Mój pies kandyduje do Senatu. Felieton Magdaleny Złotnickiej
Mam w domu rewolucję. Płowy potwór zwany Jarvisem nasłuchał się noworocznych mądrości dyrektor poznańskiego ZOO Ewy Zgrabczyńskiej i uroiło mu się, że jest osobą. W efekcie nie dość, że odmawia wykonywania poleceń, to jeszcze postanowił kandydować w najbliższych wyborach na senatora. Obecnie terroryzuje mnie, szczerząc zęby i powarkując, żebym po znajomości załatwiła mu wywiad w radiu.
2021-01-07, 22:00
Dyrektor poznańskiego ZOO Ewa Zgrabczyńska na swoim profilu na Facebooku postanowiła odnieść się do sytuacji zwierząt. „Życzeń noworocznych nie będzie. Ale apel o włączenie się do wałki o Osoby Zwierzęce – tak. Dość okrucieństw, polowań, dewastacji dziedzictwa przyrodniczego” – napisała 2 stycznia. Wszystko fajnie, o zwierzęta trzeba dbać, zakładam, że pani dyrektor miała dobre intencje. Tyle że narobiła mi problemów co niemiara!
Powiązany Artykuł
Jak rozmawiać trzeba z psem?
Posta przeczytał bowiem mój pies (proszę się nie dziwić, jak się mieszka z kimś, kto całe dnie wali w klawiaturę, łapie się takie umiejętności siłą rzeczy). Dowiedziawszy się zaś, że jest osobą zwierzęcą, postanowił dochodzić swoich praw osobowych. Zaczęło się niewinnie. Wracamy ze spaceru, chcę mu wytrzeć łapy, a ten mi wyszczekuje, że „jego łapy, jego wybór”, i grozi, że będzie dzwonił do prawnika. Dalej było gorzej. Budzę się rano, a pies maszeruje dookoła dużego pokoju z transparentem o treści: "Więcej mięcha, mniej marchewki", powarkując przy tym rytmicznie.
Co gorsza nakładł rewolucyjno-osobowych haseł do głowy mojemu drugiemu psu, Fagotowi, i urządzają wiece ideologiczne. Psia rewolucja na naszym osiedlu zaczyna zataczać coraz szersze kręgi. I na poszczekiwaniu się chyba nie skończy. Zastrzegający anonimowość pies sąsiada poinformował mnie, że w planach jest utworzenie komitetu wyborczego. Jarvis postanowił kandydować na senatora, by w izbie wyższej zrealizować program „Smaczek plus, kąpiel minus”. Jeśli wszystkie psie osoby z naszego osiedla oddadzą na niego głos, ma spore szanse na wygraną.
O ile – a wszystko na to wskazuje – psiej rewolucji nie powściągnie się ściągnięciem smyczy, nałożeniem kagańców i krótkim stwierdzeniem: "nie wolno". Bo – teraz już poważnie – chociaż kocham moje psy nad życie i nie muszą one rozpoczynać rewolucji, by wyłudzić dodatkowe smaczki czy pieszczoty, to jednak osobami one nie są. Ani zwierzęcymi, ani żadnymi innymi.
REKLAMA
Można by stwierdzić, że zwyczajnie się czepiam, pani dyrektor tak się po prostu napisało. Tyle że to, jak piszemy i mówimy, warunkuje to, jak myślimy. A jeśli ktoś zaczyna myśleć o psie w kategoriach "osoby", to mamy problem. Dochodzi bowiem do zrównania zwierzęcia z faktyczną osobą – z człowiekiem. Jakie skutki może mieć takie zrównanie? Jeśli dziś piszę o prawach wyborczych dla mojego psa, wszyscy wiemy, że to żart (choć przecież był już taki w historii, co ulubionego konia uczynił senatorem). Niemniej jednak, jeśli nie będziemy reagować na próby kreowania takiej rzeczywistości za pomocą języka, może okazać się, że to, co dziś uważamy za śmieszny żart, jutro stanie się nieśmiesznym koszmarem.
I jeszcze jedno – zwracanie uwagi na takie językowe dziwolągi wcale nie jest tożsame z brakiem troski o naszych braci mniejszych. Za zwierzęta jesteśmy odpowiedzialni. Mamy o nie dbać. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy przypisywać im właściwości ludzkie, antropomorfizować je. Każdy psiarz wie zresztą, że odczytywanie zachowania czworonoga po ludzku to droga donikąd. Czym innym jest empatia i troska, czym innym – zrównywanie w prawach. Zresztą gdyby zwierzęta miały takie same prawa, jakie mają ludzie, byłoby to ze szkodą przede wszystkim dla nich.
Magdalena Złotnicka
REKLAMA