Liga Mistrzów: Barcelona - Inter. Pojedynek władców "triplete" i rewanż za porażkę "tiki-taki" w 2010 roku

W środowym meczu Ligi Mistrzów "Duma Katalonii" podejmie na Camp Nou Inter Mediolan w nieformalnym rewanżu za wydarzenia z 2010 roku. Czy po latach posuchy i gry poniżej oczekiwań wiernych kibiców Włosi wrócą na szczyt?

2018-10-24, 11:10

Liga Mistrzów: Barcelona - Inter. Pojedynek władców "triplete" i rewanż za porażkę "tiki-taki" w 2010 roku
Stadion FC Barcelony - Camp Nou. Foto: Wikimedia Commons/CC BY SA

Mecz na Camp Nou to walka o prymat w grupie B, w której los skojarzył trzy kultowe firmy europejskiej piłki - Barcelona, Inter i PSV należą do elitarnego klubu zdobywców "triplete". Czwartym do brydża jest londyński Tottenham, co czyni ten kwartet klasyczną "grupą śmierci". Barcelona - Inter to zatem mecz, który ustawi przyszłość układu sił w grupie.

Do nieformalnego klubu należą jeszcze Ajax, Bayern, Manchester United i Celtic. Tylko te europejskie kluby zdobywały w jednym sezonie tytuł  mistrza, krajowy puchar, oraz laur dla najlepszej klubowej drużyny w Europie. Już ten fakt dodaje smaczku rywalizacji, która jest klasykiem europejskiego futbolu - również przez wzgląd na ilość graczy "ex": takich, którzy grali w obydwu drużynach. Są to m.in:  Ronaldo, Maxwell, Rafinha, Ibrahimović, Eto, Motta czy Coutinho - czołowe postaci europejskiej piłki, co pozycjonuje rywalizację "Neroazzurri" z "Blaugrana" bardzo wysoko. 

- Kiedy grasz na Camp Nou, to Barca zawsze jest faworytem, ale musimy wierzyć w siebie, nie zgrzeszyć arogancją i wykorzystać, że mamy dobrą passę - powiedział na przedemeczowej konferencji prasowej Luciano Spalletti, trener Interu.

REKLAMA

Emocje sięgają zenitu także dlatego, że z powodu kontuzji nie zagra Leo Messi, co obniża szanse Barcy, ale i zwiększa szanse na wyrównany i atrakcyjny mecz, do którego Inter przystąpi zdudowany, ale też obity po Derby della Madonnina, w których pokonał AC Milan 1:0. Brak Argentyńczyka u gospodarzy równoważy absencja Nainggolana, który jest innym typem piłkarza, ale nie mniej ważnym dla gry gości. Ciekawie zapowiada się rywalizacja finezji gospodarzy z siłą taktyczną i fizyczną Interu, któremu przecież nie brakuje przymiotów technicznych, a Mauro Icardi złapał właśnie wiatr w żagle i stawiany jest w jednym rzędzie z Harry Kane'em, Robertem Lewandowskim i Cristiano Ronaldo... 

Najciekawszym podtekstem spotkania pozostaje jednak status nieformalnego rewanżu za wydarzenia sprzed ośmiu lat, kiedy to obydwie drużyny mierzyły się w LM aż cztery razy. W sezonie 2009/10 los skojarzył te dwie firmy w rozgrywkach grupowych, a potem w półfinale. Przypomnijmy sobie, jak to było....

Drugi sezon "The Special One" i świetne mercato: powoli powstaje armada nie do zatrzymania

Był sezon 2009/10, drugi rok pracy Jose Mourinho w Mediolanie, który zdobył tytuł w pierwszym sezonie gry dla Massimo Morattiego, ale nie dał charyzmatycznemu prezesowi upragnionego sukcesu w Europie. W 1/8 finału LM "Neroazzurri" trafili na  Manchester United i byli w dwumeczu gorsi (0:0 i 0:2) mimo, że mieli w składzie m.in Adriano oraz Zlatana Ibrahimovicia.

REKLAMA

Portugalczyk wyciągnął wnioski, przedstawił Morattiemu listę zakupów. Do Mediolanu przyjechali m.in Lucio (z Bayernu) czyli środkowy obrońca potrafiący wyprowadzać piłkę, Thiago Motta - wolny, ale doświadczony i wszystko widzący metronom środka pola (zdobywca LM z Barceloną), Wesley Snejider - "trequartista" z krwi i kości, niechciany w Realu Madryt. Z Genui przybył "El Principe", czyli książe (a w zasadzie władca absolutny gry na linii spalonego) Diego Milito, a z Barcelony Samuel Eto. W drugą stronę podążył Zlatan Ibrahimović, który....chciał wygrywać w Europie.

Jakże przewrotny okazał się sportowy los w tamtym sezonie. "Ibracadabra" narzekał potem na to, że Pep Guardiola w ogóle z nim nie rozmawiał. W tym czasie Jose Mourinho zbudował armadę, która dotarła do zwycięskiego końca rozgrywek na Santiago Bernabeu, zgarniając po drodze co się dało we Włoszech. Nie było łatwo, ale tamten Inter rokował już w grach przedsezonowych.

Zawodnicy z Mediolanu po raz pierwszy od lat imponowali w nich iście drapieżną walecznością, co oznaczało, że metody Mourinho zaczynają działać. Nowe nabytki zgrywały się powoli z Julio Cesarem, Javierem Zanettim, Cristianem Chivu, Dejanem Stankoviciem, Walterem Samuelem i enfant terrible włoskiej piłki 19-letnim Mario Balottellim, który stał się w tamtym sezonie utrapieniem trenera oraz kibiców. 

Kijów punktem zwrotnym, Eto jako boczny obrońca, Balottelli rzuca koszulkę na ziemie i klatka na Messiego.

Rozgrywki grupowe skojarzyły w tamtym sezonie Barcelonę, Inter, Rubin Kazań oraz Dynamo Kijów. Gra szła na całego do samego końca, a drużyny ze wschodu nie były chłopcami do bicia. Mediolańczycy z "Blaugraną" zremisowali u siebie i gładko przegrali rewanż (0:2) w Barcelonie. W czterech meczach z Rubinem i Dynamo, Inter zgromadził tylko 8 punktów, z których kluczowe dla awansu były trzy wywalczone w niezwykłych okolicznościach na boisku w Kijowie. Gospodarze prowadzili 1:0 po trafieniu "kata Interu" z czasów gry w Milanie - Andrija Szewczenki. W ostatnich czterech minutach spotkania trafiali jednak Milito oraz Snejder i to Inter wyszedł z grupy na drugim miejscu.

REKLAMA

- To wtedy uwierzyliśmy w siebie, wtedy powstał zespół, który było stać na wszystko - mówili uczestnicy tamtych wydarzeń.

W 1/8 finału Inter trafił na Chelsea - drużynę, którą dwa sezony wcześniej prowadził "The Special One". Spotkania były niezwykle zacięte, ale machina Mourinho już połykała kolejnych rywali. Twarda, szczelna i konsekwentna obrona oraz zabójcze wyjścia z piłką i kontrataki były wodą na młyn Diego Milito i Samuela Eto, którego portugalski szkoleniowiec przekwalifikował w zawodnika skutecznie operującego na lewej flance - po całej długości boiska.

Ćwierćfinałowy los był łaskawy dla Javiera Zanettiego i spółki (łatwy dwumecz z CSKA Moskwa), ale już półfinał mógł spowodować drżenie łydek. Przeciwnikiem Interu była bowiem "tiki-taka" Pepa Guardioli w jej szczytowej formie. Znowu dał jednak o sobie znać geniusz Mourinho, który wymyślił coś co nazwano "La Gabbia" (klatka - przyp. autora) , w której zamknięto Messiego. Wokół najlepszego piłkarza rywali przez cały czas dwumeczu krążyło trzech rodaków: Javier Zanetti, Walter Samuel i Esteban Cambiasso, czyli tercet-synonim doskonałości defensywnej. Twardzi, doświadczeni, świetnie się ustawiający - odcinali Leo od podań i nie dawali szans na pokazanie talentu.

Źródło: YouTube/Bull Dozer

REKLAMA

Inter wygrał u siebie 3:1 i przed rewanżem zawodnicy poczuli, że "tiki - taka" jest do zdominowania. Cały zespół grał wtedy z pełnym poświęceniem i asekuracją - poza jednym zawodnikiem. W meczu, w którym nawet Samuel Eto nie wzdrygał się przed walką w defensywie, nieposłuszny poleceniom "Mou" był Mario Balottelli, którego w końcu zniecierpliwiony szkoleniowiec zdjął z boiska. Dwudziestolatek schodząc po meczu z murawy rzucił koszulkę w czarno niebieskie pasy na ziemię, co odebrano jako afront i przekreśliło autora gestu w oczach całego San Siro, które wybuczało piłkarza i do dzisiaj mu tego nie wybaczyło. Tuż po meczu Marco Materazzi chciał "ręcznie" temperować młokosa, w obronie którego wystąpił Ibrahimović.

Źródło: YouTube/Solo Inter

- Trzeba było dać mu spokój w tamtej chwili - powiedział były kolega z drużyny, a rywal tamtego dnia.

- Mario zepsuł nam radość ze zwycięstwa -  powiedział jednak "Il Capitano", czyli Javier Zanetti.

REKLAMA

Poświęcenie, wyrzucony Motta, "autobus" w defensywie i wielka radość z awansu do zwycięskiego finału

Do meczu rewanżowego Barca przystąpiła rozjuszona i z impetem ruszyła na gości, którzy bronili się czasem desperacko i z wykorzystaniem klasycznego "autobusu", ustawionego na własnym przedpolu. Sytuacja stała się tym bardziej dramatyczna po wyrzuceniu z boiska Thiago Motty, który dwa razy z rzędu nieprzepisowo ścierał się z Sergio Busquetsem, za co obejrzał dwie żółte kartki i pozostawił kolegów w dziesięciu przeciwko furii nacierającej "Blaugrany".

Źródło: YouTube/Queen3036

Gospodarze w końcu zdobyli gola, ale dopiero w 84. minucie - za sprawą trafienia Pique. Było jednak za późno wobec postawy rywali, zwłaszcza świetnego meczu, jaki rozgrywał między słupkami Julio Cesar. Jego parada przy strzale Messiego przeszła do historii futbolu. Inter odprawił Barcelonę i awansował do finału, w którym Diego Milito dwa razy trafił do bramki Bayernu, a Javier Zanetti mógł podnieść puchar dla zdobywców tytułu. Zaraz potem przekazał go Massimo Morattiemu, który tym samym dorównał legendzie ojca Angelo, który jako sternik "Neroazzurrich" zdobywał Puchar Europy w latach 1964 i 1965. 

To były inne czasy dla Barcelony i włoskiej piłki, ostatnie tak bogate w sukcesy. Od tamtej chwili drużyny z Italii nie sięgnęły po trofeum w rozgrywkach europejskich. Model szkoleniowo-biznesowy, spuścizna Johana Cryffa i maestria idei La Masii powodują, że Barcelona jest cały czas na topie, do którego po latach posuchy,  i gry poniżej oczekiwań wiernych kibiców,  stara się powrócić Inter. 

REKLAMA

Czy poczują oni namiastkę tamtej radości, zobaczymy na boisku, ale w Mediolanie (nie żeby być przesądnym) podkreśla się po cichu, że finał tegorocznej Ligi Mistrzów jest znowu w Madrycie....i na pewno to również Barcelonę motywuje podwójnie.

24.10.2018, Barcelona Estadio Camp Nou godz.20.45

Barcelona - Inter

Przypuszczalne składy:

BARCELONA (4-3-3): Ter Stegen; Semedo, Piqué, Lenglet, Jordi Alba; Rakitic, Busquets, Arthur; Dembelé, Suarez, Coutinho.

INTER (4-2-3-1): Handanovic; D'Ambrosio, de Vrij, Skriniar, Asamoah; Vecino, Brozovic; Politano, Borja Valero, Perisic; Icardi.

Hubert Borucki, PolskieRadio24.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej