Ekstraklasa: niepewność i oczekiwanie zawładnęły Wisłą Kraków. Co zmieni się w poniedziałek?

Wątpliwości co do tego, że przelew na 12 milionów złotych od nowych właścicieli doszedł do skutku. Medialne doniesienia na temat ostatnich decyzji Marzeny Sarapaty w roli prezesa Wisły Kraków. I przede wszystkim nerwowe oczekiwanie - tak wygląda dziś rzeczywistość w "Białej Gwieździe".

2018-12-30, 13:00

Ekstraklasa: niepewność i oczekiwanie zawładnęły Wisłą Kraków. Co zmieni się w poniedziałek?
Klubowe szaliki Wisły Kraków . Foto: shutterstock

Posłuchaj

Marek Solecki o sytuacji w Wiśle Kraków (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Sytuacja w Wiśle Kraków wydaje się zmieniać tylko pozornie. Od momentu, w którym miało dojść do przejęcia klubu przez Ly Vannę i Matsa Hartlinga, dominują przede wszystkim domysły i dramatyczna niepewność dotycząca nie tylko przyszłości najbliższej, ale przyszłości w ogóle.

Para biznesmenów, za którymi stoją zarejestrowany w Luksemburgu fundusz Alelega (właścicielem jest pochodzący z Kambodży francuski biznesmen) i  angielskie fundusz Noble Capital Partner (reprezentowany przez Szweda Hartlinga), budzi ogromne emocje wśród dziennikarzy i kibiców. Głównie z racji tego, że trudno jest uznać ich za wiarygodnych - ich dotychczasowe dokonania oraz mnożące się domysły dają niestety wiele powodów do tego, by wszystko traktować z dystansem.

Przypomnijmy, że głównym warunkiem wejścia w życie umowy o przejęciu klubu było dokonanie przez przelewu na kwotę około 12 milionów złotych - miało się to stać do północy 28 grudnia. Do tego jednak nie doszło. W tej sytuacji akcje piłkarskiej spółki mogą ponownie trafić do Towarzystwa Sportowego Wisła. Komplikuje to jednak fakt, że niedawna prezes Marzena Sarapata podała się w ubiegłym tygodniu do dymisji, odchodząc też z Wisły SA.

W tym momencie w posiadaniu stu procent akcji klubu są Vanna Ly i Mats Hartling. Bez ich odzyskania nie da się powołać ani zarządu, ani rady nadzorczej. Napisać, że zdecydowanie się na podobne rozwiązanie było ryzykowne, to nic nie napisać.

REKLAMA

Po piątkowej niepewności, w sobotę nastąpiła powtórka z rozrywki. Kontaktu z Ly Vanną nie ma, zaś Mats Hartling w oświadczeniu deklarował, że przelew został wykonany.

To jednak wciąż tylko słowa. Co prawda w pewnym momencie pojawiło się potwierdzenie przelewu i doniesienia o tym, że "Biała Gwiazda" pieniądze otrzymała, ale zakwestionował je były członek zarządu Towarzystwa Sportowego Wisła Rafał Wisłocki.

REKLAMA

Towarzystwo Sportowe ma prawo anulować transakcję, jednak wciąż liczy na to, że w poniedziałek pieniądze pojawią się na koncie. Powód jest prosty - nikt nie jest na podobne rozwiązanie gotowy. Powrót do klubu Marzeny Sarapaty jest wyjątkowo wątpliwy, zwłaszcza w świetle doniesień Interii, według których miała ona rozdzielić dochody z ostatniego meczu z Lechem w sposób określany jako "kompromitujący". Część zysku z tego spotkania (60 tysięcy złotych) przelała na konto firmy swojego męża za drukowanie magazynu "R22". 300 tys. trafiło natomiast na konto Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków - miało być to zgodne z podpisaną wcześniej umową.

Biorąc pod uwagę to, że piłkarze od miesięcy nie dostają pensji i w całej sprawie liczy się każdy dzień (w przypadku braku uregulowania wypłat już na dniach wielu z nich będzie mogło odejść za darmo), ratowanie klubu nie wydaje się priorytetem byłej prezes. SKWK zaprzeczyło jednak tym doniesieniom, publikując wyciągi z konta, w których nie było podobnej kwoty.

- Żadną poważną firmą nie mogą zarządzać dyletanci, ludzie, którzy nie mają doświadczenia, a do tego są nieuczciwi. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Wisłą zarządzano w sposób szalenie nieuczciwy i to pod każdym względem. Kilka razy dzwoniłem do pani Sarapaty i za każdym razem mnie oszukiwała. Czułem żal, bo Wisła to nie jest jej zabawka, tylko klub z wielką tradycją - skomentował ostatnie wydarzenia prezes PZPN Zbigniew Boniek w rozmowie z Onetem.

Z klubu, który przed startem sezonu przeszedł proces licencyjny, Wisła w ciągu kilku miesięcy znalazła się o krok od przepaści. I na każdym kroku widać, że wcale nie oddala się od krawędzi. Być może w poniedziałek okaże się, że 12 milionów, które wystarczą na uspokojenie sytuacji (zarazem jednak są kroplą w morzu potrzeb), rzeczywiście trafi do klubu. W świetle zamieszania, jakie panuje w klubie i do którego przyczynili się inwestorzy, trudno jednak jednoznacznie stwierdzić, co wydarzy się dalej. Niepokojące informacje pojawiają się jednak praktycznie codziennie.

REKLAMA

Szymon Jadczak, który od dłuższego czasu nagłaśnia informacje dotyczące zarówno zarządzania klubem, jak i związkami z grupami pseudokibiców, rzucił światło na kolejne incydenty.

Sądny dzień przesunął się z piątku na poniedziałek, ostatni dzień tego trudnego dla Wisły Kraków roku. Tego, co przyniesie, nie potrafi przewidzieć chyba nikt.

ps, PolskieRadio24.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej