Tragedia w Pucharze Anglii. Na Burnden Park zagrali mimo ofiar na płycie stadionu

9 marca 1946 roku na stadionie Burnden Park w Boltonie, podczas meczu Pucharu Anglii, w którym gospodarze podejmowali Stoke City, zginęły 33 osoby. Na Wyspach wciąż pamiętają o tej tragedii.

2021-03-09, 11:23

Tragedia w Pucharze Anglii. Na Burnden Park zagrali mimo ofiar na płycie stadionu
Tragedia na Burnden Park 1946 rok. Foto: TT/screen

Miejscowy klub podejmował Stoke City. W drużynie gości grał jeden z najlepszych, w tamtych czasach, piłkarzy w Anglii Stanley Matthews. Zawodnik był uważany za gwiazdę światowego formatu. Dzięki eleganckiemu i skutecznemu stylowi gry kibice nadali mu przydomek "The Wizard of the Dribble" (Czarodziej Dryblingu). W tym dniu żaden inny zespół z Lancashire, hrabstwa z północno-zachodniej Anglii, nie rozgrywał meczu. Zainteresowanie spotkaniem było więc olbrzymie.

Stadion Burnden Park

Obiekt był mocno zdewastowany, ale nie było lepszego miejsca do rozegrania meczu. Jedynym wejściem na stadion było to od ulicy Manchester Road. Pozostałe zamknięto. Kibice nie mogli także wejść na wszystkie trybuny. Jeszcze podczas wojny cześć z nich zajęło Ministerstwo Zaopatrzenia. W 1946 roku stadion Burnden Park nie posiadał ani krzesełek, ani dachu, ani sprawnych bram, którymi kibice byliby bezpiecznie wpuszczani na teren obiektu. Sprzedaż biletów odbywała się tuż przed meczem, w kilku kasach przy jedynym wejściu. Nie było żadnej przedsprzedaży.

Godzina 14:40

Rozpoczęcie spotkania planowano na godzinę 15:00. Przed jedynym wejściem na stadion ustawiły się tłumy kibiców. Nie było szansy, aby wszyscy zainteresowani zdążyli dokonać zakupu i wejść na obiekt. W dodatku organizatorzy, dwadzieścia minut przed rozpoczęciem spotkania, podjęli decyzję o zamknięciu wejścia. Stadion był już przepełniony. Ludzie, którzy nie mogli obejrzeć meczu, próbowali to zrobić, przeskakując przez ogrodzenie. Aby zahamować ten proceder, zapadła decyzja o ponownym otwarciu jedynej bramy. To posunięcie pociągnęło za sobą pasmo tragicznych wydarzeń.

W dochodzeniu przeprowadzonym po wypadku oceniono, że na stadion, przeznaczony dla 20 000 widzów, chciało wejść około 85 000 fanów. Na osoby, które już zajęły miejsca na ławkach, zaczęły napierać te, które weszły na stadion w ostatniej chwili. Sędzia, George Dutton, dał sygnał gwizdkiem do rozpoczęcia spotkania. Usłyszawszy go, kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy jeszcze nie weszli, naparło ze zdwojoną siłą. Tratowali tych, którzy już byli w środku. Przyciskali ich do barierek odgraniczających sektory. Niektóre pod naporem się przewróciły. Stojący przy nich kibice zostali przygnieceni i zadeptani.

REKLAMA

"Pamiętam, jak bariery się rozpadały i wszyscy na mnie wbiegali, ale nagle ktoś mnie podniósł" - opisała w rozmowie z BBC Phyllis Robb, ocalała uczestniczka meczu.

Bardzo trudna decyzja

Jeden z miejscowych policjantów podszedł do sędziego. Przekazał informację o ofiarach śmiertelnych. Arbiter przerwał mecz i wezwał do siebie kapitanów obu zespołów - Harrego Hubbicka z Boltonu oraz Naila Franklina ze Stoke. Nakazał opuszczenie płyty boiska. Jednak po 30 minutach podjął decyzję o wznowieniu gry.

Używając trocin, wytyczono nową linię boczną. W ten sposób przykryte płaszczami ofiary miały zostać oddzielone od placu gry. Mecz zakończył się wynikiem 0:0.

Po spotkaniu komentarze były zgodne. Lepiej, mimo tak wielu ofiar, było je dokończyć, niż poinformować nagle 85 000 kibiców o zakończeniu meczu przed czasem, co groziło jeszcze większą tragedią.

REKLAMA

"Wydaje mi się, że 80 procent kibiców nie miało pojęcia o tym, co się dzieje na stadionie. Mogło się wydawać, że leżący po drugiej stronie stadionu ludzie po prostu zemdleli. (…) Można sobie wyobrazić tych wszystkich ludzi, którzy zapłacili pieniądze, aby wejść na mecz, aby zobaczyć, jak gra Stanley Matthews. I nagle mecz miały być przerwany? Dlaczego? To mogło się skończyć zdecydowanie gorzej" - ocenił historyk klubu z Boltonu, Simon Marland cytowany przez bbc.com.

Cały angielski futbol okrył się żałobą

W tragedii życie straciły 33 osoby, a ponad 500 zostało rannych.

Piłkarz Stoke, Matthews, stwierdził, że "był to najobrzydliwszy dzień w jego karierze".

"Jednak dopiero gdy wieczorem wracałem samochodem do domu, cień ponurej katastrofy spadł na mnie jak chmura burzowa" - wspominał na football-stadiums.co.uk.

REKLAMA

Natychmiast przekazał pieniądze na rzecz ofiar tragedii. Federacje piłkarskie Anglii i Szkocji postanowiły rozegrać mecz, z którego całkowity dochód miał być przekazany rodzinom ofiar. Odbył się on 24 sierpnia 1946 r. Padł remis 2:2. Zebrano 12 000 funtów. 

Powiązany Artykuł

Heysel tragedia 1200 F.jpg
35 lat od tragedii na Heysel. Boniek: rozgrywał się dramat, a my byliśmy w szatni

Epilog

W roku 1992 na koronie stadionu odsłonięto tablicę pamiątkową upamiętniającą ofiary tragedii. Siedem lat później stadion został zburzony. Pamiątkowa płaskorzeźba została przeniesiona. Umieszczono ją na ścianie powstałego w miejscu dawnego obiektu supermarketu.

Po przerażającym wypadku powstał oficjalny raport dotyczący jego przyczyn. Znalazły się w nim także sugestie, co należy zrobić, aby nigdy więcej taka tragedia się nie powtórzyła.

"Na stadionach o pojemności przekraczającej 25 000 osób wyznaczono nowe zasady bezpieczeństwa, kołowrotki musiały być w stanie mechanicznie rejestrować wchodzących ludzi i zalecono, aby na wszystkich trybunach znajdowały się wewnętrzne systemy telefoniczne, aby poprawić komunikację w przypadku katastrofy" - opisano.

REKLAMA

Niewiele to jednak dało. W 1971 roku, w bardzo podobnych okolicznościach, zginęło 66 osób stratowanych przez tłum na stadionie Ibrox Park w Glasgow. 

Czytaj także:

AK

 

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej