Krzysztof Dowhań dumny z podopiecznych. Szczęsny i Fabiański piszą historię: jeden często zaczyna, drugi kończy
Wybór między tak świetnymi specjalistami to dla każdego trenera wręcz wymarzony problem. Najlepsi polscy bramkarze - Wojciech Szczęsny i Łukasz Fabiański - obchodzą 18 kwietnia swoje urodziny. O ich ambicji, wrodzonym talencie i ciężkiej pracy opowiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Krzysztof Dowhań, trener bramkarzy Legii Warszawa, który przed laty z nimi pracował.
2020-04-18, 08:11
PolskieRadio24.pl: W sobotę swoje urodziny obchodzą najlepsi polscy bramkarze - Łukasz Fabiański (35 lat) i Wojciech Szczęsny (30 lat). Czego by im Pan życzył?
Krzysztof Dowhań: Przede wszystkim jeszcze kilku lat jak najlepszej gry w dobrych klubach, w których teraz są. Oprócz tego zdrowia, bo jesteśmy w momencie niezbyt ciekawym dla całego świata. Na szczęście ich to ominęło, bo wiem że Artur Boruc niestety zachorował na koronawirusa. Myślę, że takim sportowcom trzeba życzyć głównie unikania kontuzji. Łukasz w ostatnim czasie długo zmagał się z urazem, który na jakiś czas wyłączył go z gry. Na pewno nie było to dla niego przyjemne.
Powiązany Artykuł
Ekstraklasa: testy pozwolą wznowić sezon? "Jesteśmy zdeterminowani, by dokończyć rozgrywki"
O ile Szczęsny gra w czołowym europejskim zespole, regularnie walczącym o Ligę Mistrzów i wygrywającym w Serie A, tak często spekuluje się o tym, czy przed Łukaszem Fabiańskim jest jeszcze szansa transferu do lepszego klubu. W wielu meczach ratuje interwencjami swój West Ham i wielu ekspertów uważa, że to fachowiec za dobry na „Młoty”.
Krzysztof Dowhań: West Ham to bardzo dobry klub, choć oczywiście nie jest to poziom Juventusu czy czołowych ekip ligi angielskiej. Myślę, że Łukasz dałby sobie radę wszędzie, a wiek mu w tym nie przeszkodzi - może być równie świetny mając 38 czy 39 lat. To wszystko zależy od zdrowia - jeśli ominą go kontuzje, na pewno byłby w stanie temu podołać.
Poznał Pan obu bramkarzy w młodym wieku - jakie były Pana pierwsze wrażenia po zobaczeniu ich w treningu?
Krzysztof Dowhań: Jeśli chodzi o Wojtka, to w wieku 15 lat miał wielką zdolność do szybkiego uczenia się. Nauka nowych ruchów, wykonywanie ćwiczeń to nigdy nie było dla niego problemem. Był fantastycznie plastyczny, przy tym już wtedy miał - o ile dobrze pamiętam - 191 centymetrów wzrostu. Jak na piętnastolatka to nieprawdopodobne. Łukasz przyszedł do nas, gdy miał już 19 lat i też widać było, że jest niesamowicie utalentowany. Od zawsze uważam, że gdyby w piłce nożnej bramkarzom przyznawano noty za styl, jak w łyżwiarstwie figurowym czy skokach narciarskich, "Fabian” miałby same "dwudziestki”. Do tego był świetnie przygotowany pod względem sprawnościowym - zawsze rzucała się w oczy jego ogólna sprawność poruszania się.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Koronawirus. Finał Ligi Mistrzów w sierpniu? UEFA ma dwa scenariusze
Podczas wchodzenia do seniorskiej piłki któryś z bramkarzy miał chwile zwątpienia i wątpliwości, czy na pewno wybrał dla siebie dobrą drogę, która zaprowadzi go na szczyt?
Krzysztof Dowhań: Wojtek wyjechał bardzo wcześnie, ale ja byłem przekonany o jego możliwościach i wiedziałem, że gdziekolwiek dostanie szansę, tam będzie bronił. Co tu dużo mówić, ma świetne geny po ojcu. Janek, jego starszy brat ich nie odziedziczył, a Wojtek tak. Jeśli chodzi o Łukasza, było widać jak uparcie dąży do celu. Najpierw spędził u nas ponad rok, broniąc w drugim zespole i spisywał się świetnie. Pamiętam sytuację, gdy Maciej Skorża, który wtedy był trenerem Wisły Kraków, przy okazji meczu w Krakowie zapytał mnie kto stanie w bramce po odejściu Boruca. Odpowiedziałem mu: Fabiański. Odpowiedział: ale jak to Fabiański? Taki młody?. Decyzja okazała się słuszna.
Wyjechali do zagranicznego klubu i znów trafili do tej samej szatni, tym razem w Arsenalu Londyn. Czy Pana zdaniem ta świadomość w jakikolwiek sposób im wtedy pomogła? W kosmopolitycznej szatni dowodzonej przez Wengera porozumiewano się w wielu językach.
Krzysztof Dowhań: Przede wszystkim ich sytuacja w momencie wyjazdu była inna - Łukasz odszedł bezpośrednio do pierwszego zespołu, Wojtek zaczynał od akademii. Ciężko przesądzić, czy sobie nawzajem pomogli, ale patrząc na przebieg ich kariery, na pewno dobrze wtedy trafili. "Fabian” miał jednak pecha. Gdy po latach doczekał się statusu pierwszego bramkarza, przytrafiła mu się ciężka kontuzja która wszystko skomplikowała. Niestety, takie jest życie sportowca.
Jaki jest element bramkarskiego rzemiosła, o którym w przypadku tych golkiperów można powiedzieć, że jest ich znakiem rozpoznawczym i najmocniejszym punktem?
Krzysztof Dowhań: Wyróżnia ich przede wszystkim bardzo dobry chwyt. Starają się jak najmniej piłek odbijać, a wszystkie łapać w ręce. Myślę, że to jest świadectwo ich dobrej techniki, zwłaszcza przy piłkach odbitych po koźle. Firmy, które produkują piłki robią wszystko, aby bramkarzom utrudnić życie, więc to jest szczególnie ważna umiejętność.
Obaj od lat rywalizują ze sobą o miejsce w bramce reprezentacji Polski. Kto z nich Pana zdaniem ma na dziś piękniej zapisaną reprezentacyjną kartę?
Krzysztof Dowhań: Trudno jest to jednoznacznie ocenić, bo w ostatnich latach częściej stawiano na Wojtka, ale pamiętamy jak było - wielkie turnieje zaczynał on, a kończył Łukasz. Jeśli chodzi o kadrę, to gdy jeszcze przypomnę sobie czasy, gdy był w niej Artur Boruc, najważniejsze jest, że nigdy nie było powodów do niepokoju. Pod względem bramkarzy nasza reprezentacja od lat stoi na najwyższym poziomie.
REKLAMA
W międzyczasie między słupkami stał także Wojciech Kowalewski...
Krzysztof Dowhań: ... kolejny mój dobry znajomy.
Powiązany Artykuł
Koronawirus. Maradona w maseczce ochronnej. Nowy pomysł władz Buenos Aires
Jerzy Brzęczek jako selekcjoner stosuje rotację w bramce - przez pewien czas broni Fabiański, później Szczęsny. Czy w Pana ocenie to dobre rozwiązanie? W założeniu obaj bramkarze mają być pogodzeni dzięki zapewnieniu im występów, ale z drugiej strony tak ambitnym graczom ciężko pogodzić się z rolą rezerwowego, nawet jeśli tylko w części spotkań.
Krzysztof Dowhań: Jeśli spojrzymy na inne reprezentacje, to bywały jeszcze inne zasady - David Seaman nie zawsze bronił w Arsenalu, a w angielskiej bramce przez dziesięć lat miał pewne miejsce. Za każdym razem postawienie na jednego daje drugiemu do myślenia: jestem tym drugim. Zawsze wychodziłem z założenia, że jeśli decydujemy się na kogoś i spełnia nasze oczekiwania, to na niego stawiamy. Ja nie zdecydowałbym się na taki układ, w którym dwa razy broni ten, a dwa razy tamten. Pracuję od wielu lat w klubie i zawsze jest pierwszy bramkarz, "jedynka”, a jego kolega musi się pogodzić z rolą zmiennika.
Ustalona z góry rotacja jest chyba i tak lepsza niż wystawianie bramkarza do pierwszego popełnionego błędu?
Krzysztof Dowhań: To jest już rzeczywiście bez sensu, bo każdemu zdarzają się poważne błędy. Ci, których uważamy za najlepszych na świecie, też mają gorsze momenty. Nie każdy może się wspiąć na wysoki poziom trenując jako bramkarz, ale gdy już ma umiejętności i wytrzymuje presję - niech broni.
Dziś do reprezentacyjnej bramki aspiracje zgłasza młode pokolenie. Po kim obiecuje Pan sobie najwięcej? Domyślam się, że wskaże Pan kolejnego ze swoich podopiecznych, Radosława Majeckiego.
Krzysztof Dowhań: Radek to świetny bramkarz, ale są też inni. Kamil Grabara jest graczem Liverpoolu, który został wypożyczony i trzeba śledzić jego rozwój. Bartek Drągowski świetnie broni we Włoszech, wysokie umiejętności pokazuje też Marcin Bułka. Jest kilku obiecujących bramkarzy, ale dziś ciężko ocenić, kto z nich w przyszłości stanie w reprezentacyjnej bramce. Będzie to w największym stopniu zależało od tego, czy przebiją się do składu w swoich klubach. Jeśli popatrzymy na sytuację Grabary, to po ewentualnym powrocie do Liverpoolu ciężko mu będzie "wygryźć” Alissona.
REKLAMA
Patrząc na urodzaj wśród młodych golkiperów wydaje się, że przez następne piętnaście lat polscy kibice nie będą mieli powodów do obaw.
Krzysztof Dowhań: Pewnie będziemy mieć spokój, ale martwi mnie, że coraz młodsi bramkarze wyjeżdżają z Polski. Jeśli dostaną szansę i się przebiją, to świetnie - świadczy to o tym, że dobrze pracujemy. Taki zawodnik jest wtedy dowodem na udaną pracę wykonaną w Polsce.
Ten problem miał wspomniany Drągowski - wyjechał młodo do Fiorentiny i minęły prawie trzy lata, zanim zaczął regularnie bronić na wypożyczeniu w Empoli.
Krzysztof Dowhań: Zgadza się, inną sytuacją jest wyjazd bramkarza ze sporym ekstraklasowym doświadczeniem, który ma wtedy lepsze "wejście” do szatni, a ten młodszy musi wyrabiać swoje nazwisko i krok po kroku się przebijać.
Jakub Pogorzelski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA
REKLAMA