Liga Mistrzów: "martwi" piłkarze, fatalny terminarz, kontuzje. Mourinho w środku pożaru

Jose Mourinho znów znalazł się w oblężonej twierdzy, a jego Tottenham jest w fatalnej sytuacji po przegranej 0:1 z RB Lipsk w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Wystarczyły trzy miesiące pracy, by wróciły właściwie wszystkie koszmary, z którymi kojarzono Portugalczyka w chwilach kryzysu.

2020-02-20, 14:35

Liga Mistrzów: "martwi" piłkarze, fatalny terminarz, kontuzje. Mourinho w środku pożaru

Posłuchaj

Zdaniem Macieja Szczęsnego, byłego bramkarza reprezentacji Polski, wymiar kary byłby wyższy, gdyby nie świetna postawa "goalkeepera" gospodarzy Hugo Llorisa (IAR)
+
Dodaj do playlisty
  • Jose Mourinho jest trenerem Tottenhamu od 20 listopada 2019 roku
  • Portugalczyk narzeka na trudną sytuację kadrową swojej drużyny
  • Zespół z Londynu walczy o miejsce, które zagwarantuje mu grę w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie
  • Do rewanżu z zespołem RB Lipsk dojdzie 10 marca

Podpisanie umowy z Tottenhamem miało być dla Jose Mourinho powrotem do wielkiej piłki. Wcześniej przez długie miesiące przymierzano go do kilku zespołów ze światowego topu, ostatecznie trafił jednak do klubu, który nie ma swojego ustabilizowanego miejsca w ścisłej światowej elicie, Mimo tego, że znalazł się w finale ubiegłorocznej Ligi Mistrzów i regularnie bił się o najwyższe lokaty w Premier League. Jak podkreślało wielu, walcząc w wyższej kategorii wagowej, z rywalami bardziej uznanymi, bogatszymi, mającymi większe możliwości.

RB Lipsk jak Tottenham Pochettino

Tego, co osiągnął z tą drużyną Mauricio Pochettino, nie można sprowadzać do braku trofeów w klubowej gablocie. Argentyński menedżer stworzył przynajmniej kilka gwiazd, przede wszystkim jednak zbudował zespół, który potrafił czarować, zaskakiwać, grać ładnie dla oka. Tak, także rozczarowywać i popisywać się wyjątkową zdolnością do komplikowania sobie życia i marnowania wywalczonych wcześniej szans.

Zwolnienie go po słabym początku sezonu i porażce z Liverpoolem w ostatnim meczu ubiegłego sezonu musiało się wydarzyć, było po prostu nieuniknione - zwłaszcza przy postawie właścicieli i zmęczeniu materiału.

REKLAMA

Pochettino wielokrotnie podkreślał, że musi przewietrzyć szatnię, że potrzebuje świeżej krwi. Każdy zespół w pewnym momencie zaczyna się dusić, dochodzi do ściany. Każdy zespól potrzebuje wstrząsu, zmian i rotacji.

Tottenham, o którego sile stanowili Harry Kane, Christian Eriksen, Hugo Lloris, Jan Vertonghen, Dele Alli, Mousa Dembele, nie doczekał się tego momentu.

Eriksena nie ma już w Londynie, Dembele, który coraz bardziej odczuwał trudy gry w Premier League, odszedł do Chin po ostatni wysoki kontrakt w karierze.

Alli, który miał fenomenalne wejście do dorosłej piłki, nie potrafi ustabilizować formy. Do tego jego zachowania są już od dawna pożywką dla brukowej prasy, a arogancja i zachowanie są uważane za koszmarne nawet przez kibiców "Spurs".

REKLAMA

Kane, który ma dźwigać na swoich barkach Tottenham, jest jedynym snajperem w drużynie i w każdym sezonie na kibiców pada blady strach związany z tym, kiedy będzie musiał pauzować z powodu kontuzji. "Kiedy", ponieważ od kilku lat mamy do czynienia z regularnością w tej kwestii.

Toby Alderweireld, nie tak dawno będący czołowym stoperem ligi, obniżył loty, tak sam jak Vertonghen, który zdaje się być już bliżej końca grania na najwyższym poziomie. Trofea do Manchesteru City poszedł zdobywać Kyle Walker, chimeryczny Danny Rose odszedł na wypożyczenie i wydaje się, że po kłótni z Mourinho skończony.

Tottenham, który był czymś nowym, świeżym, który doceniali kibice i eksperci, z roku na rok gnuśniał i stawał się coraz bardziej przewidywalny. Kibice, który oglądali na żywo środowy mecz z RB Lipsk, mogli czuć tym większy smutek - to, jak wyglądali Niemcy, przypominało im ich zespół z najlepszego okresu Pochettino. Szybki, odważny, grający z pomysłem. Naciskający na rywala, wymuszający błędy. Mający fantazję i rozmach.

REKLAMA

Brak rozwiązania

- Lucas Moura był martwy, Bergwijn był absolutnie martwy, Lo Celso był absolutnie martwy. Jesteśmy w poważnych kłopotach. Gdyby chodziło tylko o ten mecz, powiedziałbym, że nie ma problemu, ale są jeszcze spotkania Premier League i Pucharu Anglii. Najbardziej martwi mnie, że to są piłkarze, którymi będziemy grać kolejnych nie wiadomo ile meczów - podsumowywał Mourinho to, jak wyglądali jego zawodnicy. Jednocześnie twierdził, że ten występ był wszystkim, co mogli tu zrobić.

Oczywiście, za czasów Argentyńczyka przychodzili nowi piłkarze, jednak do kadrowej rewolucji, która powinna mieć miejsce, nigdy nie doszło. Pochettino nie miał łatwego życia z prezesem Danielem Levym, a już końcówka ubiegłego sezonu była fatalna i tylko nieporadności ligowych rywali londyńczycy zawdzięczali miejsce w czołowej czwórce Premier League.

REKLAMA

Samo dojście do finału LM mogło być odbierane jako duży sukces, zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności - był to pierwszy sezon na nowym stadionie, zespół nie dokonał latem żadnego transferu, musiał radzić sobie z wieloma kontuzjami i słabszą formą kilku kluczowych graczy.

- Nie jesteśmy już młodzi, nie jesteśmy już niedoświadczeni, graliśmy w ważnych meczach dla klubu i reprezentacji. Rozumiemy, dlaczego trener jest sfrustrowany. Jest tu od sześciu lat, a błędy, które popełniamy, zdarzały się w pierwszym sezonie. Musimy znaleźć rozwiązanie, rozwijać się i stawać lepszymi. To wszystko, co możemy zrobić - mówił jeszcze niedawno Harry Kane, który prawdopodobnie wróci do gry dopiero za kilka tygodni. Podobnie jak Son, który wiele razy ratował swój zespół. Moussa Sissoko, który był jego płucami, nie zagra do końca sezonu. Poważna kontuzja kolana pozwala mieć wątpliwości, czy 30-latek wróci jeszcze do optymalnej formy.

Tottenham nie znalazł rozwiązania. Nie rozwinął się wystarczająco i nie stał się lepszy na tyle, by wygrać cokolwiek. To mógł być kolejny krok Pochettino, ale w tej kwestii zostanie już tylko gdybanie. Mourinho przejął wszystkie problemy swojego poprzednika. I w krótkim czasie dorobił się kilku kolejnych.

REKLAMA

Co broni Mourinho?

Daniel Levy zdecydował się zastąpić Argentyńczyka jego przeciwieństwem. O ile mógł on być uznawany za romantyka, Mourinho jest pragmatykiem w każdym calu, przekonanym o własnym geniuszu i wyjątkowości, podkreślającym przekonanie, że cel uświęca środki. Cel, czyli trofea. Do tego szokujące jest, że zaproponował nowemu menedżerowi ogromny kontrakt, czyniąc z niego drugiego najlepiej opłacanego szkoleniowca na świecie. A to właśnie kontrakty i sumy, który w nich widniały, były powodem odejścia przynajmniej kilku graczy na przestrzeni lat. 

Jego krytyka trwała pod koniec jego drugiej przygody w Chelsea, z którą zdobywał mistrzostwo, nie zmieniła się znacząco w Manchesterze United, chociaż udało mu się wzbogacić klubową gablotę. Opinie dotyczące tego, że jest wypalony, stał się taktycznym dinozaurem, używa cały czas tych samych metod i, to norma. Podobnie jak to, że Tottenham to ostatni klub w wielkim futbolu.

Czy ma jeszcze coś do udowodnienia? Podobne pytanie padło na konferencji przed meczem z RB Lipsk, zadano je w kontekście 32-letniego trenera Juliana Nagelsmanna, który wielokrotnie był porównywany z Mourinho.

REKLAMA

Portugalczyk w odpowiedzi zapytał tylko, co miałby udowadniać i zaczął wyliczać swoje trofea w ciągu 20 lat kariery. Po spotkaniu, kiedy jeden z dziennikarzy zasugerował, że Tottenham grał źle, Mourinho poczuł się na tyle urażony takim określeniem postawy piłkarzy, że odmówił odpowiedzi na zadane pytanie. 

Tak, właściwie w każdym z prowadzonych klubów broniły go wyniki. Inne drużyny czuły przed nimi respekt, a to wszystko skutecznie zamykało usta krytykom. Można było mieć zastrzeżenia co do stylu, piłkarskiej filozofii czy samego sposobu prowadzenia piłkarzy, ale w kluczowym momencie liczyły się trofea i wygrane, od których odbijały się zarzuty. Co teraz broni Mourinho? Chyba tylko krótki czas, który spędził z tym zespołem. I to, że na niektóre rzeczy po prostu nie miał wpływu, co zresztą nikomu nie przeszkadza specjalnie w kontynuowaniu ostrzału.

Nie udało mu się rozwiązać problemów na Old Trafford, a w Tottenhamie spotkał się z podobnymi. A Liga Mistrzów od początku nie wydawała się dobrą odskocznią. W ostatnich latach nie była dla niego łaskawa. Z poprzednich ośmiu spotkań fazy pucharowej wygrał zaledwie jedno.

Mourinho kontra świat

Mourinho jakiś czas temu był wcieleniem króla dżungli, który doskonale rozumiał zasady gry, lubił je naginać i wykorzystywać, miał swój charakterystyczny styl, był ostro, arogancki, ale budził respekt i potrafił porywać za sobą piłkarzy. W miejscach, gdzie pracował, zdarzało mu się zostawiać spaloną ziemię. Ale Portugalczyk spada z piedestału.

REKLAMA

Teraz zostało mu przeświadczenie, że to nie on jest winny. Nie on odpowiada za koszmarną grę Tottenhamu i to, że zespół na własnym stadionie zupełnie oddał pole ekipie z Lipska. Że gdyby nie interwencje Hugo Llorisa, moglibyśmy mówić o pogromie.

Niemcy powinni prowadzić już po kilkudziesięciu sekundach gry. W dalszej jej części mieli trzy-cztery sytuacje, które powinny zakończyć się golem. Ale mimo tego, że nie potrafili nawiązać walki, wcale nie musieli przegrać tego meczu - wystarczyło być skuteczniejszym przy kontrach. Można tylko domyślać się, że gdyby do tego doszło, Portugalczyk mógłby mówić o tym, że piłkarze idealnie zrealizowali plan na ten mecz. 

Oglądamy kolejny odcinek serialu, w którym Mourinho znów staje naprzeciwko złego świata, w którym wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu. Fatalny terminarz, zawodnicy umierający ze zmęczenia, kontuzje kluczowych piłkarzy, brak zmienników, sędziowie, media. W poprzednich klubach, pod koniec jego kadencji, do tego dochodzili jeszcze piłkarze, którzy o dziwo nie chcieli za niego umierać.

REKLAMA

Choć wydawało się, że przerwa od trenerki skłoniła go do tego, by nabrać dystansu i pokory, momentami znów na wierzch wychodzą jego najgorsze cechy.

Tottenham wchodzi właśnie w kluczowy okres sezonu. Wciąż walczy o czołową czwórkę (chociaż wobec wykluczenia Manchesteru City z Ligi Mistrzów można mówić o piątce) Premier League, jest w grze o Puchar Anglii, ma jeszcze rewanż w Lidze Mistrzów. Od momentu, w którym Mourinho pojawił się w Londynie, więcej punktów w lidze zdobył tylko Liverpool.

Problem w tym, że Tottenham wciąż gra fatalnie. Trudno znaleźć jakikolwiek mecz (może poza zwycięstwa 5:0 z Burnley), w którym "Spurs" byliby porywający. Cały czas tracą gole po fatalnych błędach. Oddają inicjatywę nawet rywalom pokroju Norwich czy Aston Villi, które walczą o utrzymanie. W zupełnie bezbarwny sposób przegrali z Manchesterem United czy Chelsea. Już kilka razy uciekali spod topora, ratując wyniki w końcówkach meczów.

REKLAMA

Może dobra punktowa średnia da zespołowi miejsce za plecami Liverpoolu i Manchesteru City. Może Mourinho uda się zwyciężyć w Pucharze Anglii, dając klubowi pierwsze trofeum od 12 lat. Tyle tylko, że aktualnie postawa Tottenhamu po prostu nie może cieszyć., a samo zdobycie czegoś mniej znaczącego nie będzie miało żadnych długofalowych konsekwencji.

Broń, w której nie ma nabojów

Kibice, którzy zostali osieroceni przez zespół Pochettino, który zdefiniował obraz Tottenhamu na najbliższy czas, przeżywają traumę. Oglądali i nadal oglądają rozkład zespołu, który może nie wygrał niczego, ale pozwolił im marzyć. I wszystko wskazuje na to, że nieprędko się on skończy. Gwiazdorski i długoterminowy kontrakt Mourinho jasno pokazuje, kto będzie tutaj rozdawał karty. Daniel Levy w momencie, w którym zaufał Mourinho, wybrał diametralnie inną drogę na budowę drużyny. I to Portugalczyk prawdopodobnie dostanie to, na co nie mógł liczyć Pochettino, wprowadził zespół na zupełnie inny poziom. 

- To, co pozwala mi być pewnym siebie, to duch piłkarzy i ich mentalność. Ale taka jest nasza sytuacja, to jak pójście na wojnę z bronią, w której nie ma nabojów. Ale bez względu na to, kto zagra w rewanżu, pojedziemy tam po to, by walczyć - mówił Mourinho.

REKLAMA

Jeśli chodzi o powód do optymizmu przed tym spotkaniem, to jest właściwie tylko jeden - chcąc mieć jakiekolwiek nadzieje na korzystny wynik, londyńczycy będą musieli robić to, czego chcą od Mourinho krytycy. Chodzi o granie w piłkę. To, że Tottenham w dalszej części sezonu będzie cierpiał, jest przesądzone. Główne pytanie brzmi, jakie wnioski i zmiany pociągnie to za sobą.

Paweł Słójkowski, PolskieRadio24.pl 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej