Minister środowiska, Owen Paterson ostrzegał w piątek mieszkańców przybrzeżnego pasa wschodniej Anglii, że to jeszcze nie koniec, bo nadchodzą następne wysokie przypływy. Wtórował mu rzecznik Agencji do spraw Środowiska. - Wiele osób spędziło w niewygodach noc poza domem i można zrozumieć, że chcą wrócić. Ale apelujemy o dalszą czujność.
O huraganach szalejących nad Polską i Europą - tu czytaj więcej>>>
Między 18 a 23 czasu polskiego wzdłuż brzegów Morza Północnego przesunęła się kolejna, już trzecia w ciągu doby wysoka fala. Nie towarzyszyła jej już jednak potężna wichura, która w piątek dodatkowo spiętrzała wodę. W podobnej sytuacji 60 lat temu, morze zalało wiele wsi, miasteczek i izolowanych farm zabijając ponad 300 osób. Tym razem były tylko straty materialne- zalane mieszkania, samochody, zdewastowane sklepy, puby, zniszczone domy letniskowe i zamulona kanalizacja. Byłyby jednak o wiele większe bez kosztownych wałów i ruchomych barier przeciwzalewowych, jakie wzniesiono w Anglii w minionym półwieczu. Największa z nich, na Tamizie, uchroniła przed wylewem wschodnie dzielnice brytyjskiej stolicy.
We wcześniejszych, czwartkowych wichurach, które potem przesunęły się nad kontynent europejski, w Wielkiej Brytanii zginęły dwie osoby - kierowca przewróconej ciężarówki.
REKLAMA
Czytaj też<<<Anglia: największe fale od 30 lat. Ryzyko powodzi>>>
IAR,kh