Liga Mistrzów: ćwierćfinały bywają kontrowersyjne – od Warzychy do Lewandowskiego
Liga Mistrzów wkroczyła w najbardziej emocjonujący, jak mówi historia tych rozgrywek, etap. Tu gra się zawsze do końca, a rozstrzygają wielkie gwiazdy lub... decyzje sędziów.
2021-04-07, 10:40
„Gucio” załatwił Legię
Po raz pierwszy fazę ćwierćfinałową rozegrano w edycji 1994/95. Już rok później do tego etapu dotarł pierwszy i ostatni do dziś polski zespół – Legia Warszawa. Trafił tam na Panathinaikos Ateny z Józefem Wandzikiem i Krzysztofem Warzychą. „Koniczynki” okazały się za mocne dla „Wojskowych”, ale na długie lata niepobity zostanie rekord trzynastu Polaków jednocześnie na boisku w meczu Ligi Mistrzów. Jeden z nich strzelił nawet dwa gole, ale był nim niestety grający dla Greków „Gucio”.
Powiązany Artykuł
Robert Lewandowski musi zapomnieć na jakiś czas o strzelaniu goli. Polak zdruzgotany po diagnozie w Bayernie
Galaktyczny Real
Kolejne reformy elitarnych rozgrywek skutecznie zamknęły wkrótce drogę do najlepszej ósemki mistrzom słabszych lig. Za to dały okazję do częstego podziwiania konfrontacji gwiazd futbolu.
REKLAMA
Tak było w kwietniu 2003 roku, kiedy los skojarzył prowadzony przez Alexa Fergusona Manchester United i galaktyczny Real Madryt. Dwumecz stał na niebotycznym poziomie, padło w nim jedenaście bramek, a wszystkie strzeliły gwiazdy Realu Madryt – ówczesne i przyszłe.
Najpierw na Santiago Bernabeu „Królewscy” wygrali 3:1 po golach Figo i dwóch Raula oraz Ruuda Van Nistelrooya dla przeciwników. Do historii przeszedł zwłaszcza rewanż. W nim dla „Czerwonych Diabłów” trafili dwukrotnie David Beckham raz Van Nistelrooy i Ivan Helguera – obrońca Realu, któremu przytrafił się „swojak”. Wszyscy oni wkrótce zostaną kolegami klubowymi, Holender i Anglik zamienią bowiem Old Trafford na Santiago Bernabeu.
Tamtego wieczora wszystkich ich przyćmił wielki Ronaldo. Król strzelców Mistrzostw Świata 2002 strzelił hat-tricka i prawdopodobnie był to jego największy moment chwały w latach gry w Madrycie. Kontuzje zniszczyły karierę genialnego Brazylijczyka, który na długo przed swoim imiennikiem z Portugalii potrafił indywidualnym błyskiem przesądzać losy rywalizacji na korzyść Realu.
Morientes strzela do swoich
REKLAMA
Wyjątkowy pod każdym względem był kolejny sezon – 2003/3004. Sensacyjne rozstrzygnięcia padały w nim bez względu na etap rozgrywek, różnicę klas rywali czy nawet wynik pierwszego meczu.
Powiązany Artykuł
Bundesliga: Hans-Joachim Watzke na dłużej w Borussii. Prezes klubu zabrał głos ws. finansów BVB
Do ogromnych niespodzianek doszło zwłaszcza w ćwierćfinałach. Dla AC Milan, który pierwsze starcie z Deportivo La Coruna wygrał 4:1, rewanż miał być formalnością. A jednak rywale rozegrali chyba najlepszy mecz w swojej historii, a z pewnością najbardziej pamiętany przez kibiców. Wygrana 4:0 była szokiem nie tylko dla Włochów, ale i postronnych obserwatorów.
Jak wobec tego nazwać to, co stało się w innej parze tego samego etapu rywalizacji – Real Madryt – AS Monaco? Tam bowiem piłkarze z Księstwa nie tylko wyeliminowali faworyta, ale zrobili to w dużej mierze przy pomocy piłkarza rywali.
Fernando Morientes był do Monaco tylko wypożyczony, z ekipy „Królewskich” właśnie. W Madrycie przegrywał rywalizację ze wspomnianymi Raulem i Ronaldo. Na szczęście dla widowiska w jego umowie wypożyczenia nie było klauzuli o zakazie występu przeciw macierzystemu klubowi. Dzięki temu w obu spotkaniach strzelił niedawnym kolegom po bramce, w tym tę decydującą o awansie.
REKLAMA
Tamten sezon zakończył się najbardziej bodaj niespodziewanym składem finału w historii: FC Porto – AS Monaco i wykreował nową trenerską gwiazdę, Jose Mourinho.
Zmiana warty
Początek XXI wieku to ostatnie lata dominacji włoskiej Serie A w Europie. W latach 90. osiem razy z rzędu do finałów Ligi Mistrzów dochodził mistrz Włoch. Ostatnim akcentem tej hegemonii był finał z roku 2003 między Juventusem i Milanem. Później prymat powoli zaczęły przejmować angielska Premiership i hiszpańska Primera Division.
Zwiastunem tego okazała się rywalizacja między Interem i Milanem w kwietniu 2005 roku. Choć oba zespoły dzielą ten sam stadion, ich kibice od lat nie darzą się sympatią. W pierwszym meczu na San Siro grający w roli gospodarza Milan wygrał 2:0. W drugim „rossoneri” prowadzili 1:0, gdy iskierkę nadziei rywalom przywrócił gol Estebana Cambiasso. Tylko na chwilę, bo sędzia Markus Merk niesłusznie go nie uznał.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Kryzys w korporacji Juventus. Klęska z Porto to tylko rezultat [KOMENTARZ]
Tego było za wiele dla fanów niebiesko – czarnych. Na murawę poleciały petardy, jedną z nich trafiony został bramkarz Milanu Dida. Mecz na krótko wznowiono, ale pseudokibice znów dali o sobie znać. I nic tu nie zmienia fakt, że jeśli chodzi o samą interpretację wydarzeń na boisku, akurat mieli rację. Sędzia zakończył spotkanie zweryfikowane ostatecznie jako walkower dla Milanu.
Włoski futbol nie radził sobie nie tylko z pseudokibicami, ale i aferami, w których pogrążył się na lata.
Już rok później cegiełkę do tej degrengolady dołożył Manchester United, bijąc 7:1 AS Romę w ćwierćfinale kolejnej edycji Ligi Mistrzów.
Robert Lewandowski wchodzi do gry
REKLAMA
Minie jeszcze kilka lat, zanim polscy kibice będą się mogli emocjonować golami rodaka w fazie pucharowej. Koniec oczekiwania ma oczywiście związek z pojawieniem się Roberta Lewandowskiego.
W ćwierćfinale edycji 2012/2013 rywalem Borussii Dortmund była Malaga. Po bezbramkowym remisie w pierwszym meczu rewanż rozpoczął się od trzęsienia ziemi, czyli bramki dla Hiszpanów. Wyrównał szybko Robert Lewandowski, ale goście ponownie wyszli na prowadzenie. W tym momencie Borussia potrzebowała dwóch trafień do awansu. I taki stan utrzymał się aż do doliczonego czasu gry.
Wtedy słynący z gry do końca Niemcy strzelili dwie bramki, choć trzeba przyznać, że druga nie miałaby prawa zostać uznana, gdyby działał już wówczas VAR.
Z naszej perspektywy dało to początek pięknej historii – w półfinale Borussia trafiła na Real, a tam Lewandowski czterema golami sprawił, że jeszcze przez kilka lat będzie się spekulować o jego transferze do Madrytu.
REKLAMA
Zemsta CR7
Ponowna okazja do spotkania z „Królewskimi” na etapie ćwierćfinałów nadarzyła się Robertowi w sezonie 2016/2017 już w barwach Bayernu Monachium.
Pierwszy mecz musiał jednak opuścić z powodu urazu barku, którego nabawił się w ligowym meczu z dawnymi kolegami z Dortmundu. Bawarczycy bez swojej gwiazdy ulegli u siebie 1:2, a oba gole dla Realu zdobył Cristiano Ronaldo.
Powiązany Artykuł
Bundesliga: Xabi Alonso jednak nie zostanie trenerem Borussii Moenchengladbach
W rewanżu doszło wreszcie do pojedynku Polaka z Portugalczykiem. Rozpoczął Lewandowski z rzutu karnego, ale ten wieczór należał do CR7, który ustrzelił hat-tricka. Potrzebował na to dogrywki, podobnie jak Real do awansu, w regulaminowym czasie było bowiem 2:1 dla przyjezdnych.
REKLAMA
„Remontada” i klęska Barcelony
Również sezon 2017/2018 należał do Cristiano Ronaldo. W fazie ¼ finału zdobył wówczas jednego z najpiękniejszych goli w karierze. Jeszcze w barwach „Królewskich” mierzył się z przyszłymi kolegami z Juventusu. Być może to indywidualny popis w Turynie, gdzie nie tylko trafił przewrotką z wysokości ponad dwóch metrów, ale też poprowadził Real do wygranej 3:0, ostatecznie przesądził o transferze.
W rewanżu role niespodziewanie się odwróciły i to „Stara Dama” długo prowadziła 3:0. Kwestię awansu rozstrzygnął rzut karny wykorzystany przez CR7 w siódmej minucie doliczonego czasu gry.
Osławiona „remontadą” – zwycięstwem 6:1 z PSG w poprzedniej rundzie FC Barcelona była zdecydowanym faworytem rywalizacji z AS Roma. Z tej roli świetnie wywiązała się w pierwszym meczu, wygrywając u siebie 4:1.
REKLAMA
To chyba uśpiło Katalończyków, bo w rewanżu sami pozwolili rywalom odrobić straty. Rzymianie triumfowali 3:0 i wywalczyli sensacyjny awans dzięki bramce zdobytej na wyjeździe.
Anglicy pobili rekord Legii
Jeżeli jesteś fanem Ligi Mistrzów, czekasz na niezapomniane wtorkowe i środowe wieczory. Czasem emocje nadchodzą niespodziewanie, ale ćwierćfinałowy mecz rewanżowy pomiędzy Manchesterem City a Tottenhamem w sezonie 2018/2019 zapowiadał się ekscytująco. Pierwsze spotkanie w Londynie wygrali gospodarze 1:0.
W rewanżu kwestia awansu wahała się do samego końca, a nawet dłużej.
REKLAMA
City objęli prowadzenie w czwartej minucie, ale już po kolejnych siedmiu przegrywali i do awansu potrzebowali trzech goli. Na zdobycie pierwszego potrzebowali...60 sekund. Była jedenasta minuta, a wynik brzmiał 2:2.
Gdy w 21 minucie gospodarze trafili ponownie, został pobity rekord najszybciej strzelonych pięciu goli w historii Ligi Mistrzów. Poprzedni padł w meczu Borussii Dortmund i... Legii Warszawa w 2016 roku.
Po godzinie gry Sergio Aguero dał upragnione prowadzenie 4:2, ale wkrótce odpowiedział Fernando Llorente. 4:3 i City wciąż potrzebowali gola do awansu. Strzelili go w doliczonym czasie gry i na stadionie wybuchła szalona radość. Za chwile przerwana przez decyzję VAR-u – był minimalny spalony. Wielkie emocje, wielkie pieniądze, od euforii do rozpaczy, a wszystko przez kilka centymetrów, których ludzkie oko nie byłoby w stanie wychwycić.
Pogrom w Lizbonie
REKLAMA
Ćwierćfinały sezonu 2019/2020 można bez wątpienia nazwać najbardziej wyczekiwanymi meczami w historii Ligi Mistrzów. Po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa zdecydowano, że rozegrany zostanie w każdej parze jeden mecz. Wszystkie spotkania odbyły się w Lizbonie, na stadionach Benfiki i Sportingu.
To wydarzenie bez precedensu w dziejach rozgrywek – pierwszy raz bez formuły mecz i rewanż, na neutralnym gruncie. W dodatku w sierpniu, gdy zazwyczaj startuje już kolejna edycja.
Z tamtego miniturnieju w Portugalii najbardziej zapamiętana zostanie porażka aż 2:8 Barcelony z Bayernem, dla którego ponownie trafił Robert Lewandowski. Na tym etapie rywalizacji to różnica niespotykana, świadcząca o ogromnej sile Bawarczyków.
Bohaterowie wciąż w grze
REKLAMA
Nie tylko wierni fani Ligi Mistrzów czy piłki nożnej w ogóle nie powinni przegapić nadchodzących meczów ćwierćfinałowych. To doskonała okazja, by obejrzeć pełną zwrotów akcji rywalizację na najwyższym poziomie. Bohaterowie z poprzednich lat – Robert Lewandowski i Cristiano Ronaldo wciąż są w grze i powalczą o kolejne rekordy oraz możliwość spotkania się w następnej rundzie.
MK
Wyniki i program ćwierćfinałów Ligi Mistrzów 2020/2021:
wtorek
Manchester City - Borussia Dortmund 2:1
Real Madryt - Liverpool 3:1
środa
Bayern Monachium - Paris Saint-Germain
FC Porto - Chelsea Londyn
rewanże 13 i 14 kwietnia
półfinały
Bayern Monachium/Paris Saint-Germain - Manchester City/Borussia Dortmund
Real Madryt/Liverpool - FC Porto/Chelsea Londyn
FINAŁ - 29 maja w Stambule
REKLAMA
Czytaj także:
REKLAMA