Copa Libertadores: argentyńska piłka w ogniu. "Mecz stulecia" zostawia świat w szoku

Autokar z piłkarzami obrzucony kamieniami, starcia policji z kibicami, zawodnicy w szpitalach, naciski ze strony FIFA, by "mecz stulecia" odbył się mimo koszmarnych okoliczności... Argentyńska piłka pokazuje właśnie światu swoje najgorsze oblicze.

2018-11-26, 13:35

Copa Libertadores: argentyńska piłka w ogniu. "Mecz stulecia" zostawia świat w szoku

Już w momencie, w którym Boca Juniors i River Plate znalazły się w finale najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych Ameryki Południowej, wiadomo było, że ten dwumecz nie będzie toczył się w normalnych warunkach.

Mówimy o dwóch najbardziej rozpoznawalnych i najpopularniejszych drużyn z Buenos Aires, które po raz pierwszy od powstania Copa Libertadores mierzą się w starciu o tytuł. Boca ma w dorobku sześć triumfów, River Plate - trzy. Krótko mówiąc, było jasne, czemu krajowe media nazywały ten mecz "finałem wszech czasów".

W pierwszym starciu, do którego doszło 11 listopada, kibice zobaczyli kapitalny spektakl, zakończony wynikiem 2:2. Niesamowite tempo, pasja, determinacja i cała masa złej krwi - wydaje się, że spotkanie w pełni pokazało, że to coś więcej niż tylko zwykłe spotkanie ekip, między którymi iskrzy.

REKLAMA

Legendarna "La Bombonera", czyli stadion Boca Juniors, pękała w szwach, jednak na trybunach zasiedli tylko fani gospodarzy. Tak dzieje się już tradycyjnie od 2013 roku i nawet apele w tej sprawie prezydenta kraju Mauricio Macriego, wcześniej prezesa Boca i burmistrza Buenos Aires, na nic się zdały. I być może dobrze się stało, patrząc na to, do czego dochodzi przed rewanżem. 

Rewanż był zaplanowany na sobotę, ale ostatecznie termin tego spotkania zostanie ustalony dopiero we wtorek. Tego dnia prezydent CONMEBOL Alejandro Dominguez spotka się w tym celu z prezesami obu klubów ze stolicy Argentyny. Pole manewru ogranicza fakt, że w dniach 30 listopada i 1 grudnia w Buenos Aires odbędzie się szczyt szefów państw grupy G20, a 18 grudnia w Zjednoczonych Emiratach Arabskich rozpoczną klubowe mistrzostwa świata, w których Amerykę Południową będzie reprezentować zdobywca Copa Libertadores.

Napisać, że w dzień meczu na ulicach Buenos Aires atmosfera była gorąca, to nic nie napisać - wszystko przypominało bardziej obrazy z zamieszek. Doszło do ataku pseudokibiców River Plate na autokar piłkarzy Boca Juniors. Wybito kilka szyb pojazdu, w które rzucano kamieniami i kawałkami desek.

REKLAMA

Niektórzy zawodnicy ucierpieli na skutek rozbitych szyb w pojeździe, inni na skutek dostania się do oczu gazu łzawiącego i gazu pieprzowego, których użyła policja, by poskromić pseudokibiców. Kierowca autobusu mówił, że w pewnym momencie odłamki szkła wpadły mu do oka, a kierownicę przejął wiceprezes klubu.

Kapitan drużyny Pablo Perez i Gonzalo Lamardo trafili do pobliskich szpitali, pod którymi zebrali się później chcący ich wesprzeć fani.

REKLAMA

Jeśli ktoś myślał, że to byłoby na tyle, to był w błędzie. Gdy podano informację o przełożeniu spotkania na niedzielę, doszło do starć kibiców z policją. Według lokalnych mediów aresztowano co najmniej 30 osób. Wcześniej jednak doszło do kolejnej ogromnej kontrowersji - po wszystkim, co przeżyli zawodnicy, działacze CONMEBOLU i FIFY starali się wymusić na nich, by rozegrali spotkanie jeszcze tego samego dnia. Carlos Tevez jasno przyznawał, że jego koledzy nie są w stanie wyjść na boisko, a próby doprowadzenia do meczu za wszelką cenę określił jako haniebne.

Do zajść miało też dojść na samym stadionie, kiedy to bandyci chcieli okraść część kibiców z biletów na to spotkanie.

Źródło: TVP

Niespodziewanie po stronie rywali mieli stanąć działacze i piłkarze River Plate, którzy także nie chcieli grać, mimo że mecz miał przecież odbyć się na ich stadionie, przy akompaniamencie 65 tysięcy gardeł, z atmosferą, która ostatecznie wybiłaby zawodnikom Boca chęć gry w piłkę. Taki rywal był wyjątkowo łatwym celem, doszło jednak do jednego z niewielu pozytywów.

REKLAMA

Bilety na to widowisko osiągały niesamowite ceny, zawodnicy czuli ciężar nadchodzącego spotkania, interesowano się nim na całym świecie. Możliwe, że to miał być największy mecz w historii całej argentyńskiej klubowej piłki. Wiele mówi o tym fakt, że na ostatni przedmeczowy trening Boca na "La Bombonerze" zjawił się komplet kibiców.

Wiadomo, że futbol w tym kraju to wręcz religia, która dyktuje pewne zachowania i reakcje, która sprawia, że temperatura przed meczami takimi jak ten sięga wrzenia. Tym razem jednak granice zostały przekroczone. Sytuacja wymknęła się spod kontroli, a ulice Buenos Aires stały się polem bitwy między policją i "kibicami". 

Obrazków z tego dnia było wiele: matka, która próbuje ukryć race pod ubraniami swojej córki.

REKLAMA

Kibice, którzy palą koszulki znienawidzonego klubu, kapitan Boca Pablo Perez z opatrunkiem na twarzy, który został założony po tym, jak odłamek szkła wpadł mu do oka. Karetka, którą wracał na stadion, została obrzucona kamieniami. Kaszlący i wymiotujący na skutek ataku gazem piłkarze, którym usiłuje się wmówić, że są zdolni do gry, ponieważ za niewywiązanie się z telewizyjnych kontraktów klubom groziły kary.

I wiele więcej. Niestety, w większości budziły one strach. Wszystko ma znacznie dłuższą historię, która wielokrotnie o sobie przypominała, jak chociażby trzy lata temu, kiedy to kibice Boca zaatakowali piłkarzy przeciwników, w efekcie czego klub został ukarany walkowerem i pożegnał się z Copa Libertadores. To problem, który narastał od lat, a swoje ujście znalazł w meczu, który pomóc kształtować wizerunek całego kraju.

REKLAMA

Argentyńskie media wyliczają cały szereg problemów, od tego, że kluby dobrze żyją z pseudokibicami, przez nieudolność organizacyjną i fanatyzm, aż po przemoc, korupcję i wszechobecne układy. "Nasz futbol jest na granicy upadku" - kończy swoją diagnozę "AS".

ps, PolskieRadio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej