Doha 2019: Małachowski bez awansu do finału. "Chciałem pokazać moc. Chora ambicja i tyle"
Zły, zawiedziony, rozgoryczony schodził ze stadionu w Dosze dwukrotny wicemistrz olimpijski w rzucie młotem Piotr Małachowski po tym, jak nie awansował do finału mistrzostw świata. - Trzeba się zastanowić, czy dalej trenować - powiedział.
2019-09-28, 22:03
Posłuchaj
W Dosze lekkoatleci walczą o medale mistrzostw świata. W stolicy Kataru wystąpi 44-osobowa reprezentacja Polski. Z tej okazji przygotowaliśmy serwis, w którym można znaleźć najważniejsze informacje dotyczące zmagań lekkoatletów, relacje naszych wysłanników – Rafała Bały, Cezarego Gurjewa i Tomasza Gorazdowskiego czy tabelę medalową. Zapraszamy.
Powiązany Artykuł
Doha 2019
Mistrzostwa świata rozpoczęły się 27 września i potrwają do 6 października. Dwa lata temu w Londynie Polacy zdobyli osiem medali - po dwa złote i srebrne oraz cztery brązowe. Tym razem o taki rezultat będzie wyjątkowo trudno i zanosi się na to, że dorobek biało-czerwonych nie będzie tak okazały.
W ostatnich tygodniach forma Małachowskiego wyraźnie szła do góry. Na treningach wyglądał bardzo dobrze, dysk latał regularnie na odległości 68 m. W sobotę w Dausze uzyskał jedynie 62,20. To nie starczyło, by znaleźć się w finałowej dwunastce.
REKLAMA
- To jest chora ambicja sportowa. Tak się dzieje, jeśli człowiek nie potrafi sobie pewnych rzeczy uświadomić, że lepiej jest wejść spokojnie i wykonać pewny rzut technicznie oraz awansować. A ja chciałem rzucić od razu 70 m. Nie potrafiłem nad tym zapanować, więc mamy taki rezultat jaki mamy - skomentował Małachowski.
Rozgoryczony powiedział, że nie ma sensu, by dalej trenował. - Szkoda na to pieniędzy podatników. Są młodzi zawodnicy, w których warto inwestować. Tyle zgrupowań, ciężkiej pracy włożonej, a ja rzucam 62 m. Bez sensu.
Małachowski wcześniej zapowiedział zakończenie kariery po igrzyskach w Tokio.
- Oczywiście szkoda, by było nie dotrwać, jestem teraz rozgoryczony, zobaczę po kolejnych zawodach, ale takie myśli w głowie się pojawiają. Nie jestem na razie optymistycznie nastawiony. Pięć dni temu na zgrupowaniu rzucałem prawie 68 m, nie jest to nic, czym można się pochwalić - zaznaczył.
Właśnie zgrupowanie w tureckim Belek dało mu zastrzyk optymizmu.
- Teraz nie potrafiłem zapanować nad mocą, jaką mam. Na treningu dyski latały niesamowicie. Nieudane rzuty były po 66 m. A tutaj dysk leci na 60 m. Czyli sześć metrów różnicy - dodał i zaznaczył. - Sam podjąłem decyzję o tym, że zaczynam trenować i sam teraz podejmę, kiedy zakończyć karierę. To moje życie.
Błędem - jego zdaniem - było nastawienie się na to, że rzuci w pierwszych próbach bardzo daleko.
- Chciałem, by eliminacje były pokazem mojej mocy i to był mój największy problem. Chora ambicja i tyle - skwitował.
Nawet rozmowy z psychologiem prof. Janem Blecharzem niewiele pomogły. - Myślałem już, że wszystko sobie ułożyłem w głowie, ale nagle wychodzę na stadion i jest +klik+, wszystko się zmienia - przyznał.
W finale rzutu dyskiem nie wystąpi żaden Polak. W eliminacjach odpadli także Robert Urbanek i Bartłomiej Stój.
(ah, TVP Sport, IAR, PAP)
REKLAMA