Premier League: Chelsea i Sarri bez planu B. Czy "The Blues" właśnie wypadają z elity?

2019-02-19, 15:20

Premier League: Chelsea i Sarri bez planu B. Czy "The Blues" właśnie wypadają z elity?
Maurizio Sarri pożegna się z posadą Chelsea?. Foto: PAP/EPA/ANDY RAIN

W nieco ponad tydzień Chelsea doznała druzgocącej porażki 0:6 z Manchesterem City i po słabym meczu odpadła z rywalizacji o Puchar Anglii, przegrywając 0:2 z Manchesterem United. Wielu kibiców "The Blues" już pogodziło się z tym, że sezon pod wodzą Maurizio Sarriego jest spisany na straty, ale to nie Włoch odpowiada za wszystkie problemy klubu.

W poniedziałkowy wieczór stało się jasne, że Chelsea nie zdobędzie po raz drugi z rzędu Pucharu Anglii. W ubiegłym roku klub spotkał się z "Czerwonymi Diabłami" w finale rozgrywek, a Antonio Conte sięgnął po swoje ostatnie trofeum na Stamford Bridge. Teraz kibice musieli przełknąć kolejną gorzką pigułkę. Trudno mówić o tym, by nie mogli być na to gotowi - to nie pierwszy taki przypadek w ostatnim czasie.

Nie dziwi fakt, że piłkarze opuszczali boisko przy akompaniamencie gwizdów i buczenia. Wściekli kibice domagali się także zwolnienia Maurizio Sarriego, który przeżywa potwornie trudny czas. Trzeba powiedzieć jasno, że londyńczycy nie potrafili odpowiedzieć na stracone bramki, na drugą połowę wyszli bez awaryjnego planu i wiary w to, że uda się odwrócić losy spotkania.

W tym momencie Włoch ma pod sobą zespół, który jest bardzo wrażliwy na zranienie i nie daje sobie rady, kiedy cokolwiek nie idzie po jego myśli - na przestrzeni ostatniego miesiąca było to widać w meczach z Bournemouth (0:4) i Manchesterem City (0:6). Identycznie było w meczu z Manchesterem United, który zresztą musiał podnieść się po bolesnej klęsce z PSG w Lidze Mistrzów. Z drużyny, która była traktowana z szacunkiem, "The Blues" stali się dobrym rywalem do przełamania, którego nie boi się nikt. Doprowadził do tego proces, który trwał znacznie dłużej.

Zagubiony i pokonany?

Ostatnie obrazki z meczów Chelsea nie pozostawiają większych wątpliwości co do tego, jaka przyszłość czeka Sarriego. Menedżer jest osamotniony, wygląda na człowieka, który nie rozumie do końca, dlaczego jego system nie działa. Jest też do bólu przewidywalny, nie potrafi w żaden sposób zaskoczyć rywali.

Jego przenosinom do Londynu towarzyszyły duże oczekiwania - "sarriball" w wykonaniu Napoli prezentował się znakomicie, zastanawiano się nad tym, jak system Włocha sprawdzi się w Premier League. Po defensywnych i momentami zachowawczo grających drużynach Mourinho i Conte, Sarri miał przynieść ze sobą ofensywny futbol, gwarantujący bramki i więcej emocji.

Dlaczego nic z tego nie wyszło? Powodów jest przynajmniej kilka. Głównymi założeniami są agresywny i skoordynowany pressing, płynność poczynań w ofensywie, bazowanie na posiadaniu piłki i kontroli boiskowych wydarzeń przede wszystkim za sprawą środkowego pomocnika - registy, który jest centralną postacią drużyny. Tym zawodnikiem jest Jorginho, którego Sarri sprowadził przed sezonem za prawie 60 milionów euro. Włoch zbiera sporo krytyki, a jego rola jest nie do końca zrozumiała dla wielu kibiców. Faktem jednak jest to, że w tym systemie zniżka jego formy wyraźnie odbija się na wszystkim, co widać na murawie. Rywale także mają świadomość, że wywieranie presji na Włochu i odcinanie go od podań jest pierwszą rzeczą, którą trzeba zrobić.

Sarri bez żalu pozbył się Fabregasa, nie potrafi znaleźć istotnej roli dla Mateo Kovacicia. Wygląda na kogoś, kto cały czas trzyma się jednego rozwiązania, nie mając do niego odpowiednich wykonawców.

Gra piłką rozpoczyna się od środkowych obrońców - to oni są pierwszymi, którzy wyprowadzają ataki. Mają one być błyskawicznym wykorzystaniem okazji - jedno podanie do przodu przenosi grę na połowę przeciwnika, tam wszystko zaczyna dziać się szybciej za sprawą podań bez przyjęcia i dużej mobilności piłkarzy. Tak wygląda to w teorii. W praktyce brakuje pomysłu na grę i rozpracowanie głębiej ustawionych przeciwników. Z tymi, którzy grają wyżej i agresywniej, pojawiają się zaś błędy w rozegraniu.

Początkowo Chelsea wyglądała więcej niż przyzwoicie - utrzymywała się w czubie ligowej tabeli, wygrywała mecz za meczem, głównym powodem do narzekań były pozorne drobiazgi, jak słaba forma i nieskuteczność Alvaro Moraty czy marnowanie defensywnego potencjału N'Golo Kante przesuwanego w boczne sektory boiska. Sarriego broniło jednak wiele, choć "The Blues" nie czarowali. Wykonywali jednak swoją pracę solidnie, nie pozwalając sobie na porażki nawet w starciach ze ścisłą czołówką. Wtedy jeszcze o londyńczykach mówiono jako o jednym z kandydatów do mistrzowskiego tytułu.

Po kilku miesiącach konstrukcja zaczęła się chwiać. Ofensywa nie imponowała, zespół nie był efektywny. W starciu z Tottenhamem ekipa Sarriego była bezbarwna, a porażka 1:3 była najmniejszym wymiarem kary - zawodnicy Pochettino mogli wygrać znacznie wyżej. Włoch został przechytrzony, ale głównym problemem było to, że nie wyciągnął wniosków. To pociągnęło za sobą kolejne klęski, z Wolverhampton i Leicester. Gra wyglądała coraz gorzej, widać było wyraźnie, że piłkarze po prostu nie radzą sobie z pewnymi aspektami tego, czego wymaga od nich Sarri, a przeciwnicy odrabiają swoje lekcje. Częściej niż ofensywny futbol można było oglądać męczarnie.

Reakcje na to, co dzieje się na murawie w ostatnim miesięcy, widać było wszędzie - na trybunach, w internetowych dyskusjach fanów, w mediach. Nie dało się za to zauważyć, by Sarri zdecydował się na jakiekolwiek zmiany. Do Anglii przychodził z opinią człowieka upartego, który nie uznaje półśrodków - wszystko musi zgadzać się z jego wizją. Tyle tylko, że ta okazała się nie wytrzymywać starcia z rzeczywistością.

"Sarriball" (o ile w ogóle cały czas może być o nim mowa) w ostatnich tygodniach odbija się od ściany. W czterech ostatnich spotkaniach w Premier League Chelsea zdobyła pięć bramek - problem w tym, że wszystkie padły w meczu z Huddersfield.

Sarri podzieli los Mourinho i Conte?

Napoli było wielokrotnie chwalone za swój styl, jego mecze były gwarancją widowiska, nawet jeśli były zakończone niezbyt satysfakcjonującym wynikiem. Za czasów Sarriego na pewno wyglądało atrakcyjnie, jednak faktem jest, że nie wygrało nic. Menedżer, który doświadczenia nie zbierał na boisku jako piłkarz, poważną karierę na trenerskiej ławce rozpoczął dopiero w 2012 roku, kiedy to objął Empoli. W wieku 60 lat nie ma na swoim koncie żadnego trofeum, co nie pozostaje bez znaczenia w kontekście pracy na Stamford Bridge.

Zespół z Neapolu w ubiegłym sezonie rzucił wyzwanie Juventusowi, który ma nieporównywalnie lepsze zaplecze, ale wyścig o tytuł przegrał na ostatniej prostej, nie wytrzymując ciśnienia. A Chelsea jest klubem, w którym atmosfera robi się gęsta po jednej wpadce - przy grze o najwyższe cele nawet jeden błąd może zadecydować o sukcesie lub porażce.

Sezon bez trofeów to dla fanów Chelsea sezon stracony. Zadziwiające jest to, jak szybko i nierozerwalnie kibice przyjęli za pewnik to, że ich klub jest w ścisłej światowej czołówce. Jak łatwo na dalszy plan został zepchnięty fakt, że epoka sukcesów rozpoczęła się w momencie, w którym do Londynu wkroczył Roman Abramowicz, wnoszący za sobą fortunę, która radykalnie odmieniła "The Blues". Przed 2003 rokiem klub tylko raz sięgnął po mistrzostwo Anglii, dwa razy zdobył Puchar Zdobywców Pucharów i dołożył do tego kilka krajowych pucharów.

Bez pieniędzy rosyjskiego biznesmena londyńczycy nawet nie zbliżyliby się do osiągnięć Liverpoolu, Manchesteru United czy Arsenalu - mieli też mniej sukcesów od rywala zza miedzy, Tottenhamu, który jest przez kibiców "The Blues" wyszydzany przy każdej możliwej okazji. W ostatnim czasie to jednak "Spurs" mają więcej powodów do zadowolenia, udało im się ustabilizować miejsce w czołowej czwórce, regularnie graja w Lidze Mistrzów, budują nowy stadion, do tego nie wydają absurdalnych pieniędzy na piłkarzy, kreując gwiazdy i dając szanse wychowankom. Faktem jest, że brakuje im trofeów, ale te mają dopiero przyjść. To zupełnie inna droga i dopiero okaże się, czy słuszna.

Ostatnie lata są dla kibiców Chelsea prawdziwą huśtawką nastrojów. Mourinho i Conte sięgali po mistrzostwo Anglii, ale obaj odchodzili ze Stamford Bridge w fatalnej atmosferze, zostawiając klub grający poniżej oczekiwań, wypadający z Ligi Mistrzów, z przepłaconymi i kompletnie niepotrzebnymi zawodnikami w składzie. Zarówno Mourinho, jak i Conte palili za sobą mosty, wdawali się w masę konfliktów, a do tego pokazywali, że także mają problemy z tym, by porzucić sprawdzone rozwiązania i spróbować czegoś nowego. Jeśli Sarri szybko nie wymyśli czegoś, co odmieni sytuację, to czeka go taki sam los, co jego poprzedników.

Stare grzechy dają o sobie znać

Oczywiście Włoch nie jest jedynym problemem Chelsea (o ile w ogóle nim jest). Niektóre z nich cały czas czekają na rozwiązanie. Nikt nie wie, jaka przyszłość czeka Edena Hazarda, bez wątpienia największej gwiazdy klubu w tym momencie.

Od lat mówi się o całkowicie niewykorzystanym potencjale klubowej akademii - młodzi piłkarze "The Blues" potrafili dominować w krajowych rozgrywkach, błyszczeć w młodzieżowych starciach w Europie i w młodzieżówkach. A wszystko po to, by później tułać się po wypożyczeniach, nie mając realnych szans na grę w klubie, który ich wychował. Sytuacja powtarza się co sezon i nie mówimy tu o pojedynczych przypadkach, a o gronie kilkudziesięciu utalentowanych piłkarzy. Jednocześnie każde kolejne okienko transferowe przynosi setki milionów euro wydatków - coraz częściej jest to po prostu wyrzucaniem pieniędzy w błoto.

Juan Cuadrado i Filipe Luis kosztowali w sumie 50 milionów euro, podobnie było z Pedro i Abdulem Rahmanem Babą, 40 milionów zapłacono za Batshuaia, 66 za Moratę, 40 za Bakayoko, 38 za Drinkwatera, 25 za Zappacostę, 20 za Emersona. Żaden z nich nie spełnił oczekiwań, a suma tych transferów pozwala na to, by zbudować za podobne pieniądze w zasadzie nową jedenastkę, która mogłaby z powodzeniem grać w Premier League. Czy dla Chelsea to problem?

Z jednej strony na pewno, bo mówimy tu o ogromnych pieniądzach, które można było przeznaczyć na znacznie lepszych piłkarzy. Z drugiej zaś nie da się zauważyć jakiejkolwiek zmiany w tendencji do szastania gotówką, będącej zresztą normą w Premier League. Coś, co w innych klubach doprowadziłoby do finansowej tragedii, dla "The Blues" nie stanowi większego powodu do zmartwienia.

Odejście Thibaut Courtois pokazuje też, że gra na Stamford Bridge wcale nie musi być spełnieniem marzeń - jego następca, którym został sprowadzony za 80 milionów euro Kepa, regularnie jest przedmiotem krytyki. Jeśli z zespołu odejdzie Eden Hazard, będzie to kolejny cios w klubowy prestiż. Ale czy można się dziwić? W tym momencie Liga Mistrzów jest w Londynie tylko na Wembley, gdzie gra Tottenham, w kolejnym może być podobnie. Tak, Chelsea płaci krocie, jest w stanie przebić lokalnych rywali, ale aktualnie sportowo wcale nie daje więcej, zwłaszcza młodym zawodnikom, którzy najlepsze lata mają dopiero przed sobą.

Trudno także mówić o tym, by praca w Chelsea była spełnieniem marzeń dla menedżerów. Los, jaki spotkał Mourinho i Conte oraz to, co dzieje się z Sarrim, zmusi każdego do zastanowienia się, czy to wyzwanie jest warte wszystkich konsekwencji.

W ubiegłych latach Chelsea potrafiła zarabiać na graczach, którzy nie byli jej potrzebni - wystarczy wspomnieć racjonalne i rozsądne ruchy w rodzaju sprzedaży Oscara do Chin (60 milionów euro) czy Davida Luiza do PSG (50 milionów euro), które można było zainwestować. Sęk w tym, że transferowych wtop było bardzo dużo i kosztowały one fortunę.

W ostatnim czasie coraz więcej mówi się o możliwości opuszczenia Chelsea przez Romana Abramowicza. Rosjanin w ubiegłym roku przeżył rozbrat z Wyspami, pogorszyła się też polityczna relacja tych dwóch krajów. Według mediów budowniczy potęgi "The Blues" miał odrzucić ofertę 2 miliardów funtów, które zaproponował mu jeden z najbogatszych Brytyjczyków, Jim Ratcliffe. To, że klub był dla Abramowicza oczkiem w głowie, jest oczywiste, 15 lat tego związku i ogromne pieniądze, które w niego włożył, każą podchodzić z dystansem do wszelkich spekulacji. Na pewno można jednak domyślać się, że właścicielska zmiana zwiastowałaby koniec pewnej epoki. I wejście w nową w dość trudnej sytuacji.

To Abramowicz zdecyduje o przyszłości Sarriego. Zrezygnowanie Włocha nie jest wcale oczywistą decyzją, a zostawienie go na stanowisku wymaga powierzenia mu czasu, pieniędzy i obdarzenia ogromnym zaufaniem, bez gwarancji, że ta misja się powiedzie.

Czy w tym momencie Chelsea jest topowym klubem? Wydaje się, że takiego statusu nie da się stracić w ciągu krótkim czasie. Nie stracił go Manchester United, który chude lata ma już chyba za sobą. Najbardziej niepokojące dla "The Blues" jest jednak to, że rywale nie próżnowali w czasie, kiedy na Stamford Bridge dominował chaos, pycha i trwanie w przekonaniu, że miejsce w elicie jest zagwarantowane budżetem i osiągnięciami z kilkunastu sytych lat.

Manchester City podniósł poprzeczkę całej piłkarskiej Anglii nie tylko za sprawą pieniędzy, ale głównie dzięki zatrudnieniu Pepa Guardioli, jego lokalny rywal odradza się po wielu popełnionych błędach. Arsenal powierzył przeprowadzanie rewolucji Unaiowi Emery'emu i czeka na efekty. Tottenham i Liverpool stoją murem za swoimi menedżerami, cierpliwie trwają przy swoich strategiach i w tym sezonie walczą o tytuł.

Zwolnienie Maurizio Sarriego to jedno z rozwiązań, ale na pewno nie pomoże w naprawieniu tego, co jest zepsute znacznie głębiej. 

ps, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej