Artur Szpilka zwycięski, ale wciąż nieprzekonujący. Czy Polak ma przyszłość w wadze ciężkiej?

2018-11-13, 15:44

Artur Szpilka zwycięski, ale wciąż nieprzekonujący. Czy Polak ma przyszłość w wadze ciężkiej?
Artur Szpilka przyjmuje cios od Mariusza Wacha. Foto: PAP/Andrzej Grygiel

W weekend Artur Szpilka pokonał na punkty Mariusza Wacha, jednak w końcówce wróciły do niego stare demony. To zwycięstwo potwierdziło, że 29-latkowi wiele brakuje do światowej czołówki.

Na początku wypada przyznać, że najważniejsza walka gali w Gliwicach mogła się podobać, głównie ze względu na emocje, które przyniosła. Szpilka od pierwszych rund wydawał się lepszy, dobrze punktował, realizując strategię na tę walkę. Wach nie mógł zbyt wiele zdziałać - był wolny, a jego ataki przewidywalne.

Koszmary wracają

Wach szukał przede wszystkim uderzeń prawą ręką, starał się iść do przodu, ale przez większość czasu młodszy o 9 lat pięściarz kontrował, a "Wiking" nie forsował tempa, schowany za gardą i uderzający zbyt rzadko. Problem w tym, że dwa razy w tej walce pokazał swoje najgorsze nawyki, które za wszelką cenę chciał z jego boksu wyplenić Andrzej Gmitruk. 

Choć rywal nie imponował szybkością, to nawet pojedyncze ciosy okazały się zagrożeniem. W szóstej rundzie Szpilka po mocnym uderzeniu opuścił ręce, pokazując, że nic mu się nie stało. Bez gardy tańczył przy linach, prowokując Wacha do ataku. Dokładnie w ten sam sposób przegrał walkę z Adamem Kownackim, wcześniej identycznie zachowywał się w starciu z Bryantem Jenningsem. Podobnych obrazków mieliśmy już nie oglądać.

"Wiking" nie wykorzystał swojej szansy. Koncentracja wróciła, kiedy do akcji wkroczył Gmitruk. Krzykiem i przekleństwami obudził zawodnika, ale potwierdziło się, jak wiele problemów ma on w sferze mentalnej. Dyscypliny starczyło na kolejne kilkanaście minut. W samej końcówce walki Wach dostał kolejny prezent. 

Ile zabrakło do tego, by "Szpila" został znokautowany? Biorąc pod uwagę to, w jakim stanie był po nokdaunie w końcówce dziesiątej rundy, można stwierdzić, że w najlepszym razie kilkanaście sekund. Słaniający się na nogach, walczący o przetrwanie, mający jedyną nadzieję w postaci gongu. Po walce pytał dziennikarzy, w której rundzie był nokdaun, co tylko pokazuje, w jakich tarapatach się znalazł.

Gdyby pojedynek był zakontraktowany na 12, a nie na 10 rund, to Wach byłby zwycięzcą. W sobotnią noc przegrał na własne życzenie.

Problemy nic nie znaczą? Kibice cały czas chcą "Szpili"

Zwycięstwo Szpilki nie jest sensacją, jednak trudno się dziwić, że wiele kontrowersji wywołała punktacja. 97:93 dla Szpilki u jednego z sędziów i 96:93 dla Wacha u drugiego to zbyt duża różnica, by przejść nad nią do porządku dziennego. Decyzja trzeciego, który punktował 95:94 na korzyść "Szpili", wydaje się być najbliżej prawdy.

Reakcje kibiców wywołały u zwycięzcy wściekłość, próbował wyjść z ringu, by samemu wymierzać sprawiedliwość. To kolejna rzecz, która przemawia za tym, że mówimy o zawodniku niereformowalnym, który nie potrafi nad sobą zapanować i nie ma chłodnej głowy. Takie zachowanie po prostu nie przystoi.

Najważniejsze pytanie odnośnie Szpilki brzmi - co dalej? Mariusz Wach od razu po walce przyznał, że liczy na rewanż. Choć pojedynek z "Wikingiem" ze sportowej strony nie był wielkim wydarzeniem, potwierdził to, o czym wiadomo od lat - "Szpila" ma coś, co w boksie jest niezmiernie ważne - potrafi generować emocje, przyciąga przed ekran. Ma równie wielu zwolenników, co przeciwników - część publiczności życzy mu dobrze, część chce zobaczyć jak pada na deski. Ale ludzie po prostu chcą go oglądać. Choć można dyskutować nad tym, czy zasłużenie, nie zmieni to tego prostego stwierdzenia faktu.

Król swojego podwórka

Czy w ringu u "Szpili" było widać progres? To byłoby ryzykowne stwierdzenie, zwłaszcza przywołując walkę z Adamem Kownackim, najlepszym obecnie polskim zawodnikiem wagi ciężkiej. Mariusz Wach przez większość czasu był zbyt pasywny, zerwał się dopiero w końcówce, ale nawet wtedy był o krok od wygranej. A nie możemy zapominać, że mówimy o 38-letnim zawodniku, który jest daleko w rankingach i najlepsze lata ma już za sobą. 

Szpilka deklarował przed walką, że dla niego to starcie o wszystko, bokserskie być albo nie być. Jego zdaniem ten pojedynek miał wiele wyjaśnić w polskim boksie. Ostatnie słowa są kluczowe - w polskim boksie. Na krajowym podwórku będzie uznawany za czołowego zawodnika, cieszył się zainteresowaniem, zgadzać się będą finanse. Może zawalczyć w rewanżu z Wachem, rozstrzygnąć konflikty z Krzysztofem Włodarczykiem czy Krzysztofem Zimnochem - pewnie wciąż znajdą się chętni, by to zobaczyć. Jeśli będzie miał dość boksu, zawsze zostaje mu opcja z KSW, o której było głośno jeszcze kilka miesięcy temu.

Problemy zaczynają się w momencie, kiedy pojawiają się myśli o walce o mistrzowskie pasy. Oczywiste w tym przypadku jest to, że kolejny rywal musi być rozsądnie dobrany. W tej formie, praktycznie każdy bokser wagi ciężkiej, który choćby ociera się o czołówkę, nie dałby Szpilce szans. Gdyby zestawić go z kimś agresywnym i bijącym mocno, nastąpiłaby powtórka ze starcia z Deontayem Wilderem.

Wystarczy spojrzeć, w jaki sposób większość ekspertów traktuje Adama Kownackiego. Mieszkający w USA "Babyface" jest w dziesiątce rankingu najlepszych bokserów wagi ciężkiej, ale wciąż musi walczyć o uznanie i to, by dostać szansę.

Kownacki obnażył wszystkie wady Szpilki, teraz prawdopodobnie zrobiłby to po raz drugi, ale walka z nim byłaby krokiem w tył. Nie musi niczego udowadniać, w tym momencie gra w innej lidze. A to tylko kolejny argument, że, pięściarza z Wieliczki od boksowania na najwyższym poziomie dziele wiele.

Od tego, kiedy Szpilka był uważany za wielki talent, minęły już lata. Coś poszło zdecydowanie nie tak i nie chodzi wyłącznie o rezultaty walk, ale o styl, zarówno walk, jak i bycia. 

- Artur uwierzył, że jest wspaniały, Arturowi wszystko się należy i Artur nic nie musi. Artur lekceważy wszystkich, dorosłych, młodych (…) Ego rozbudowane do monstrualnych rozmiarów, ale niczym nieuzasadnione (…). Wszyscy zaczęli wszystko robić pod niego, obrastał w piórka. Do tego wiele rzeczy mu się wybaczało, bo od początku był atrakcyjny biznesowo, bo ogniskował uwagę, a problem się nawarstwiał - mówił jakiś czas temu zasłużony dla polskiego boksu Zbigniew Raubo, który trenował pięściarza w reprezentacji Polski kadetów.

Na Twitterze Szpilka zdradził, że marzy mu się walka z Ericem Moliną, który kilka lat temu pokonał Tomasza Adamka, ale najważniejsze starcia w swojej karierze przegrał, ma już 36 lat i wydaje się zmierzać do końca swojej kariery. Ostatni raz do ringu wyszedł ponad rok temu.

Szpilka ze swoim nastawieniem może być królem swojego podwórka. Zwycięstwo z Mariuszem Wachem miało przybliżyć go do wielkiego boksu, jednak po tym, co pokazał, widać wyraźnie, że droga do tego będzie bardzo trudna. 29 lat to wiek, w którym polski pięściarz miał być w zupełnie innym miejscu.

W tym momencie zawodnik ma na swoim koncie 22 zwycięstwa. Dochodzą do tego 3 porażki, które poniósł w kluczowych dla jego kariery walkach - z Bryantem Jenningsem, Deontayem Wilderem i Adamem Kownackim. Wielokrotnie leżał na deskach, co także świadczy zarówno o słabej defensywie, jak i o braku odporności na ciosy. To rzeczy, które są elementarne w starciach wagi ciężkiej, w których trzeba bić się z zawodnikami piekielnie silnymi, dysponującymi nokautującym uderzeniem. Tu moment dekoncentracji może zadecydować o tym, że pojedynku nie kończy się z uniesioną w górę ręką, ale w szpitalu.

Co czeka Artura Szpilkę? Możliwych scenariuszy jest wiele, ale na tym etapie każda decyzja będzie pociągać za sobą duże konsekwencje, każda otworzy jedne drzwi, praktycznie zatrzaskując inne.

ps, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej