40 lat temu miał miejsce słynny "gest Kozakiewicza"

30 lipca 1980 roku na igrzyskach olimpijskich w Moskwie odbył się konkurs skoku o tyczce. W naszej historii wielokrotnie wypowiadaliśmy się na temat współpracy z naszym wschodnim sąsiadem. Ale nigdy w tak dobitnym i pokojowym stylu. Władysław Kozakiewicz w specyficzny sposób ucieszył się ze swojego zwycięstwa i "podziękował" moskiewskiej widowni za gwizdy.

2020-07-30, 09:00

40 lat temu miał miejsce słynny "gest Kozakiewicza"

Bojkot Moskwy 

Po drugiej wonie światowej świat wkroczył w zimną wojnę. Utworzyły się dwa obozy militarne. Komunistyczny reprezentował Układ Warszawski. Kapitalistyczny - NATO (North Atlantic Treaty Organization - Organizacja Paktu Północnoatlantyckiego). W grudniu 1979 roku ZSRR dokonał inwazji na Afganistan. Tłumaczył ją chęcią pomocy bratniemu narodowi. Zupełnie inaczej zrozumiały tę sytuację państwa paktu północnoatlantyckiego. Zapadła polityczna decyzja o bojkocie igrzysk. Nie pojechały do Moskwy 63 kraje. My - z oczywistych względów - pojechaliśmy.

Nieczyste zagrania organizatorów

Sowieci robili wszystko, aby udowodnić, że są najlepsi. W sposób urągający normalnemu zachowaniu. Dla przykładu w momencie, kiedy ich oszczepnik rzucał, otwierali bramy stadionu, aby wzmóc prądy powietrza. Na łamach portalu sportowefakty.pl tak wspomina te sytuacje Władysław Kozakiewicz:

REKLAMA

"Na olimpiadzie w Moskwie były oszustwa na taką skalę, że to się nie mieściło w głowie. Im było wszystko jedno, kto startuje, oni musieli wygrać. Gimnastyczka Nadia Comaneci dostała srebrny medal, chociaż była dużo lepsza od Nellie Kim, dopiero po proteście wręczono dwa złote medale. Ja się bałem, że w skoku o tyczce też będą oszukiwać. I tak robili. Nie wiem, ile tak naprawdę wtedy skoczyłem, może i sześć metrów. Z daleka nie widać przecież, na jakiej dokładnie wysokości jest poprzeczka. Rosjaninowi mogli ją obniżać o 5-10 centymetrów, a pozostałym o tyle podnosić i nikt by tego nie zobaczył. Nie wolno było nam podejść pod miarkę, która jest na stojakach".

Powiązany Artykuł

Irena Szewińska 1200 f
Królowa polskiej lekkoatletyki. Szanowni Państwo, Pani Irena Szewińska

Bardzo ciekawy konkurs

30 lipca 1980 roku. Stadion na Łużnikach w Moskwie. Do finałowego konkursu wystartowało 12 tyczkarzy. Wśród nich trzech Polaków. Poza Kozakiewiczem także Tadeusz Ślusarski oraz Mariusz Klimczyk. Faworytem gospodarzy był Konstantin Wołkow. W konkursie uczestniczyli jeszcze bardzo dobrzy Francuzi.

YouTube.com/Pablo115 

W tych zawodach jednak się nie liczyli. Zachowanie rosyjskiej publiczności było skandaliczne. W momencie, kiedy Polacy skakali, cały stadion gwizdał i buczał. Chcieli w ten sposób pomóc swojemu idolowi. Jak widać, nie wszyscy dorośli emocjonalnie do przeprowadzenia igrzysk olimpijskich.

REKLAMA

Na szczęście nie zdeprymowało to Polaków. Na wysokości 5,65 stawka zaczęła się zdecydowanie przerzedzać. W konkursie pozostało tylko czterech zawodników. Klimczyk odpadł. Ostatecznie zajął szóstą pozycję. Jako jedyny w pierwszej próbie pokonał 5,65 Kozakiewicz. Pozostali: Ślusarski, Wołkow oraz Philippe Houvion zaliczyli ją dopiero za trzecim podejściem. Zaordynowano 5,70. Pierwszy odpadł Francuz. Zakończył rywalizację na czwartym miejscu. Nie udało się pokonać tej wysokości także Ślusarskiemu. Wołkow miał ostatnią próbę. Zagrał pokerowo i poprosił o podniesienie poprzeczki na 5,75.


Posłuchaj

Po latach na antenie Polskiego Radia Władysław Kozakiewicz tak wspominał swoje moskiewskie zwycięstwo (IAR) 0:28
+
Dodaj do playlisty

Posłuchaj

Sprawozdawcą z tyczkarskiego konkursu na antenie Polskiego Radia był Bohdan Tomaszewski (IAR) 0:30
+
Dodaj do playlisty

  

W tej sytuacji pierwszy skakał Kozakiewicz. Trudno opisać co się stało. Wrzask i ściana gwizdów sowieckich kibiców była przerażająca. Ale pan Władysław wydawał się tego nie słyszeć. Po przepięknym skoku pokonał tę wysokość. Na zeskoku odwrócił się do tak "wysublimowanej" publiczności i pokazał gest zginania jedną ręką drugiej.

REKLAMA

Polscy kibice oszaleli z radości. A sowieccy byli na tyle zaskoczeni, że zamilkli. Na ich narodowym stadionie taki gest w ich kierunku. Na tyle było to ważne wydarzenie, że doczekało się swojego przydomku – "gest Kozakiewicza".

Tymczasem konkurs trwał. Do 5,75 podszedł faworyt Rosjan - Wołkow. Niestety, nie poradził sobie z nią. Obaj ze Ślusarskim zajęli drugie miejsce, zdobywając srebrne medale. A Władysław Kozakiewicz zaordynował 5,78. Za pierwszym razem poprzeczkę strącił. Udało się ją pokonać za drugim podejściem. Rekord świata, złoty medal olimpijski i wielka duma z wykazania wyższości nad Sowietami.

Powiązany Artykuł

Javier Sotomayor 1200.jpg
Javier Sotomayor - jedyny człowiek, który przeskoczył bramkę piłkarską

Cytując za wywiadem z Kozakiewiczem na doba.pl:

"Gwizdano tylko na Polaków, ale paradoksalnie mnie to dopingowało. Przed zawodami miałem ogromny stres, byłem nie do rozmowy. Po pierwszym skoku poczułem niezachwianą pewność, że będzie dobrze. Kiedy poprzeczka zostawała w górze, czułem niesamowitą radość. Kiedy leciałem nad poprzeczką już po złoty medal przy porażającym gwiździe pięćdziesięciu tysięcy Rosjan, poczułem, że muszę dać upust emocjom. Postawiłem więc na nasz polski gest "takiego wała".

REKLAMA

Nagroda za wspaniałe osiągnięcia sportowe

Mistrza olimpijskiego i rekordzistę świata po powrocie do Polski potraktowano mało elegancko:

"Zabrano mi paszport, nazywaliśmy to »kontuzją paszportową”, raptem paszportu nie ma. Nie można było wyjechać na zawody, na które jest się zaproszonym. Inni wyjeżdżali, a ja zostawałem w domu na sześć miesięcy. Nie było tego widać, bo kiedy startowałem, byłem dobry. Zawsze dążyłem do tego, by być zwycięzcą. Dyskwalifikacja oznaczała też zabranie stypendium sportowego, nie miałem pensji. Nie mogli mi zabronić jedynie treningu".

REKLAMA

Ambasador sowiecki w Polsce Boris Aristow domagał się odebrania Polakowi medalu. Na szczęście po pewnym czasie wszystko wróciło do normy. A Polacy byli bardzo dumni z postawy naszego rodaka.

AK

Czytaj także:

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej