UFC 232: Jones - Gustafsson II. "Bones" powróci, by zamknąć usta krytykom? Szwed poszuka zemsty
21 września 2013 roku Jon "Bones" Jones i Alexander "Mauler" Gustafsson starli się w walce, którą fani MMA mogą wspominać do dziś. W sobotę dojdzie do rewanżu, któremu towarzyszą ogromne kontrowersje.
2018-12-29, 13:10
Jon Jones to w tym momencie bez wątpienia jeden z najlepszych zawodników MMA na świecie, przeciwnik z piekła rodem dla każdego, kto stanie naprzeciwko niego w oktagonie. Jest najmłodszym mistrzem w historii UFC, gdzie walczy od 2008 roku. Po pas sięgnął w 2011 roku, w swojej ósmym starciu.
W samym dniu walki media obiegły informacje o tym, że zdołał złapać złodzieja, który próbował okraść auto starszej pary, kiedy ta była zajęta zakupami. Był pierwszym zawodnikiem organizacji, który podpisał umowę sponsorską z Nike. Wielu ekspertów uznaje go za najlepszego w historii UFC w wadze półciężkiej. Wciąż jednak pozostaje kimś, nad kim nieustannie wiszą czarne chmury.
Parasol UFC
Jedyną oficjalną porażkę poniósł w wyniku decyzji sędziów, którzy dopatrzyli się nieprzepisowych ciosów łokciami, które zadawał Mattowi Hamillowi. Oprócz tego w jego bilansie znajdziemy 22 zwycięstwa. Droga na szczyt była ekspresowa i, choć "Bones" cieszy się statusem gwiazdy UFC i całego świata sportów walki, jest postacią budzącą bardzo wiele kontrowersji.
Z jednej strony mamy do czynienia z zawodnikiem, który w optymalnej formie nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do swojej klasy. Ma kapitalne warunki fizyczne, z których potrafi robić użytek, dysponuje całym arsenałem technik, na które przeciwnicy nie potrafią odpowiedzieć. Potrafi nokautować, przenosić walkę do parteru i doprowadzać do poddania, walczy zarówno efektownie, jak i efektywnie. Z drugiej jednak w oktagonie często gra nieczysto, a na swoim koncie ma cały szereg zachowań, które stoją w rażącej sprzeczności ze sportowymi dokonaniami. Nigdy nie narzekał na brak fanów, ale raz za razem wystawiał ich cierpliwość na próbę.
REKLAMA
"Bones" dopuszczał się jazdy pod wpływem, zanotował kilka stłuczek, prowadził też wtedy, kiedy jego prawo jazdy było zawieszone. W jednym z przypadków rozbił swojego Bentleya na przydrożnym słupie, wioząc dwie młode kobiety. W tamtym momencie miał narzeczoną i oraz dwie małe córki, co tylko potwierdzało, że zachłysnął się sławą i bogactwem. Już wtedy widać było sygnały, że wszystko wymyka mu się z rąk. Najgorsze miało jednak nadejść.
Gala UFC 151 była jedynym wydarzeniem w historii organizacji, które musiało zostać odwołane. W dużej mierze doszło do tego właśnie przez Jonesa - odmówił walki z Chaelem Sonnenem, który miał zastąpić kontuzjowanego Dana Hendersona.
W 2015 roku najpierw przyłapano go na zażywaniu kokainy, później uderzył w auto prowadzone przez ciężarną, po czym uciekł z miejsca wypadku (właśnie to było najpoważniejszym zarzutem). Policja znalazła w jego pojeździe marihuanę. Poszkodowanej i jej dziecku nie stało się nic, co zagrażałoby życiu. Jonesowi udało zaś mu się uniknąć więzienia, a wszystko skończyło się dozorem policyjnym, którego warunki złamał kilka miesięcy później. Musiał pogodzić się z odebraniem mu pasa i zawieszeniem, rozpoczął terapię kontroli gniewu, pracował społecznie, odbywał spotkania z młodzieżą, miał nadzór kuratora.
REKLAMA
Wyglądało na to, że dojdzie do nawrócenia na dobrą drogę. Jones zapewniał o tym, że otrzymał swoją lekcję, jest zdeterminowany, by zmienić swoje życie i wykorzystać swoją szansę na odkupienie. Mówił też, że rozważał zakończenie kariery i odcięcie się od świata wielkich pieniędzy, walk i toksycznych ludzi.
Zderzenie z rzeczywistością było brutalne, ale akurat ten człowiek nie mógł narzekać na brak wsparcia tych, którzy w niego wierzyli lub po prostu dbali o to, by mógł walczyć i przyciągać publiczność. Kary, z którymi musiał się mierzyć, były przeważnie łagodne - sława i parasol ochronny UFC stanowiły poważną okoliczność łagodzącą.
Koszmary wracają
Amerykanin szykował się do rewanżowego starcia z Danielem Cormierem - to było prawdziwe wydarzenie w świecie MMA, pierwsza walka, stoczona w styczniu 2015 roku, przyniosła wiele emocji i zwycięstwo Jonesa decyzją sędziów. Tutaj większych kontrowersji jednak nie było, dysponujący lepszymi warunkami fizycznymi i młodszy z zawodników kontrolował praktycznie całą walkę.
Ostatecznie drugie starcie tej dwójki, która nie ukrywała wzajemnej niechęci doznał kontuzji, musiało poczekać. Cormier doznał kontuzji, a przeciwnikiem "Bonesa" został Ovince St. Preux. Choć Jon Jones publikował dużo materiałów, które miały pokazać, w jak dobrej jest formie, sama walka rozczarowała. Niemniej kolejne zwycięstwo zostało zapisane, dodatkowo w ręce Jonesa trafił też tymczasowy mistrzowski pas. O tym, do kogo będzie należał tytuł najlepszego zawodnika, miał zadecydować pojedynek z Cormierem na gali UFC 200. Problem w tym, że wszystkie koszmary wróciły.
REKLAMA
W 2016 roku wybuchła prawdziwa bomba, która wstrząsnęła UFC - kilka dni przed walką USADA ogłosiła, że odkryła w organizmie "Bonesa" klomifen i letrozol. Zawodnik tłumaczył się, że zażył zanieczyszczone suplementy. Tych, którzy wierzyli w jego wersję, zwłaszcza biorąc pod uwagę wszystkie poprzednie przewinienia, było niewielu. Jones przypiął sobie kolejną łatkę, potwierdzając opinie, zgodnie z którymi nikt poza nim samym nie może go pokonać.
Dana White podkreślał, że przebrała się miarka, mówił o tym, że Jones nie potrafi uczyć się na błędach i otacza się ludźmi, którzy nie pomagają mu w prowadzeniu kariery. Szefowi UFC nie można było się dziwić. 28-latek, który miał wszystko, by pisać prawdziwą legendę tego sportu, generował problemy w zastraszającym tempie. Pokazywał niesamowitą formę w oktagonie, poza nim jednak zachowywał się jak dziecko we mgle.
Sensacja stanie się faktem?
Zawieszenie stało się faktem, ale "Bones" cały czas nie pozwalał o sobie zapomnieć. Udzielał wywiadów, brał udział w życiu sceny MMA, a przy tym cały czas szykował się na powrót i pojedynek z Cormierem. To, że musi do niego dojść, było pewne. 29 lipca na gali UFC 214 Jones nie pozostawił wątpliwości odnośnie skali jego talentu, znokautował obrońcę pasa w trzeciej rundzie.
REKLAMA
Niecały miesiąc później pojawiły się doniesienia o tym, że dopuścił się dopingowej recydywy. Potwierdził się najgorszy z możliwych scenariuszy. Tym razem chodziło o turinabol, walkę uznano za nieodbytą. Perspektywa czteroletniego zawieszenia była właściwie równoznaczna z końcem poważnej kariery, ale ostatecznie kara został zredukowana do 15 miesięcy.
Błyskawicznie pojawiły się spekulacje, że "Bones" poszedł na ugodę z USADA, decydując się na pełną współpracę, w ramach której zawodnik miał donosić na zawodników walczących dla UFC. Biorąc pod uwagę to, jak skrajne emocje wywołuje, zwolenników tej teorii nie brakowało.
Patrząc na walki Jona "Bonesa" Jonesa widzimy przede wszystkim dominację. Łatwo wskazać jednak ten pojedynek, który był dla niego najtrudniejszy. W 2013 roku Alexander Gustafsson postawił poprzeczkę wysoko. Wyglądał bardzo dobrze, sprawił mistrzowi ogromne problemy. Nie dawał się obalić, zadawał groźne ciosy w stójce. Kilka razy oberwał, ale można było odnieść wrażenie, że może dojść do sensacji. Sędziowie przyznali zwycięstwo "Bonesowi", jednak ta decyzja spotkała się z dużymi kontrowersjami.
REKLAMA
Pewne było jedno - kibice zobaczyli świetną walkę, w której obaj pokazali ogromne serce do walki. Mistrz przyznał, że zlekceważył rywala, nie przygotował się należycie i mogło go to wiele kosztować. Wtedy udało się wygrać, ale przez pięć lat Szwed nie próżnował i w sobotni wieczór zamierza wyjść do oktagonu po zwycięstwo oraz mistrzowski pas.
Tym razem także nie obyło się bez zamieszania z dopingiem w tle. W organizmie Jonesa znaleziono śladowe ilości turinabolu, ale UFC uwierzyła w jego tłumaczenia i podjęła zaskakujący krok - wobec sprzeciwu Komisji Sportowej Stanu Nevada do dopuszczenia "Bonesa" do walki, galę zdecydowano się przenieść z Las Vegas do kalifornijskiego Inglewood. Tamtejsza komisja podeszła do przypadku byłego mistrza wagi półciężkiej dużo bardziej liberalnie.
Powiązany Artykuł

UFC 232: kontrowersyjna decyzja federacji. Gala przeniesiona do innego miejsca, by... złapany na dopingu Jones mógł walczyć
Zawodnik przyjął linię obrony, że to, co wykryto w jego organizmie tym razem to jedynie pozostałości po poprzedniej dopingowej wpadce. Gustafsson nie zamierzał jednak milczeć i postanowił dorzucić do dyskusji swoje trzy grosze.
"Możesz być nawet na paliwie rakietowym, a ja i tak cię wykończę" - napisał, dodając też, że wszyscy wiedzą, że Amerykanin nie jest czysty. Nie jest w tym zdaniu odosobniony, można usłyszeć wiele głosów dotyczących tego, że UFC traktuje Jonesa wyjątkowo pobłażliwie, za każdym razem trzymając jego stronę.
REKLAMA
Stawka sobotniego pojedynku jest wysoka dla każdego z nich, a sama walka, mimo atmosfery skandalu, zapowiada się pasjonująco. Jeśli Szwed odrobił swoją pracę domową, stać go na sprawienie niespodzianki. "Mauler" zbiera świetne recenzje w UFC, ale wielu fanów zapamiętało go za sprawą porażek z gigantami (oprócz "Bonesa" nie zdołał pokonać także Daniela Cormiera). Walk, w których pokazał wielkie umiejętności i serce, ale mimo to musiał wychodzić z oktagonu jako pokonany. Zapowiada, że tym razem będzie inaczej i uda się wspiąć na szczyt, udowadniając, że dla Jonesa jest prawdziwym kryptonitem. Po kilkunastu miesiącach, które spędził na leczeniu kontuzji, nadszedł czas na to, by zrealizować plan na zemstę.
"Bones" dźwiga na barkach bardzo dużą presję, nie może pozwolić sobie na porażkę, jeśli chce zachować swój status. W swojej karierze dopuszczał się rzeczy, których zostawienie za sobą może okazać się niemożliwe, bez względu na to, co wydarzy się w najbliższych latach i ilu przeciwników odprawi z kwitkiem i w jakim stylu to zrobi. Kiedy rozpoczyna się walka w oktagonie, jest niesamowitym wojownikiem, dla którego w tym momencie po prostu może nie być godnego rywala. Ale to, czy świat sportów walki zapamięta go właśnie w ten sposób, to cały czas otwarta kwestia, na którą równie duży wpływ będą mieć decyzje, które podejmował poza klatką.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA
REKLAMA