Pozycja przeklęta. Brak lewych obrońców to kłopot nie tylko reprezentacji Polski
W życiu pewne są tylko trzy rzeczy: śmierć, podatki i problemy piłkarskiej reprezentacji Polski z obsadzeniem pozycji lewego obrońcy. Ostatnie eksperymenty Jerzego Brzęczka nie przyniosły w tej materii rewolucji. Pewnym pocieszeniem dla polskich fanów może być fakt, iż brak klasowych lewych defensorów jest przypadłością zdecydowanej większości reprezentacji, również tych dużo wyżej notowanych od biało-czerwonych.
2018-10-16, 22:42
Jeśli prześledzimy losy reprezentacji Polski od lat 60. XX wieku, gdy zaczęto upowszechniać system gry z czwórką obrońców (wśród których niebagatelną rolę odgrywał grający najbliżej bramki libero), należy przyznać, iż bywały lata, kiedy obsada lewej flanki defensywy nie wywoływała ogólnonarodowego bólu głowy.
Tłuste lata polskiej lewej obrony
Niezapomniane dla polskich kibiców mistrzostwa świata w 1974 roku to okres bardzo solidnej postawy Adama Musiała, który świetnie poradził sobie z zadaniem zastąpienia jednego z najlepszych wówczas lewych obrońców w Europie - Zygmunta Anczoka. Ten drugi to legendarny defensor Górnika Zabrze, który wcześniej zdobył złoty medal olimpijski oraz dostąpił zaszczytu występu w pożegnalnym meczu słynnego Lwa Jaszyna. Niestety, Anczok zakończył karierę w wieku zaledwie 28 lat ze względu na ciężki uraz kości śródstopia.
Po okresie dominacji Anczoka i Musiała, polskiej kadrze po raz pierwszy zaczęło brakować typowego lewego defensora. Na tej pozycji wystawiano zawodników przesuwanych z innych miejsc linii obrony, a nawet pomocy. I tak podczas MŚ w 1978 czy zakończonego zdobyciem kolejnego trzeciego miejsca na świecie mundialu w 1982 roku na lewej flance grywali tacy piłkarze jak Henryk Maculewicz, Stefan Majewski czy Jan Jałocha, którzy równie dobrze czuli się na środku defensywy, bądź na jej prawej stronie.
Druga połowa lat 80. to z kolei rywalizacja Marka Ostrowskiego (uczestnik MŚ 1986) z Dariuszem Wdowczykiem. Ten drugi jest przez wielu uznawany za ostatniego nominalnego lewego defensora na odpowiednio wysokim poziomie, jakiego posiadała reprezentacja Polski. Piłkarzem równie wysokiej klasy był następca "Wdowca" w kadrze narodowej - Marek Koźmiński, którego reprezentacyjna przygoda trwała dekadę (1992-2002). Obecnego wiceprezesa PZPN-u trudno nazwać jednak nominalnym obrońcą, gdyż równie dobrze czuł się też na lewej pomocy - choćby Jerzy Engel podczas zwycięskich eliminacji mistrzostw świata w Korei Południowej i Japonii wystawiał Koźmińskiego w drugiej linii, natomiast bocznym defensorem był Michał Żewłakow, który niedługo później został przekwalifikowany na stopera.
REKLAMA
Bronowicki nie zbawił kadry
Paweł Janas stawiał natomiast na Tomasza Rząsę, jednak niespodziewanie nie zabrał byłego piłkarza Feyenoordu Rotterdam na mistrzostwa świata w 2006 roku. W Niemczech w rolę lewego defensora jeszcze raz musiał się wcielić Żewłakow. Kilka miesięcy później wydawało się, iż nowy selekcjoner - Leo Beenhakker odkrył dla kadry lewego obrońcę na lata. Niezapomniany mecz z Portugalią stał bowiem pod znakiem popisów Grzegorza Bronowickiego. Grający wówczas w Legii Warszawa piłkarz całkowicie wyłączył z gry samego Cristiano Ronaldo. Niestety, kariera Bronowickiego nie potoczyła się tak, jak zakładano. Po transferze do Crvenej Zvezdy Belgrad piłkarza zaczęły prześladować urazy, przez co nie znalazł się w kadrze na Euro 2008, gdzie na lewej obronie wystąpił nominalny prawy defensor - Paweł Golański.
Źródło: YouTube/Mariusz Nieradka
Bronowicki niebawem wrócił do kraju, by grać w Górniku Łęczna. Po 2008 roku nigdy nie wystąpił już w narodowych barwach. Ostatnia dekada to zresztą okres największych kłopotów z obsadzeniem tej pozycji w reprezentacji Polski. Przez lata funkcję "strażaka" pełnił Jakub Wawrzyniak. Były defensor m.in. Legii, Panathinaikosu Ateny i Lechii Gdańsk znalazł się w drużynie narodowej podczas trzech turniejów finałowych mistrzostw Europy, jednak w ich trakcie wystąpił tylko w jednym meczu.
- W kadrze zastępuję piłkarza, którego nie ma - żartował kiedyś, wskazując na ciągłe kłopoty ze znalezieniem lewego defensora na odpowiednim poziomie.
REKLAMA
Jak trwoga, to do Wawrzyniaka
Nadzieją części środowiska był jeden z tzw. "farbowanych lisów" - Sebastian Boenisch. Mający za sobą złoty medal młodzieżowych mistrzostw Europy w barwach reprezentacji Niemiec defensor zadebiutował w polskiej kadrze we wrześniu 2010 roku w starciu z Australią. Urodzony w Gliwicach piłkarz, mimo często nękających go kontuzji, był faworytem ówczesnego selekcjonera Franciszka Smudy do gry podczas mistrzostw Europy w 2012 roku. Na polsko-ukraińskim turnieju lewy defensor wystąpił zresztą we wszystkich trzech meczach, jednak w powszechnym mniemaniu został uznany za jednego z ojców klęski biało-czerwonych. Boenisch zagrał jeszcze pięciokrotnie w kadrze prowadzonej przez Waldemara Fornalika, gdzie również nie zbierał dobrych not. Jego kariera klubowa także nie potoczyła się najlepiej: od ponad roku były kadrowicz pozostaje bez klubu, po odejściu z TSV 1860 Monachium.
Źródło: YouTube.com/MrKacu997
Kolejni selekcjonerzy, łącznie z Adamem Nawałką, nie mogli przekonać się do Wawrzyniaka, choć ten w większości swoich reprezentacyjnych występów nie zawodził. Wielu kibiców do dzisiaj kojarzy go jednak z niefortunnego poślizgu podczas towarzyskiego meczu z Niemcami w 2011 roku, co przeszkodziło biało-czerwonym w pokonaniu słynnego rywala. Nawałka na początku swojej selekcjonerskiej przygody próbował zresztą eksperymentów, które z perspektywy czasu należy uznać za nieudane. Pierwsze dwa zgrupowania stały pod znakiem powołań dla takich defensorów, jak Rafał Kosznik, Tomasz Brzyski czy Adam Marciniak. Wspomniany tercet lewych obrońców szybko stracił miejsce w drużynie.
REKLAMA
Rywalizacja skrzydłowego ze stoperem
Nawałka rywalizację na tej newralgicznej pozycji oparł na Macieju Rybusie i Arturze Jędrzejczyku. Pierwszy z nich, wcześniej grający jako skrzydłowy, mocną pozycję w kadrze uzyskał w końcówce eliminacji do mistrzostw Europy 2016. Niestety, kontuzja barku wykluczyła go z udziału w tym turnieju. Następnie przegrana rywalizacja o miejsce w składzie Olympique Lyon sprawiła, iż wyżej stać zaczęły akcje Jędrzejczyka, który na francuskim Euro spisał się bardzo dobrze.
Popularny "Jędza" to zresztą kolejny zawodnik "zaimportowany" na lewą defensywę z innej pozycji. Wcześniej występował bowiem jako prawy obrońca lub stoper. Na tej ostatniej pozycji gra zresztą od niedawna w Legii, w której miewał wcześniej problemy z regularnymi występami. Gdy Rybus zmienił klub i wywalczył miejsce w składzie Lokomotiwu Moskwa, po raz kolejny doszło do zmiany w rankingu Adama Nawałki. Na mundialu w Rosji to Rybus wystąpił w dwóch pierwszych meczach, po których biało-czerwoni stracili szanse na awans. W starciu z Japonią zagrał zaś Jędrzejczyk.
Obaj nie zachwycili, a Rybus dodatkowo został zapamiętany za sprawą słów wypowiedzianych na gorąco po porażce z Kolumbią.
- Ćwiczyliśmy dwa warianty i tak zamieszaliśmy, że w końcu nie widzieliśmy, jak grać - mówił wówczas, co spotkało się z ripostą selekcjonera. Adam Nawałka przekonywał, iż słowa Rybusa to... lapsus językowy.
REKLAMA
Reca lekiem na problemy?
Następca Nawałki - Jerzy Brzęczek nie zdecydował się na rewolucję w kadrze. Lewej strony bloku defensywnego nie ominęły jednak zmiany. W meczach z Włochami w Bolonii i Irlandią we Wrocławiu wobec kontuzji Rybusa i problemów Jędrzejczyka w Legii, selekcjoner postawił na swego byłego podopiecznego z Wisły Płock - Arkadiusza Recy, którego zmiennikiem był Rafał Pietrzak. W październikowym starciu z Portugalią wystąpił już Jędrzejczyk. Przegrany mecz z Włochami rozpoczął natomiast Reca, który na pięć minut przed końcem zgłosił uraz. Zawodnika Atalanty Bergamo zmienił Jędrzejczyk, który już w doliczonym czasie gry fatalnie zachował się przy bramce dla Italii, kompletnie odpuszczając krycie Cristiano Biraghiego...
Źródło: TVP Sport
Niestety, kolejne mecze pod wodzą Jerzego Brzęczka nie tylko nie rozwiązały kłopotu z obsadą lewej flanki, ale wręcz go pognębiły. Na Recę spadła fala krytyki za fakt, że w końcówce meczu prosił o zmianę. Niezależnie od tych głosów, zawodnik, który po transferze do Serie A często nie łapie się nawet na ławkę rezerwowych klubu z Bergamo, na boisku nie pokazał, by jego obecny poziom predysponował go do gry w pierwszym składzie reprezentacji.
- Niektórzy piłkarze nie prezentują poziomu, jakiego potrzebuje reprezentacja - z goryczą po meczu z Włochami przyznał Marek Koźmiński.
REKLAMA
Reca, który jest kolejnym bocznym obrońcą zaczynającym karierę jako skrzydłowy, był jednym ze słabszych punktów kadry w jesiennych spotkaniach. Możliwe więc, iż były znakomity lewy defensor miał na myśli m.in. młodszego kolegę po fachu. Równie kiepsko wypadł Jędrzejczyk, który w meczu z Portugalią często dawał się ogrywać rywalom, a w spotkaniu z Włochami zawinił przy golu. Wydaje się, że po raz kolejny kibice muszą czekać na powrót wciąż leczącego uraz pachwiny Rybusa...
Wolimy obcokrajowców
Powodów do optymizmu nie ma, gdy zastanowimy się, kto mógłby zastąpić aktualnie powoływanych. Dziennikarz "Przeglądu Sportowego" zwrócił w mediach społecznościowych uwagę na fakt, iż większość ekstraklasowych klubów na pozycji lewego obrońcy preferuje obcokrajowców. Trójka najlepszych w ostatnich sezonach zespołów stawia na piłkarzy z zagranicy. Pewniakiem w warszawskiej Legii jest Czech Adam Hlousek, a Jędrzejczyk występuje tam na środku defensywy. W Jagiellonii Białystok następcą Piotra Tomasika został Brazylijczyk Guilherme Sitya, który sprawił, że nikt na Podlasiu nie płacze już po Polaku, który w sezonie 2016/2017 zaliczył aż 12 ligowych asyst. Tomasik w przerwie zimowej poprzednich rozgrywek zdecydował się bowiem przejść do Lecha, ale w Poznaniu od początku przegrywa rywalizację z Ukraińcem Wołodymyrem Kostewyczem. Zawodnik, który jeszcze niedawno był polecany do reprezentacji, obecnie musi martwić się o miejsce na ławce rezerwowych Lecha.
Nie wszyscy mają w składzie Marcelo
Kiepskim pocieszeniem dla polskich fanów może być fakt, iż nie od dzisiaj pozycja lewego obrońcy jest piętą achillesową w wielu innych, często dużo bardziej zaawansowanych piłkarsko, krajach. Wydaje się, iż tylko Brazylijczycy, Francuzi i Hiszpanie nie muszą martwić się o odpowiednie zabezpieczenie tej pozycji na poziomie reprezentacyjnym. Niekwestionowanym numerem jeden cały wśród "Canarinhos" jest defensor Realu Madryt Marcelo, ale czuje on oddech wielkiego nieobecnego mundialu w Rosji - Alexa Sandro z Juventusu. Na MŚ kosztem tego drugiego pojechał Filipe Luis Kasmirski, jednak odkąd stracił miejsce w składzie Atletico Madryt, jego szanse na grę w drużynie narodowej zmalały.
REKLAMA
Obecnie mający polskie korzenie zawodnik musi ostro walczyć o miejsce w składzie z Francuzem Lucasem Hernandezem. Aktualny mistrz świata ma wysokie notowania u trenera Diego Simeone. Również selekcjoner Didier Deschamps widzi w nim pewniaka po udanym mundialu. "Trójkolorowi" mają też inne ciekawe opcje, takie jak obrońca Manchesteru City Benjamin Mendy, który wraca do wysokiej formy po ciężkim urazie kolana. Do niedawna Deschamps powoływał również Layvina Kurzawę, jednak ten jest obecnie daleko od wyjściowego składu PSG, a poza tym doskwiera mu kontuzja pleców.
Co ciekawe, Kurzawa to kolejny lewy obrońca o polskim pochodzeniu. Swego czasu, podobnie jak Filipe Luis, był rozpatrywany jako potencjalny reprezentant naszego kraju, jednak wobec zainteresowania ze strony Francuzów, do żadnych konkretów w tej sprawie nie doszło. Syn Gwadelupczyka i Polki ma już na koncie dziewięć występów w barwach "Trójkolorowych".
Selekcjoner Hiszpanów - Luis Enrique na pozycji lewego obrońcy ma tak duży wybór, iż może rezygnować z piłkarza FC Barcelony - Jordiego Alby. Powodem braku powołań dla byłego mistrza Europy są najprawdopodobniej prywatne animozje między oboma panami z czasów, gdy Enrique pracował w "Dumie Katalonii". Hiszpański selekcjoner woli obecnie powoływać nieobecnych na rosyjskim mundialu Marcosa Alonso z Chelsea oraz Jose Luisa Gayę z Valencii. Ten pierwszy ma pewne miejsce w składzie londyńskiego klubu od dwóch lat, ale w kadrze wystąpił dopiero trzykrotnie.
Drugoligowiec w składzie Niemiec
Inne czołowe reprezentacje świata są w bliższym problemom Polski położeniu. Widać to na przykładzie Niemiec. Gdy podopieczni Joachima Loewa przed czterema laty zdobywali w Brazylii mistrzostwo świata, na lewej stronie defensywy biegał nominalny stoper Benedikt Howedes. W kolejnych latach jego miejsce zajął Jonas Hector. Piłkarz ten często zbierał za swe występy pochwały, ale jego problemem jest, że aktualnie występuje zaledwie w drugoligowym Koeln. Aktualnie alternatywą dla Loewa może być Antonio Ruediger. Ciemnoskóry stoper Chelsea lepiej czuje się jednak w środku formacji obronnej.
REKLAMA
Nienajlepiej wygląda także sytuacja na omawianej pozycji w drużynach rywali Polaków w tegorocznej edycji Ligi Narodów. W ostatnich latach pewniakiem w barwach Portugalii był Raphael Guerreiro. Obrońca Borussii Dortmund błyszczał podczas Euro 2016, ale dwa lata później zawiódł na mistrzostwach świata. Ponadto coraz częściej nękają go kontuzje. Na październikowe mecze kadry powołano więc Mario Rui, grającego na co dzień w Napoli. W meczu z Polską rozegrał on cały mecz. Obecnie wydaje się być faworytem do gry w wyjściowym składzie, lecz może się to zmienić, gdy do zdrowia wróci jego rywal z Napoli - Algierczyk Faouzi Ghoulam. Bez regularnej gry w klubie, Rui może nie być pierwszym wyborem Fernando Santosa.
Szeroko omawiany ostatnio kryzys reprezentacji Włoch przejawia się także na pozycji lewego obrońcy. Czasy, gdy była ona zajmowana przez graczy pokroju Paolo Maldiniego, Gianluki Zambrotty czy Fabio Grosso dawno minęły. Obecnie o miejsce w składzie walczą mało doświadczony Cristiano Biraghi z Fiorentiny oraz rutynowany Domenico Criscito, który obecnie gra w będącej ligowym średniakiem Genoi. Bramka zdobyta w meczu z Polską może wywindować na prowadzenie w tej rywalizacji Biraghiego, choć były piłkarz m.in. Juventusu oraz Zenitu Sankt Petersburg nadal ma mocną pozycję w drużynie narodowej.
Także Anglikom brakuje dzisiaj lewego obrońcy najwyższej klasy. Mundialowym pewniakiem u Garetha Southgate'a był Ashley Young, którego wielu kibiców wciąż pamięta pewnie jako błyskotliwego skrzydłowego. W meczach Ligi Narodów angielski selekcjoner stawiał z kolei na mającego za sobą zdrowotne i osobiste problemów Luke'a Shawa, który w domowym meczu z Hiszpanią odniósł poważną kontuzję oraz niedoświadczonego Bena Chilwella z Leicester City. W porównaniu z MŚ, także trener wicemistrzów globu - Zlatko Dalić zmienił obsadę lewej strony defensywy. Ciężka kontuzja Ivana Strinicia wymusiła na nim postawienie na obrońcę Dynama Kijów - Josipa Pivaricia. Obaj to uznani piłkarze, choć w porównaniu z kolegami z innych formacji, daleko im do miana gwiazd chorwackiego futbolu.
Południowoamerykańskie potęgi to kolejne drużyny z topu, które narzekają na brak lewych defensorów. Urugwajczycy podczas mundialu musieli ratować się doświadczonym Martinem Caceresem, który jednak najlepiej czuł się jako stoper. Lepiej wyglądają perspektywy Argentyny. Nicolas Tagliafico na MŚ jeszcze nie błyszczał, ale w Ajaksie Amsterdam pokazał, iż dobre wyszkolenie techniczne oraz nieustępliwość mogą sprawić, że w najbliższym czasie doszlusuje do grona najlepszych na świecie na swojej pozycji.
REKLAMA
Jak widać, brak lewego obrońcy na odpowiednim poziomie nie jest tylko polskim problemem. Kibiców w naszym kraju powinno jednak niepokoić, iż polska piłka zmaga się z tym kłopotem co najmniej od dekady... Poprawy na horyzoncie nie widać. Pozostaje nam liczyć, że Reca odnajdzie się w Bergamo, co pozwoli mu na systematyczne podwyższanie poziomu. Póki co, wygląda jednak, iż walkę o miejsce na lewej flance linii obronnej znowu toczyć będą kojarzony przez wielu fanów jako skrzydłowy Rybus oraz Jędrzejczyk, od pewnego czasu występujący w klubie jako stoper. Na lewego obrońcę grającego na lewej obronie będziemy musieli jeszcze długo poczekać...
Paweł Majewski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA