Konflikt Serbii i Kosowa. Marta Szpala (OSW): Zachód nie może iść na skróty i stawiać na tymczasowe rozwiązania
- Rozwiązanie konfliktu między Serbią i Kosowem wymaga podjęcia wysiłku prowadzenia długotrwałego procesu pokojowego – przekazała portalowi Polskiego Radia Marta Szpala z Ośrodka Studiów Wschodnich. Podkreśliła, że Zachód nie chce się zaangażować w wypracowanie trwałych rozwiązań wymagających długich negocjacji i stosuje środki tymczasowe, pogarszające sytuację, chociaż stawką jest stabilność całego regionu Bałkanów Zachodnich, w tym wpływy Rosji na tym obszarze.
2023-06-26, 23:30
- Częste napięcia między Serbią i Kosowem formalnie dotyczą różnych rzeczy, ale tak naprawdę przez cały czas tego samego: nierozwiązanej kwestii ostatecznego statusu Kosowa i nieuznania niepodległości Kosowa przez Serbię, a także nastawienia Belgradu do kwestii kosowskiej - przekazała portalowi Polskiego Radia Marta Szpala z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Jak zaznaczyła nasza rozmówczyni, Belgrad próbuje udowodnić, że Kosowo nie jest w stanie sprawować władzy na północy kraju bez konsultacji z Serbią. Do tego dochodzi problem działalności grup kryminalnych w północnym Kosowie, a eksperci wskazują, że są one powiązane z politykami w Belgradzie. Bez politycznego wsparcia i okazji do czerpania zysków grupy kryminalne zazwyczaj nie mają możliwości przetrwania. Nie w ich interesie jest też przywrócenie rządów prawa na tym obszarze.
- To wszystko stawia w bardzo trudnej sytuacji lokalną ludność - podkreśla Marta Szpala.
Co Serbowie myślą o Rosji?
REKLAMA
Marta Szpala mówiła także o stosunku Serbów do wojny na Ukrainie. Dużym problemem jest to, że media serbskie przekazują rosyjską narrację o tym konflikcie - cytowane są wypowiedzi Władimira Putina, Marii Zacharowej, a rzadko Wołodymyra Zełenskiego czy zachodnich polityków i wojskowych. Do Serbii po wojnie napłynęła rekordowa liczba Rosjan. Serbia, obok Gruzji i Turcji, stała się hubem, z którego Rosjanie mogą wyruszać dalej "w świat".
W rozmowie także więcej o wpływach Rosji w Serbii, stosunku Serbów do wojny na Ukrainie i do polityki Kremla, oraz o wielotysięcznych protestach po strzelaninach w serbskich miastach.
W wywiadzie także odpowiedzi na pytania o perspektywy demokratyzacji Serbii, o to, jakimi drogami Rosjanie docierają do tego kraju i dlaczego prezydent Aleksandar Vucić zdecydował się zapowiedzieć przeprowadzenie przyspieszonych wyborów.
***
REKLAMA
Zachęcamy do lektury pełnego wywiadu!
- Napięta sytuacja na Bałkanach. Sojusz zapewnia: NATO będzie dalej działać w Kosowie
- Serbia: kosowscy policjanci wypuszczeni na wolność
***
PolskieRadio24.pl: Czego dotyczą niepokoje na północy Kosowa? Jakie są powody i cele stron? Czy mogą rozwinąć się w większy konflikt? Wiemy, że spór dotyczył m.in. trzech albańskich burmistrzów, którzy zostali wybrani w głosowaniu zbojkotowanym przez Serbów, miało też miejsce obrzucenie kamieniami posterunków policji na północy Kosowa i zaatakowano siły pokojowe KFOR.
Jakie jest tło tych napięć, co do czego nie mogą porozumieć się strony?
Marta Szpala, Ośrodek Studiów Wschodnich: Częste konflikty między Serbią i Kosowem formalnie dotyczą różnych rzeczy, ale tak naprawdę przez cały czas tego samego: nierozwiązanej kwestii ostatecznego statusu Kosowa i nieuznania niepodległości Kosowa przez Serbię, a także nastawienia Belgradu do kwestii kosowskiej.
Z punktu widzenia Serbów jako społeczeństwa, Kosowo zajmuje ważne miejsce w ich tożsamości. Nie zmienia to jednak faktu, że w Kosowie od ponad 200 lat, o ile nie dłużej, Serbowie stanowią mniejszość. Wynikało to m.in. z ruchów ludności. Jest to obszar zdominowany przez Albańczyków.
REKLAMA
Kosowo ogłosiło niepodległość w 2008 roku od tego czasu i Serbia prezentowała dwa rodzaje podejścia do tej sprawy.
Na początku w związku z unijnymi aspiracjami Belgradu, podejście Serbii zakładało, żeby w jakiś sposób zaakceptować status quo. Wiemy, że kwestia kosowska była i jest częścią agendy negocjacyjnej pomiędzy Unią Europejską i Serbią.
Natomiast obecnie prezydent Aleksandar Vucić i elity rządzące traktują kwestię kosowską bardzo instrumentalnie. Z jednej strony, jej podnoszenie jest wygodne na arenie wewnętrznej: to kwestia mobilizująca społeczeństwo, odwracająca uwagę, przykrywa się tą sprawą różne problemy, na przykład w przypadku afer. Serbowie sami często o tym mówią. Mieliśmy na przykład do czynienia z tzw. weekendowymi wojnami: gdy trzeba było "przykryć" aferę w Serbii, zdarzały się różne incydenty, związane z Kosowem.
Po drugie, chodzi o znaczenie tej sprawy na arenie międzynarodowej. Pozycja obecnej władzy wobec Zachodu opiera się po części na tym, że obiecała ona rozwiązać kwestię kosowską. Stąd poparcie Zachodu. W Stanach Zjednoczonych, w części państw zachodnich wciąż jest nadzieja, że prezydent Serbii Aleksandar Vucić potrafi do tego doprowadzić.
REKLAMA
Vucić wie jednak, że w momencie, kiedy ta sprawa zostanie rozwiązana, poparcie Zachodu wobec niego stanie się bardziej warunkowe. Dlatego tak naprawdę nie zależy mu za bardzo na tym, żeby kwestię Kosowa rozwiązać. Zależy mu na tym, żeby manifestować dobrą wolę, podkreślać, że Serbia chce rozwiązać problem, ale tak naprawdę nie chce rezygnować z Kosowa jako wygodnego narzędzia politycznego w w wewnętrznych i zewnętrznych grach politycznych.
Na to nakłada się dialog kosowsko-serbski, który toczy się od 2011 roku pod auspicjami Unii Europejskiej. Jego celem było budowanie zaufania między obydwoma stronami poprzez rozwiązywanie kwestii technicznych - nie tak upolitycznionych, co miało umożliwiłoby następnie e dłuższej perspektywie zawarcie kompleksowego porozumienia, które być może nie oznaczało by formalnego uznania Kosowa, ale normalizację relacji i pokojowe współistnienie.
Na początku wyglądało to dość obiecująco: obydwa kraje aspirowały do członkostwa w UE, Serbia godziła się na pewnego rodzaju kompromisy.
Natomiast mniej więcej od 2015 roku Serbom przestało zależeć na rozwiązaniu problemu. Chcą tylko robić takie wrażenie. Miało miejsce pozorowanie dialogu, między innymi kosztem Serbów mieszkających w Kosowie. Stali się oni zakładnikami, bo Belgradu nie interesuje, jaka jest sytuacja Serbów w Kosowie. Byli oni przez te wszystkie lata utrzymywani przez Belgrad w przekonaniu, za pośrednictwem propagandy, że Serbia kiedyś do nich wróci, że oni wciąż mieszkają jakby "w Serbii" i że nie muszą się integrować z państwem kosowskim. Natomiast na użytek Zachodu Vucić mówił, że oczywiście chce rozwiązać konflikt, ale to lokalni Serbowie nie chcą się integrować z Kosowem. Na pewno dla części z tamtejszych Serbów to byłoby bardzo trudne i część z nich faktycznie odrzuca kosowskie państwo, ale dla części najważniejszy jednak jest spokój i zapewnienie im podstawowych praw. Formalnie miał zatem miejsce dialog, ale nie przynosił żadnych efektów.
REKLAMA
Serbowie, a raczej władze w Belgradzie, skupiają się przede wszystkim na kwestii powołania Związku Gmin Serbskich, jednoczących dziesięć gmin zamieszkałych przez tę mniejszość rozsianych po całym Kosowie. Tylko, że Serbowie w ramach szerokiej autonomii gmin już teraz mają zagwarantowane liczne prerogatywy i wysoki stopień samorządności. Powołanie Związku Gmin Serbskich wiele by tu nie zmieniło, ale rząd serbski wie, że dla Prisztiny jest to bardzo trudne do zaakceptowania, gdyż przez społeczeństwo jest to traktowane jako kolejne ustępstwo na rzecz Serbów, którzy i tak Kosowa nie akceptują.
Naciskanie na powołanie związku jest więc przez Belgrad wykorzystywane dla sabotowania procesu i pozwala wskazywać, że to Kosowo nie kooperuje. I tak to wyglądało przez długi czas.
Następnie pojawiły się dwa nowe czynniki: z jednej strony wojna na Ukrainie, a z drugiej strony zmiana władzy w Prisztinie. Wojna na Ukrainie spowodowała, że Stany Zjednoczone bardzo mocno naciskają na to, żeby rozwiązać kwestię kosowską.
Dla nich, słusznie zresztą, Kosowo to element i narzędzie, które pozwala Rosji wciąż mieć wpływy na Bałkanach. I w tej percepcji, gdy rozwiąże się kwestię kosowską, to wpływów Rosji na Bałkanach będzie mniej.
REKLAMA
Drugą kwestią jest zmiana władzy w Prisztinie. Od dwóch lat Kosowo ma nowego premiera - to Albin Kurti, który jest fenomenem na skalę bałkańską.
Dlaczego jest to fenomen?
Jest to polityk nieskorumpowany, cieszący się dużym poparciem społeczeństwa i przez to, paradoksalnie, dość mało podatny na naciski Zachodu.
Część polityków bałkańskich, a może i większość z nich, ma problemy związane z korupcją. Tolerowanie przez Zachód takich praktyk jest dla nich bardzo istotne, a w zamian są oni bardziej podatni na naciski ze strony polityków amerykańskich czy unijnych.
Kurti, co zostało zauważone nawet przez któregoś z dyplomatów, nie jest podatny na naciski, bo nie ma wobec niego żadnych podejrzeń czy zarzutów korupcyjnych. Nie ma więc na niego żadnych "haków".
REKLAMA
Doszedł on także do wniosku, że polityka dialogu jest tak naprawdę dla Kosowa szkodliwa, bo polega tylko i wyłącznie na tym że Kosowo musi cały czas ustępować Serbii, ale nie dostaje nic w zamian, np. uznania niepodległości ze strony serbskiej albo jej zgody na miejsce w ONZ. Co więcej, Serbia w ostatnich latach bardzo aktywnie angażuje się w podważanie suwerenności kosowskiej, zarówno w wymiarze wewnętrznym, jak i zewnętrznym. W wymiarze zewnętrznym czyni to, blokując członkostwo Kosowa w różnych organizacjach, prowadząc kampanię dyplomatyczną by przekonać kolejne kraje do wycofania uznania niepodległości Kosowa czy przeciwdziałania kolejnym aktom uznania.
Po drugie, Belgrad wykorzystuje mniejszość serbską do kwestionowania tego, że Prisztina jest w stanie rządzić samodzielnie, kontrolować o własnych siłach całe swoje terytorium. I tutaj chodzi głównie o Kosowo Północne. Serbii chodzi o to, by pokazać, że Kosowo nie kontroluje północy, nie jest w stanie egzekwować przestrzegania praw i żeby cokolwiek tam zrobić, musi to uzgadniać z Belgradem. Zresztą chodzi w ogóle o egzekwowanie prawa wobec mniejszości serbskiej czy jeśli chodzi o posiadanie odpowiednich tablic rejestracyjnych, płacenie za prąd czy nawet płacenie podatków. Wszystkie takie działania są nagradzane przez Belgrad - rząd w Prisztinie skonfiskuje Serbom alkohol bez akcyzy - przyjmuje ich prezydent i przedstawia jako ofiary prześladowań.
I to jest właśnie problem, dotyczący wyborów lokalnych, które odbyły się w kwietniu. Belgrad powiedział, że wyborów nie będzie, Serbom polecił, by nie brali udziału w głosowaniu, i ci tak zrobili. Wcześniej nakazał im opuścić kosowskie instytucje, co też uczynili. Wszystko to ma na celu dowiedzenie, że rządy w Prisztinie nie mogą niczego zrobić na swoim własnym terytorium.
W tym miesiącu doszło do bardzo niepokojącego incydentu: serbskie struktury przestępcze na północy złapały trzech kosowskich policjantów, przekazały ich do Belgradu. Miało to pokazać, że kosowscy policjanci nie są bezpieczni na terenie Kosowa, bo to Belgrad kontroluje sytuację.
REKLAMA
A zatem obserwujemy próbę sił między Prisztiną a Serbią. Serbia w tym momencie ma mocniejszą pozycję, bo Amerykanie przyznają, że aby zachować Serbię w orbicie zachodniej w świetle wojny na Ukrainie, trzeba im ustępować na różnym polu.
Tyle, że taką strategię próbowano zastosować wobec Rosji, i wiemy już, że to się nie udaje. Tak samo w przypadku serbskim - to raczej zachęca Vucicia do eskalowania żądań niż do wyciszenia sytuacji.
Tymczasem Serbom nie zależy na tym, żeby rozwiązać kwestię kosowską, bo wtedy Zachód zacznie pytać o demokrację w Serbii i inne kwestie - a tego Vucić po prostu nie chce i stąd też eskalowanie napięcia, dążenie do napięć. Im większa eskalacja, tym bardziej Vucić jest potrzebny Zachodowi, żeby uspokoić sytuację na Zachodzie.
Ofiarą tego jest stabilność państwa kosowskiego. Ofiarami są jednak także lokalni Serbowie.
REKLAMA
Oni tak naprawdę od lat żyją w zawieszeniu. Z jednej strony są instrumentalnie wykorzystywani przez Belgrad, z drugiej strony nie pozwala im się integrować z Prisztiną. Na tym terenie obecne są bowiem struktury mafijno-polityczne, kontrolowane przez Belgrad, które formalnie są reprezentacją polityczną Serbów w Kosowie - jest to partia Serbska Lista.
Tak naprawdę to partia, która nie reprezentuje interesów lokalnych Serbów, tylko działa na polecenia Belgradu. A polecenie z Belgradu jest takie, żeby Serbowie w żaden sposób nie integrowali się z państwem kosowskim, chyba że Belgrad w ramach jakichś ustępstw na to pozwoli.
Jeżeli lokalni Serbowie zaczęliby się integrować, to Belgrad straciłby nad nimi kontrolę. Co więcej nikt nie reprezentuje ich interesów, co ich bardzo mocno frustruje. Relacje serbsko-kosowskie nigdy nie były zbyt dobre, ze względu na pamięć wojenną. Obecna władza coraz zdaje się być przekonana, że Serbowie są po prostu piątą kolumną Belgradu, działają po to, żeby państwo kosowskie destabilizować. A zatem jest tutaj bardzo mało zaufania między Serbami a Prisztiną i oczywiście też między Kosowem a Belgradem.
Co zatem można byłoby zrobić, żeby rozwiązać problemy na linii Kosowo-Serbia?
Mamy moment, kiedy należałoby się przygotować na bardzo długie negocjacje, odbudowanie zaufania pomiędzy obydwiema stronami, ale nikt na to za bardzo nie ma czasu.
REKLAMA
W efekcie forsowane są krótkoterminowe rozwiązania, zazwyczaj są to naciski na słabszą stronę - kosowską. Niemniej jednak nie przyniosą one żadnego rezultatu, w tym sensie, że nawet jeżeli Kosowo zostanie zmuszone do ustępstw, to za pół roku Serbia będzie żądała czegoś nowego. Na tym polega eskalacja żądań. Oznacza to, że niedługo będziemy mieli do czynienia z kolejnym kryzysem i znów doszliśmy do ściany, jeśli chodzi o dialog prowadzony przez Unię Europejską.
Na pewno naciski powinny być wywierane także na serbską stronę, powinny być też podejmowane działania, żeby budować zaufanie między Serbami a Prisztiną.
W tym momencie polityka międzynarodowa żądna jest szybkich sukcesów, w związku z tym pewnie będziemy obserwować różnego rodzaju naciski by ogłosić jakieś krótkotrwałe porozumienie.
I to nie prowadzi w dłuższej perspektywie do niczego dobrego…
Tak, tym bardziej, że taktyka Serbów polega prawdopodobnie na tym, by przeciągnąć ten konflikt do czasu wyborów w Stanach Zjednoczonych. Mają poczucie, że jeżeli republikanie wygrają, to Waszyngton będzie jeszcze bardziej skłonny, by słuchać serbskich żądań i pewnie uda im się wynegocjować jeszcze więcej.
REKLAMA
Przy czym - jeśli słyszy się hasła, że "Kosowo to Serbia", to wcale nie jest tak, że Serbowie chcą przyłączyć Kosowo do siebie, a już na pewno nie z jego ludnością. To, co w 1999 roku Serbowie próbowali zrobić - to było wypędzenie wszystkich mieszkańców - mieliśmy milion dwieście tysięcy uchodźców, po to by Kosowo było serbskie. Jednak Kosowo nie jest serbskie, ludność tam mieszkająca jest albańska.
Zatem to nie jest tak, że Serbowie faktycznie myślą o tym. że Kosowo ma wrócić do Serbii, bo oznaczałoby to szerokie uprawnienia dla Albańczyków pewnie trzeba by było oddać im jedną trzecią miejsc w parlamencie, czy uznać albański jako język urzędowy.
Serbia ma w tym momencie 6,8 mln mieszkańców. Albańczyków w Kosowie jest 1,8 mln. Państwo nie byłoby już serbskie, a serbsko-albańskie. Na to Belgrad nie jest gotowy.
Belgrad potrzebuje problemu Kosowa, by podtrzymać napięcie, a nie po to, by go odzyskać.
REKLAMA
Czy Belgrad prezentuje w negocjacjach w sprawie Kosowa, prowadzonych pod auspicjami UE, jakieś jasne stanowisko?
Oficjalnie Serbia mówi o tym, że chciałaby bardzo szerokiej ochrony praw Serbów w Kosowie i chce powołać Związek Gmin Serbskich.
Jednak jak powiedziałam, nie chodzi o ochronę praw, a o to, żeby stworzyć strukturę, która będzie blokowała Prisztinę, ustanowić jakby eksterytorialność Serbów. Serbowie nie żyją w Kosowie w jednym tylko miejscu. Owszem, mieszkają w czterech gminach na północy. ale tak naprawdę większość z nich jest rozsiana po całym kraju.
Mówi się, że miałaby to być swego rodzaju Republika Serbska w Kosowie.
Chodzi o to, żeby te enklawy to były swego rodzaju eksterytorialne przestrzenie, gdzie Serbowie żyją na własnych prawach, Widzimy, co robi rząd w Serbii, gdy władza w Prisztinie domaga się od Serbów płacenia podatków. Rząd serbski mówi wówczas, że to jest zamach i dyskryminacja serbskiej mniejszości.
REKLAMA
Gdy teraz miały miejsce aresztowania osób, które pobiły żołnierzy KFOR, to w Serbii przedstawia się to jako prześladowania ze strony władz. Zwykle jeśli ktoś doprowadza do uszkodzenia ciała policji, kończy się to w więzieniu. Państwo serbskie mówi zaś, że to zamach na mniejszość - mimo że to egzekwowanie chodzi o egzekwowanie prawa. Serbowie nie chcą się poddać prawu kosowskiemu, a władze w Belgradzie robią wszystko, żeby zapewnić im bezkarność.
Można dodać, że w zamieszkach w Zveczanie w północnym Kosowie 29 maja doszło do starć Serbów z żołnierzami misji pokojowej NATO w Kosowie (KFOR). Rannych zostało kilkadziesiąt osób, w tym co najmniej 34 żołnierzy.
Jednym z rezultatów tej bezkarności jest to, że w Kosowie Północnym jest duży problem z grupami przestępczymi.
Kosowo Północne to kolejny aktor w miejscowym konflikcie. Tu z jednej strony mamy Serbów, którzy faktycznie są sfrustrowani, nie wiedzą co dalej, nie chcą być częścią państwa kosowskiego.
Mamy też jednak grupy przestępcze, dla których wprowadzenie policjantów na północ Kosowa jest zagrożeniem dla ich interesów, a te mają charakter kryminalny.
REKLAMA
Chodzi im o to, żeby północ była próżnią prawną, żeby władze kosowskie nie mogły tam egzekwować prawa. W związku z tym mamy tam rozkwit różnego rodzaju przestępczych procederów. A ludności nikt nie broni: zatem jest tam trochę, jak w niektórych miejscach południa Włoch, to swego rodzaju mafia - ludzie po prostu mają poczucie, że muszą "dobrze żyć" z zorganizowaną przestępczością, by przetrwać. Wiedzą, że w razie problemów nikt ich nie obroni.’
W związku z tym jest to bardzo trudna sytuacja dla miejscowej społeczności. A jeśli ktoś chce współpracować z władzami w Prisztinie - to spotyka się z szykanami. Gdy w listopadzie 2022 roku miał miejsce kryzys dotyczący tablic rejestracyjnych, to w przypadku ich zmiany, palono ludziom samochody. To jasno pokazuje, że sytuacja jest bardzo trudna.
Serbowie kosowscy nie mogą na mocy własnej decyzji współpracować z Prisztiną, bo na wszystko musi wydać zgodę Belgrad. Serbia chce regulować te relacje.
W efekcie, aby Serbowie przyjęli kosowskie tablice rejestracyjne, to albo UE musi dać środki finansowe dla Belgradu, albo musi w czymś ustąpić, albo też Kosowo musi w czymś ustąpić. Z punktu widzenia Belgradu nie może być tak, że Prisztina sama rozmawia ze swoją mniejszością i negocjuje.
REKLAMA
Można zatem zrozumieć frustrację rządu w Prisztinie wieloletnimi negocjacjami, z których nic nie wynika. Władze Kosowa ostatnio popełniły kilka błędów - integracja Serbów, przekonanie ich do państwa kosowskiego też wymaga cierpliwości i czasu, a no to Prisztina nie ma zbytnio ochoty. Kilkakrotnie postawiono więc na bezwzględne egzekwowanie prawa, co z prawnego punktu widzenia może było słuszne, ale tylko potęgowało napięcie. Szczególnie próba przejęcia budynków samorządowych i osadzenia tam wybranych burmistrzów
Im bardziej Prisztina będzie chciała pokazać, że kontroluje ten region, działa tam jej policja i może egzekwować prawo, tym bardziej Belgrad jest zdeterminowany, żeby jej udowodnić, że jednak nie. Belgrad ma jednak silniejszą pozycję, lepszą dyplomację, więc działania Prisztiny były przeciw skuteczne i spowodowały erozję sympatii dla Kosowa wśród partnerów zagranicznych.
Czy Rosja uwidacznia się w tym konflikcie, oprócz tego, że chce mieć wpływ na Bałkany?
Rosja przez cały czas chciałaby mieć wpływ na Bałkany, ale bez większych inwestycji czy to środków finansowych, inwestycji czy pomocy wojskowej. To jej się faktycznie udaje: są to wpływy kupowane dość tanio.
Czy to Rosja generuje kryzysy? Tu powiedziałabym, że są one generowane przez lokalne interesy i lokalnych liderów. Rosja, chcąc pokazać, że ma wpływy, "podczepia się" pod nie, eksploatuje je, dolewa oliwy do ognia, ale raczej poprzez wygłaszanie płomiennych wystąpień niż faktycznego zaangażowania.
REKLAMA
Rosja jest jednak mocno zaangażowana na wschodzie, w wojnę na Ukrainie. Finansowe możliwości Rosji skurczyły się w ostatnich latach. Lokalni liderzy zauważyli także, że Moskwa jako parias wspólnoty międzynarodowej ma mniejsze możliwości ich wspierania.
Rosji na pewno nie zależy na tym, by rozwiązać kwestię kosowską. Czy Rosja mogłaby sabotować porozumienie, jeśli Belgrad chciałby je zawrzeć? Myślę, że gdyby Serbia była zdeterminowana, by to zrobić, udałoby się jej to. Jednak tej determinacji po prostu nie ma.
Serbia też zresztą wykorzystuje Rosję i sygnalizuje, że w przypadku większych nacisków Zachodu na Belgrad, może zwrócić się w jej stronę.
Co można powiedzieć na temat stosunku rządu i społeczeństwa serbskiego do wojny na Ukrainie? W ostatnim czasie Aleksandar Vucić mówił, że nie sprzeciwia się sprzedaży Ukrainie amunicji produkowanej w Serbii - poprzez pośredników.
Dla dużego producenta broni jakim jest Serbia, wojna jest okazją do prowadzenia interesów, niezależnie od sojuszy politycznych.
REKLAMA
Z drugiej strony Serbia jest schronieniem dla dość dużej liczby Rosjan. Rosyjscy migranci są źródłem dużych dochodów do Serbii. To zwykle bogata klasa średnia, np. z sektora IT. To nie są migranci, którzy są obciążeniem, a raczej generują zyski. Chodzi o wynajem mieszkania, dochody restauracji.
Jak Serbowie postrzegają wojnę na Ukrainie?
Serbowie postrzegają wojnę na Ukrainie jako zastępczą wojnę Rosji z Zachodem. Mają poczucie, że Zachód "pierwszy złamał prawo międzynarodowe w przypadku Kosowa i teraz się na nie powołuje". Serbowie powtarzają także, że Zachód jest "cyniczny".
Po rozpoczęciu wojny niestety widoczna była pewna satysfakcja, że Rosja "mści się za naloty" na Zachodzie. Co prawda, to nie na Zachodzie, ale na Ukrainie, ale Ukrainę Serbowie postrzegają jako "ekspozyturę Zachodu".
Czyli zgodnie z linią propagandy rosyjskiej, która głosi, że walczy nie z Ukrainą a z Zachodem, a Zachód wykorzystuje Ukrainę "do ostatniego Ukraińca"…?
Związane to jest z poważnym problemem: serbskie media są rozsadnikiem rosyjskiej propagandy. Media te opowiadają o wojnie na Ukrainie, powołując się przede wszystkim na rosyjskie źródła. Cytowane są słowa Dmitrija Pieskowa, Władimira Putina, Siergieja Ławrowa, Marii Zacharowej.
REKLAMA
Rzadko kiedy tę wojnę komentują zachodni dowódcy, czy nawet prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Tak było także przed wojną. Społeczeństwo serbskie zostało do niej propagandowo przygotowane. Przed pełnoskalową inwazją serbskie media były pełne informacji o tym, jak Rosjanie są "prześladowani na Ukrainie".
Gdy spojrzymy na politykę Serbii wobec sąsiedztwa, widzimy niestety podobieństwa. W latach 90. Serbowie chcieli utrzymać wpływy w państwach niepodległych, również odwoływali się do konieczności ochrony własnej ludności mówili o tym, że była ona prześladowana i wykorzystali to do rozpętania wojny.
Także z tego powodu percepcja na Bałkanach tego, co dzieje się na Ukrainie, przypomina podziały z lat 90. Państwa, które były ofiarami serbskiej agresji, częściowo Bośnia, Chorwacja, są po stronie Ukrainy, bo też miały do czynienia z agresywnym sąsiadem, który przedstawiał podobne chwyty narracyjne, by mobilizować ludzi do wojny.
REKLAMA
Dla Serbów narracja rosyjska to coś znanego, coś co słyszeli, co kiedyś uznali za przekonujące. W dużym stopniu w nią wierzą.
Zatem wierzą w to, że Rosjanie przekazują im to, co myślą. A sami Rosjanie - dostają się do Serbii drogą lotniczą?
Jest teraz bardzo dużo połączeń lotniczych z Belgradu do różnych miast w Rosji. Lądem do Serbii można dotrzeć przez Turcję. W Belgradzie widoczne są rosyjskie samochody. Miejscowi opowiadają, że Rosjanie docierają do Serbii przez Gruzję i Turcję.
Samoloty rosyjskie nie mogą wykonywać połączeń nad UE. Serbskie samoloty jednak mogą. Stąd Serbia sporo na tym zarabia. Jest obecnie hubem, który pozwala Rosjanom wylatywać z Moskwy i innych miast. Gruzja, Turcja, Serbia - to państwa, z których Rosjanie wyruszają dalej "w świat".
Na przykład do Czarnogóry, gdzie od stycznia do marca br. wnioski o pobyt, jego przedłużenie etc. złożyło 60 tysięcy Rosjan. https://www.slobodnaevropa.org/a/crna-gora-rusi-migracije/32349003.html
Czarnogóra była zawsze popularną destynacją turystyczną i miejscem inwestowania w nieruchomości dla Rosjan, różnej proweniencji. Zatem teraz także też wyjeżdżają. Wielu Rosjan mieszkało tam od dłuższego czasu.
REKLAMA
Skok w liczbie ludności jest widoczny bardzo w Serbii. Rosjan w Serbii prawie nie było - obecnie to bardzo duża liczba ludzi, która tam przybyła, kupuje mieszkania. Szacuje się, że jest ich ponad 100 tysięcy.
Serbowie mają jednak tradycję rosyjskiej migracji, która kiedyś była impulsem wzrostu. Po pierwszej wojnie światowej bardzo dużo dobrze wykształconych członków rosyjskich elit, tzw. biała emigracja po rewolucji październikowej, przyjechało do Serbii. W pewnym stopniu pomogli się rozwinąć młodemu państwu. Byli to architekci, inżynierowie, artyści, elita intelektualna .
Serbowie zatem postrzegają tę sytuację tak, że dynamiczny rosyjski sektor IT przyczyni się do wzrostu gospodarczego. Patrzą na tę emigrację jako na szansę na rozwój i okazję do zarobienia pieniędzy.
Serbia nie wprowadza sankcji wobec Rosji. W lutym prezydent Serbii Aleksandar Vucić powiedział, że być zostaną zmuszeni, by wprowadzić sankcje przeciwko Rosji, ale nie byliby tym zachwyceni. Jednak ciągle im się to nie udaje.
Sankcji nie nałożyli i nie są nałożą. To próba balansowania, Serbia będzie mogła potem powiedzieć Rosji, że była jednym krajem, który nie wprowadził sankcji.
REKLAMA
Sankcje uderzają w Serbię, bo np. nie może już importować rosyjskiej ropy. Nie może ona być importowana przez terytorium UE do Serbii bo trafiała ona tam droga morską przez port w Chorwacji, a to jest obecnie zabronione.
Jeżeli rzeczywiście wpływy Rosji maleją pod tym kątem, że ma mniejsze możliwości działania na Bałkanach z racji wojny, czy społeczeństwo serbskie przejrzy na oczy, jeśli chodzi o prawdziwą naturę Kremla, Moskwy, rosyjskiego społeczeństwa? Jak odnoszą się do zbrodni, takich jak Rosjanie popełniają w Buczy, Iziumie?
Rosja nie jest tak silna, jak Serbom się wydawało, to jest powód, by przemyśleć stosunek do niej. Serbia ze względu na własną pamięć o konfliktach i ocenę roli Zachodu, ma poczucie, że jest to aktor, który "dba o swoje interesy", a to przede wszystkim stabilność, a nie demokracja czy prawa człowieka
Serbowie wyjeżdżają jednak często na Zachód, cenią rządy prawa. Od półtora miesiąca w Serbii mają miejsce duże protesty antyrządowe, po tragicznych strzelaninach, które miały miejsce w tym kraju. Zachód jednak ich nie popiera - Serbowie mają poczucie, że wspiera "ich autokratę". Społeczeństwo Serbii jest zatem rozczarowane Zachodem.
Temat zbrodni rosyjskich nie jest przez nich rozważany, nie ma mowy o deportacji dzieci, torturach, morderstwach, okupacji? Nie jest to przedmiotem debaty publicznej? Wydaje im się, że można utrzymywać relacje z państwem zbrodniczym, z Putinem, który jest zbrodniarzem wojennym?
W Polsce często wydaje się nam, że wszyscy na świecie wiedzą, co dzieje się na Ukrainie, jest to bowiem oczywiste. Tak nie jest. W Serbii mamy do czynienia z podobnym problemem, jak na Węgrzech.
REKLAMA
Jeśli rząd nie pozwala, by pewne informacje nie przedostawały się do społeczeństwa, tak się dzieje. Również na Węgrzech wojna na Ukrainie nie jest relacjonowana w taki sposób, jak ma to miejsce u nas.
To, co się dzieje na Ukrainie, dociera tam przez źródła rosyjskie. Co do zbrodni, mówi się, że nie wiadomo, czy do nich doszło, albo że miały mniejszą skalę niż się mówi, albo że dokonali tego Ukraińcy, albo że nie jest jasne, kto ich się dopuścił. Serbowie nie mają pełnej wiedzy o tym, co dzieje się na Ukrainie.
Niemniej jednak, widać pewne zmiany. Tuż po inwazji miały miejsce prorosyjskie demonstracje. Po informacjach o zbrodniach one ustały.
Nie jest tak, że Serbowie nie współczują Ukraińcom. Mają jednak poczucie, że Ukraińcy cierpią "przez Amerykę".
REKLAMA
To Rosja często powtarza w tych programach propagandowych, że Amerykanie rzucają Ukraińców na pożarcie. Nie dodają komu, ale to wszystko wina Departamentu Stanu - przekonują.
W Serbii nie ma nastrojów antyukraińskich, ale Serbowie uważają, że za wojnę odpowiadają USA, a Rosja "tylko się broni", broni swojej strefy wpływów.
I na tym kończą rozumowanie, nie dociekając dalej, gdzie jest ta strefa wpływów, kto zabił, kto wzywał do morderstw?
Tak. Serbowie także kojarzą obecną sytuację ze swoją historią - uważają, że Zachód oskarżał ich o zbrodnie, a były to w ocenie niektórych oskarżenia przesadzone. I teraz, niektórzy dodają, że tak samo oskarża się Rosję.
To trudna sytuacja, tym bardziej niepokojąca, że z losem Serbii powiązane są także perspektywy Bałkanów Zachodnich.
Oczywiście, bez demokratycznej Serbii nie będzie stabilnych Bałkanów. Obecnie Serbia nie jest demokratyczna i Bałkany nie są stabilne.
Należałoby podejść do tego problemu poważniej - to uwaga pod kątem Zachodu.
Rosji jest na rękę destabilizacja Bałkanów, bo to odciąga uwagę od tego, co dzieje się na wschodzie.
REKLAMA
A serbskie społeczeństwo chciałoby wejść do Unii Europejskiej?
Nie wierzy ono, że możliwe jest wejście Serbii do UE. Nie traktuje tego jako wiarygodnej perspektywy.
Wymagałoby to większego zaangażowania Zachodu. W Serbii mamy system ze znamionami typu autorytarnego, instytucje państwowe są w dużej mierze zawłaszczone, kontrolowane przez partię polityczną. Demokratyzacja będzie skomplikowana i trudna. Lokalnym liderom reformy się nie opłacają, bo podważą ich system władzy.
Władza w Serbii markuje swoje zainteresowanie UE, ale nie jest zainteresowana reformami, które mogłyby do niej doprowadzić.
Protesty po majowych strzelaninach w Serbii, w których brały udział dziesiątki tysięcy osób - tak można rozumieć - były de facto za demokratyzacją? Domagano się m.in. dymisji szefa wywiadu, szefa MSW oraz niezależności mediów, skończenia z szerzeniem kultury przemocy. Po tych protestach Vucić zapowiedział przyspieszone wybory.
REKLAMA
Tak, chodziło o demokratyzację Serbii. Jednak energia społeczna się wyczerpuje. Nie ma siły politycznej, która może uczynić pożytek z tego potencjału. W warunkach autorytarnych trudno jest działać partiom. Prezydent Aleksandar Vucić, gdy mówi o nowych wyborach, wie, że może je wygrać.
W Serbii stworzono system klientystyczny. Do serbskiej partii rządzącej należy 700 tysięcy osób, to ponad 10 procent społeczeństwa. Vucić wie, że ma dużą kontrolę nad społeczeństwem i jest w stanie zapewnić sobie wygraną.
Protesty w Serbii na rzecz demokracji mają miejsce cyklicznie od 2016 roku. Rząd zawsze stawia na ich "przeczekanie". Pozwala ludziom protestować do czasu, aż ich energia się wypali.
Obecnie protesty były bardzo duże, dawno nie widziano tak licznych demonstracji. Niemniej jednak nadchodzą wakacje, władze liczą, że nastroje się wyciszą.
REKLAMA
Przyspieszone wybory zapewne się odbędą?
Prawdopodobny termin to w mojej ocenie wiosna przyszłego roku. Autorytet partii rządzącej osłabł, stąd potrzebuje czasu, by odbudować poparcie.
Jak postrzega Pani perspektywy rozwiązania problemów Bałkanów Zachodnich?
Bardzo wiele zależy od Zachodu, od tego, jak chce ułożyć relacje z Kosowem i Serbią. Trzeba tu myśleć o długofalowym rozwiązaniu. Te ad hoc - są nietrwałe, często pogarszają i komplikują sytuację.
Potrzebna jest organizacja procesu pokojowego między Kosowem i Serbią, które przyniesie rozwiązanie stabilizujące sytuację.
REKLAMA
***
Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl
REKLAMA