Łukaszenka na bombie. „Za dwa lata reformy, albo podda się Rosji"

Opozycja nie jest zagrożeniem dla Łukaszenki. Władze Białorusi boją się za to robotników. A tymczasem reformy są nieuniknione – mówi w rozmowie z portalem polskieradio.pl Kamil Kłysiński z Ośrodka Studiów Wschodnich.

2011-01-31, 02:00

Łukaszenka na bombie. „Za dwa lata reformy, albo podda się Rosji"

Posłuchaj

Kamil Kłysiński: władze Białorusi siedzą na społeczno-ekonomicznej bombie
+
Dodaj do playlisty

Szefowie MSZ unijnej „27” zdecydowali w poniedziałek, że nałożą na Białoruś sankcje  wizowe. To będzie „kara” Unii za nieprawidłowości w wyborach, pacyfikację, protestów, areszty, falę represji wobec opozycji.

Nie zdecydowano się natomiast na sankcje ekonomiczne.

Komentatorzy są podzieleni ws. sankcji gospodarczych – część mówi, że uderzyłyby w zwykłych ludzi, inni że tylko w samego Aleksandra Łukaszenkę i jego reżim.

Brak kredytu zaboli

- Białoruś jest w spirali zadłużenia, potrzebuje wsparcia finansowego z zewnątrz –  tłumaczył w rozmowie z portalem polskieradio.pl, jeszcze przed tym, zanim decyzja o sankcjach zapadła, Kamil Kłysiński z OSW. Jak podkreśla, zamrożenie kredytów z  Zachodu to byłby dla Łukaszenki poważny cios.  Zdaniem eksperta sankcje ekonomiczne, podobnie jak wizowe, byłyby zalecane. Tłumaczy, że pożyczek z Zachodu, m.in. z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, nie zastąpi nic:  – Chiny kredytują konkretne inwestycje, a nie wpłacają pieniędzy na konto banku centralnego . Natomiast pożyczki Rosji są warunkowane politycznie.

REKLAMA

Dwa lata dla Łukaszenki

Ekspert mówi, że gospodarka jest w tak złym stanie, że daje prezydentowi nie więcej niż dwa lata na doraźne łatanie dziury kredytem – wtedy nadejdzie moment przełomu. – Będzie musiał zdecydować: reformy, czy poddanie się Rosji – tłumaczy.  Ten okres, jak zastrzega, mogą przedłużyć dodatkowe kredyty, ewentualne zyskowne prywatyzacje – takie jak planowana sprzedaż kompanii potasowej Chinom. Jeśli Łukaszenka wybierze Rosję, dostanie preferencyjne warunki w gospodarce, ale on straci faktyczne przywództwo, a Białoruś - suwerenność - ocenia Kłysiński.

Łukaszenka a Rosja

Jak tłumaczy Kamil Kłysiński, Białorusi brakuje rezerw walut, bilans handlu jest ujemny. Rosja przestała sprzedawać jej  tanią ropę i gaz, Białoruś, która sprzedawała je po przetworzeniu, nie zarabia już na różnicy cen.  Skończył się więc oparty na tym mechanizmie „cud gospodarczy”. Władze Białorusi nie mają wyboru – muszą się zapożyczać. Do tego dochodzi kryzys, spadek eksportu (z którego pochodziło 70 proc. dochodu Białorusi), kołchozy i sowchozy -  te ostatnie mają razem ponad 90 proc. ziemi.

Białoruś jest zależna od Rosji, bo sprowadza rosyjskie surowce energetyczne. - Jest też druga sfera zależności, może nawet ważniejsza, chodzi o uzależnienie od rosyjskiego rynku zbytu – w niektórych ważnych branżach białoruskiej gospodarki. Białoruś nie jest w stanie przeorientować w ciągu nawet roku swojego eksportu w tych branżach na inne rynki. To potężny instrument wpływu i potężny czynnik wiążący Białoruś z Rosją, w każdym razie nie pozwalający Łukaszence odwrócić się od Rosji, zerwać dotychczasową współpracę – wyjaśnia analityk.

Zauważa, że relacje Rosja-Białoruś to nie przyjaźń.- To gra o pieniądze, ale i o wpływy, o akcje przedsiębiorstw dokładnie - wyjaśnia. - Łukaszenka jak dotąd dość skutecznie broni białoruskich zakładów, „sreber rodowych", przed wejściem rosyjskich inwestorów. Chodzi o rafinerie, zakłady metalurgiczne, maszynowe, spożywcze, w tym np. z branży mleczarskiej - mówi ekspert OSW.

REKLAMA

Kamil Kłysiński podkreśla jednak, że mimo współpracy z Rosją, w sprawach m.in. bezpieczeństwa, obronności, główną motywacją Łukaszenki jest zachowanie niezależności. - Poprzez politykę lawirowania między Wschodem i Zachodem wiele zyskiwał, właściwie nic nie dając w zamian. Należałoby te proporcje odwrócić – uważa.

Łukaszenka a reformy

Ekspert OSW przyznaje, że bunt robotników z nierentownych zakładów to bardzo poważne zagrożenie. – Są na takim etapie, jak my w latach 80-tych. Można obrazowo powiedzieć, że władze Białorusi siedzą na bombie ekonomiczno-społecznej – mówi.
Robotnicy białoruscy nie są zaangażowani politycznie – ale to nic nie szkodzi – dodaje ekspert, władze i tak się ich obawiają. - Nasi robotnicy „Solidarności”, wcześniej stoczniowcy, niespecjalnie byli zaangażowani politycznie – przypomina analityk OSW.

- Reformy gospodarcze mogą  spowodować masowy sprzeciw w dużych zakładach pracy, co byłoby już bezpośrednim zagrożeniem dla władz. Nie oszukujmy się. Opozycja długo nie będzie stanowić zagrożenia dla Łukaszenki. Jednak masowy ruch sprzeciwu ze strony robotników nie znajdzie żadnej przeszkody. Białoruski OMON, który tak bohatersko radzi sobie z nastoletnimi dziewczętami, będzie bezradny wobec tysięcy głodnych i złych robotników. To wszyscy wiedzą. A poddanie się Rosji z kolei zabierze Łukaszence realną władzę, która jest dla niego najważniejsza – podkreśla Kamil Kłysiński.

Jak mówi, robotnicy od czasu do czasu protestują – w sprawach socjalnych: - Władze zazwyczaj ustępują. Nie przypominam sobie żadnej pacyfikacji zakładu pracy. Władze białoruskie są doskonale zorientowane co do swoich możliwości.

REKLAMA

Nie ma rywala

Rywala Łukaszenki nie widać. – To niemożliwe. Łukaszenka sam skróciłby go o głowę. Nikt nie jest tak naiwny, żeby głowę wystawiać, aby mu ją ucięli. Nikt się przedwcześnie ze swoimi ambicjami, jeżeli je ma, nie ujawnia – komentuje Kłysinski. Scenariusz przewrotu wewnętrznego byłby zdaniem eksperta OSW możliwy tylko wówczas, gdyby nomenklatura uzyskała zapewnienie od Rosji, że dostanie taką samą bądź lepszą gwarancję pieniędzy i przywilejów.

Happy end Łukaszenki?

Według niego istnieje mimo wszystko szansa, że Łukaszenka przeprowadzi reformy gospodarcze na Białorusi. – Musiałby przełamać obawy mentalne, obawy przed utratą kontroli nad gospodarką, przed nadmierną  obecnością zagranicznych inwestorów, przed nadmierną swobodą przedsiębiorców  krajowych – wyjaśnia.

Nie pokłada nadziei w opozycji. - Większość społeczeństwa nie jest w stanie opozycji uwierzyć i zobaczyć w niej siłę, która da im lepsze jutro, może zmienić rzeczywistość. Białorusini nie wierzą w sens wystąpień ulicznych.  Liczba przekonanych zwolenników opozycji nie wzrosła, a spadła po fali represji. Wskazuje na to choćby badanie białoruskiego ośrodka NISEPI, przeprowadzone w ostatnich dniach grudnia na Białorusi, metodą face-to-face, czyli umawiania się w mieszkaniach z respondentami – argumentuje ekspert. - Jeśli na Białorusi miałoby dojść do wybuchu, to na tle socjalnym, w sposób nagły nieprzewidywalny, bez znanych wcześniej formalnych liderów, poza strukturami opozycji – podsumowuje analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.

Z Kamilem Kłysińskim, ekspertem Ośrodka Studiów Wschodnich rozmawiała Agnieszka Kamińska, portal polskieradio.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej