowanego zwycięzcę, a spotkanie pod względem merytorycznym przypominało niedzielną debatę.
"Rozmowa była o wiele bardziej wyrównana niż w niedzielę; Kaczyński co prawda o wiele bardziej atakował, ale Komorowski pokazywał to, co było mało widoczne wcześniej: że jest człowiekiem budowania mostów, zgody, dąży do porozumienia, jest w stanie przezwyciężać podziały partyjne. Pokazał tę twarz, ten wizerunek, który chciał budować poprzez billboardy i teraz potrafił pokazać to w trakcie debaty" - ocenił ekspert. "To była wyrównana walka bokserska, w której cios szedł za ciosem i nie liczono się w ogóle z tym, co odpowie przeciwnik, bo cios musiał być zadany" - podkreślił Baecker.
Zdaniem politologa, brak wyraźnego zwycięzcy debaty "nie może satysfakcjonować Kaczyńskiego", bo - jak mówił - "tylko ogromna, zdecydowana wygrana dałaby mu większe szanse na zwycięstwo wyborcze". Brak zwycięzcy jest natomiast - jego zdaniem - korzystniejszy dla Komorowskiego. "Kompromis powoduje utrzymanie istniejącego stanu przewagi Komorowskiego" - zaznaczył Baecker. W jego opinii, znacząca przegrana Komorowskiego w debacie, "na miarę porażki Wałęsy w 1995 roku", oznaczałaby nieuchronny odpływ jego zwolenników przed drugą turą wyborów.
Debata Kaczyński-Komorowski to było ostatnie bezpośrednie starcie kandydatów PiS i PO przed ciszą wyborczą i drugą, niedzielną turą wyborów.
REKLAMA
kh
REKLAMA