Trumna z NN wśród ofiar katastrofy smoleńskiej
Dwa tygodnie po pogrzebach ofiar samolotu prezydenckiego do Polski dotarło kilkanaście trumien ze szczątkami ofiar. Jedna z nich opatrzona była napisem NN - pisze "Gazeta Polska".
2010-08-19, 18:08
Koszmar powtórnych pogrzebów
Niektórzy bliscy ofiar tragedii pod Smoleńskiem musieli przeżywać powtórny horror
Wg tygodnika, rodzinom zaproponowano skremowanie szczątków i złożenie ich do zbiorowej mogiły na warszawskich Powązkach. Część rodzin się zgodziła. Inni - woleli złożyć szczątki bliskich do grobów, w których spoczęły wcześniej ich ciała. Wśród osób, które musiały ponownie przeżyć koszmar pogrzebów, znalazły się siostry tragicznie zmarłego w Smoleńsku szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Aleksandra Szczygły. W rozmowie z "Gazetą Polską" wspominają:
"Informacja o tym, że po badaniach DNA zidentyfikowano kolejne szczątki brata, spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Zapytano nas, czy chcemy je skremować i złożyć do wspólnej mogiły. Zadecydowaliśmy jednak, że zorganizujemy ponowny pogrzeb. Nikt nam nie odpowiedział na pytanie, dlaczego musieliśmy na nowo przeżywać ten koszmar. Przecież w Moskwie, jeszcze przed identyfikacją ciała, Rosjanie mieli DNA brata. Czy nie można było od razu przeprowadzić dokładnej identyfikacji?"
Inny, zastrzegający anonimowość krewny jednej z ofiar, mówi:
REKLAMA
"Tydzień po pogrzebie okazało się, że po zakończeniu badań DNA bardzo dużo nowych szczątków przyjechało do Polski, wśród których były także szczątki członka mojej rodziny. Spytano mnie, czy chcę je skremować, na co się nie zgodziłam. Odbył się drugi pogrzeb i druga trumna została złożona do rodzinnego grobu. Dla mnie to był szok, nie rozumiem, dlaczego musieliśmy przeżywać to cierpienie na nowo. Inne rodziny zdecydowały się na kremację i urny zostały pochowane w zbiorowej mogile na Powązkach. Wiem też, że z Moskwy przywieziono niezidentyfikowane szczątki, które określono jako NN, które skremowano i które pochowano w urnie obok innych na cmentarzu powązkowskim".
Minister Kopacz zapewniała o największej staranności
Gazeta przypomina słowa urzędników rządu ministra Donalda Tuska, z minister Ewą Kopacz na czele, którzy twierdzili, że identyfikacja jest przeprowadzana perfekcyjnie, każdy element ziemi z miejsca katastrofy przesiany, a Gdy znaleziono najmniejszy szczątek na miejscu katastrofy, wtedy przekopywano z całą starannością ziemię na głębokości ponad 1 m i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny. Każdy znaleziony skrawek został przebadany genetycznie (wypowiedź minister Ewy Kopacz).
Rodziny ofiar chcą się teraz spotkać z szefową resortu zdrowia i premeirem Donaldem Tuskiem, żądają wyjaśnień.
A jak to wyglądało w Nowym Jorku
"Gazeta Polska" opisuje też procedury, jakie przy identyfikacji zwłok zostały zastosowane w przypadku zamachów na World Trade Center w Nowym Jorku, 11 września 2001 roku, czy w Londynie 7 pipca 2005 r.:
REKLAMA
Po 11 września 2001 r. Rudolph Giuliani, burmistrz Nowego Jorku, zarządził, że każda cząstka ludzka większa od paznokcia będzie zbadana – badania trwały 3,5 roku i dopiero wtedy niezidentyfikowane bardzo małe ludzkie szczątki zostały skremowane i pochowane.
Z kolei po ataku 7 lipca 2005 r. w Londynie zarządzono, że wszystkie ludzkie szczątki muszą być przebadane genetycznie. W Wielkiej Brytanii nie zdarzyło się, by po katastrofach oddawano ciała bez badań DNA wszystkich szczątków. W przypadku katastrof lotniczych eksperci wymagają od patologów, by podczas sekcji zwłok ofiar można było stwierdzić, czym została spowodowana śmierć np.: uduszeniem, obrażeniami od ognia, od wybuchu; czy na ciele są dowody, że zawiódł samolot; czy są dowody, że coś mogło wpłynąć na pasażerów samolotu, np. gaz; jak reagowali pasażerowie na ciśnienie; czy pasażerowie zmarli podczas rozbicia, czy też po; czy pasażerowie spodziewali się wypadku; gdzie kto siedział i w jakim był stanie.
Nie wiadomo, jaką procedurę zastosowano przy identyfikacji ciał ofiar katastrofy Smoleńskiej - podsumowuje "Gazeta Polska".
mch, Gazeta Polska/wpolityce.pl
REKLAMA
REKLAMA