Katastrofa Costy Concordii: uratowano parę nowożeńców
Mężczyzna i kobieta, pochodzący z Korei Południowej, są cali i zdrowi. Byli w podróży poślubnej.
2012-01-15, 07:31
Posłuchaj
Marek Lehnert z Rzymu: aresztowano kapitana statku 
Dodaj do playlisty
Strażacy usłyszeli wołanie dochodzące ze statku i dzięki temu szybko dotarli do kabiny, w której znajdowali się rozbitkowie.  Ocaleni to młode, świeżo po ślubie.  Oboje mają po 29 lat i rejs na pokładzie luksusowego wycieczkowca po  Morzu Śródziemnym miał być  największą atrakcją ich miesiąca miodowego i  podróży poślubnej.  
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
 Zostali przewiezieni karetką do  szpitala. Oboje są w dość dobrej formie, uwzględniając fakt, że na  ratunek czekali ponad dobę     - podała Ansa. Nie wiadomo, czy na  pokładzie statku są jeszcze inni ludzie. Ratownicy zamierzają  kontynuować poszukiwania także w niedzielę.
Trwa akcja ratunkowa
"Costa Concordia"  leży na lewej burcie na głębokości od 70 do   100 metrów. Część statku znajdującą się pod wodą nadal przeszukują   nurkowie. 
Po katastrofie luksusowego statku pasażerskiego, do której  doszło w piątek wieczorem koło wyspy Giglio u wybrzeży włoskiej  Toskanii, nadal poszukiwanych jest około 50 - 60 osób. Zginęło dwóch obywateli Francji oraz Peruwiańczyk - członek załogi  jednostki.          
Wiadomo, że na pokładzie "Costa Concordii" było 12 Polaków.  Polski konsulat dotarł na razie do 11 z nich.  Z dwunastki trzy osoby to  członkowie załogi, pozostali - to pasażerowie-turyści. Trwa ustalanie  losów jednej osoby.        
Katastrofa Costa Concordii
"Costa Concordia" weszła na skały koło wyspy Giglio kilka godzin  po wypłynięciu w rejs po Morzu Śródziemnym z portu Civitavecchia. Mocno  się przychyliła, a następnie przewróciła i częściowo zatonęła. 
Na  pokładzie było 4229 pasażerów i członków załogi. Większość opuściła  statek na łodziach i tratwach ratunkowych, ale niektórzy skakali do  morza. Uratowani twierdzą, że po katastrofie na statku zapanował chaos  jak na "Titanicu".          
Kapitan aresztowany
Kapitan i pierwszy oficer "Costa Concordii" zostali aresztowani.  Prokuratura zarzuca im nieumyślne spowodowanie śmierci pasażerów. 52-letni kapitan Francesco Schettino powiedział włoskiej telewizji, że  nie zbaczał z kursu, a skał, na które wpadł, nie było na mapie. 
Podobnie  szef kompanii Costa Crociere, do której należy "Costa Concordia"  utrzymuje, że jednostka trzymała się kursu  Jednak jeden z dziennikarzy,  który obserwował wydarzenia z wyspy Giglio twierdzi, że statek płynął  za blisko brzegu.          
Nadzorujący postępowanie prokurator z pobliskiego miasta Grosseto  również wyraził przekonanie, że to niewłaściwy manewr kapitana  doprowadził do tragedii. - Kapitan bardzo niezręcznie zbliżył się do wyspy Giglio. Statek uderzył o  skałę, która wbiła się w lewy bok, wskutek czego przechylił się i  nabrał mnóstwo wody w ciągu dwóch-trzech minut - powiedział prokurator  Francesco Verusio. 
 Prowadzący dochodzenie badają także hipotezę, że kapitan obrał  specjalnie kurs w kierunku pięknie oświetlonej wyspy, by pokazać ją  uczestnikom rejsu i pozdrowić syreną mieszkańców. O tym, że taki zwyczaj  panuje, przypomniał tamtejszy burmistrz. 
Według armatora, kapitan natychmiast po uderzeniu w skały znalazł się na mostku i  podejmował decyzje mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa pasażerom.  Dał komendę do ewakuacji, ale szybkie nabieranie wody przez jednostkę  oraz równie szybko postępujący przechył jednostki zakłócił ewakuację i  opuszczanie tratw i szalup ratunkowych. Jednak  pasażerowie mówią o zbyt wolnej, chaotycznej akcji ratowniczej.
IAR,PAP,kk