"Dobranoc. Do widzenia. Cześć. Giniemy!!!"
To była największa katastrofa w dziejach polskiego lotnictwa cywilnego. 25 lat temu, 9 maja 1987 r. samolot LOT-u rozbił się w warszawskim Lesie Kabackim. Zginęły 183 osoby.
2012-05-09, 07:21
Posłuchaj
Lot rozpoczął się o godz. 10.18 rano. Radziecki IŁ-62M "Tadeusz Kościuszko" należący do Polskich Linii Lotniczych LOT wystartował z Okęcia do Nowego Jorku. Na pokładzie była 11-osobowa załoga i 172 pasażerów.
O godz. 10.40 popsuł się jednen z czterech silników. Na pokładzie samolotu, który był wtedy nad Grudziądzem, wybuchł pożar. Piloci postanowili zawrócić. Rozważano awaryjne lądowanie na lotnisku w Modlinie, ostatecznie zdecydowali się na Okęcie - warszawski port mógł najszybciej zapewnić pomoc służb ratowniczych.
Do Okęcia jednak nie dolecieli. O godz. 11.12 maszyna rozbiła się w Lesie Kabackim. "Dobranoc!!! Do widzenia!!! Cześć!!! Giniemy!!!" - to zapis ostatnich słów, które zarejestrowała czarna skrzynka z kabiny pilotów.
REKLAMA
Wybuch ściągnął w pobliże katastrofy mieszkańców okolicznych domów, już po kilku minutach od tragedii miejsce katastrofy otoczyło wojsko i funkcjonariusze ZOMO. Według relacji świadków, zebranych w książce Jarosława Reszke "Cześć, giniemy! Największe katastrofy w powojennej Polsce" wydanej w 2001 r., widok miejsca tragedii był makabryczny. Większość szczątków przewieziono do Zakładu Medycyny Sądowej w Warszawie. Żadne z ciał nie było w całości. Na cmentarzu w Wólce Węglowej ustawiono specjalny namiot, by tam rodziny ofiar mogły zidentyfikować zabitych.
Bezpośrednią przyczyną katastrofy była "awaria łożyska podpory pośredniej wału silnika". Pękł wał podczas zwiększania jego mocy. Doszło do rozkręcenia się i rozpadnięcia turbiny jednego z silników na lewej burcie samolotu.Strona radziecka długo nie mogła pogodzić się z tymi ustaleniami. Twierdziła, że o katastrofie zdecydowały błędy pilotów, a uszkodzenia silników powstały dopiero w wyniku zderzenia maszyny z ziemią. Jednak 25 lat po katastrofie nikt nie kwestionuje jej przyczyn.
Wadliwe konstrukcyjnie IŁ-y 62M wycofano z eksploatacji dopiero w latach 91-92. Dziś jedna z ulic warszawskiej dzielnicy Ursynów nosi imię pierwszego pilota maszyny tego rejsu Zygmunta Pawlaczyka.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH >>>
REKLAMA
Był jednym z najbardziej doświadczonych polskich pilotów. Według świadków, właśnie jemu mieszkańcy dzielnicy Ursynów zawdzięczają, że w ostatniej chwili skierował maszynę w stronę lasu, chroniąc w ten sposób osiedla.
Aby uczcić pamięć zabitych, w Lesie Kabackim postawiono krzyż i tablicę z nazwiskami wszystkich ofiar.
PAP, tj
REKLAMA