Kosecki i Hajto krytykują kadrowiczów? Powinni najpierw przeczytać własne biografie

Roman Kosecki krytykuje wychodzenie na spacer, a Tomasz Hajto wyjazd do rodzącej żony. Może właśnie przez takie myślenie ich pokolenie nie potrafiło zakwalifikować się do mistrzostw, na których ich młodsi koledzy są stałymi bywalcami?

2021-06-07, 07:35

Kosecki i Hajto krytykują kadrowiczów? Powinni najpierw przeczytać własne biografie
Reprezentacja Polski podczas treningu . Foto: PAP/Jakub Kaczmarczyk

Piłkarski biznes

Przed każdym międzynarodowym turniejem, grono ekspertów bierze udział w licznych medialnych dyskusjach i bardzo często ich zdanie wzbudza kontrowersje. Dziennikarze to lubią, bo jest co cytować, na czym budować interakcje i zasięgi w social mediach. Jednym zdaniem - biznes się kręci. To nie tylko polski przypadek. W Niemczech przecież doskonale wiedzą, że Dietmar Hamann opowiada kompletne bzdury, a mimo to jego opinie są cytowane i budzą reakcję na całym świecie.

Powiązany Artykuł

Wojciech Szczęsny 1200.jpg
Euro 2020: Wojciech Szczęsny chwali Paulo Sousę. "Podjął najlepszą z możliwych decyzję"

My w Polsce też lubimy wyraziste opinie, to normalne. Słynne cytaty Jana Tomaszewskiego czy zapowiedzi nadchodzących porażek reprezentacji Polski, które przed każdym turniejem przewiduje Wojciech Kowalczyk, są w gruncie rzeczy przyjemnym folklorem, na który warto patrzeć z przymrużeniem oka.

Gdy jednak z ust ekspertów padają zdania o tym, że w kadrze Paulo Sousy dzieje się źle, bo piłkarze w Opalenicy wychodzą na zakupy i spacery, a jeden dostał wolne, aby zobaczyć nowo narodzone dziecko, można pomyśleć, że wygłaszają je przynajmniej mistrzowie Europy, którzy słynęli z żelaznej dyscypliny w spartańskich warunkach.

Dlaczego przegrywali?

Kosecki i Hajto są jednak przedstawicielami generacji, która w porównaniu z obecną, przegrywała z reprezentacją wszystko i wszędzie (srebrny medal z igrzysk w Barcelonie ze względu na specyfikę i poziom zaangażowania światowych federacji tego nie zmieni).

REKLAMA

Siedem (!) kolejnych kwalifikacji bez nawet jednego meczu barażowego, brak choćby pojedynczego, sensacyjnego zwycięstwa przez całe dziesięciolecie! Oto dorobek piłkarskiego pokolenia lat 90-tych. To dlatego w 2002 roku kibice z tak wielkim utęsknieniem czekali na jakikolwiek międzynarodowy turniej z udziałem reprezentacji Polski, że naprawdę uwierzyli w słowa Jerzego Engela, który mówił, że do Korei i Japonii jedziemy po złoto.

Czy piłkarze minionej epoki mieli trudniej? Oczywiście, choćby przez to, że na Euro nie było aż 24 reprezentacji. Jednakże, czy jest to jakiekolwiek usprawiedliwienie dla aż szesnastu lat bez choćby baraży? W 1990 roku Czechosłowacji i Jugosławii, w 1994 roku Bułgarii, Rumunii czy Szwecji, w 1998 Chorwacji udało się zachwycić świat na mundialach, a Polsce nigdy nie mogło?

Czesi na Euro 1996, Duńczycy w 1992 też dali radę, a Polacy przez siedem kolejnych eliminacji nie mogli się tam nawet zakwalifikować nie ze swojej winy? Czy na pewno zawsze chodziło o sto pechowych sytuacji z zewnątrz? 

Prawda zgrupowań

I już pal licho porażki. Stoiska książek sportowych w polskich księgarniach uginają się od napisanych po latach autobiografii pełnych opisów tego, jak wyglądały zgrupowania reprezentacji Polski. Popularni „Kosa” i „Gianni” sami w ostatnich miesiącach opublikowali swoje życiowe wspomnienia.

REKLAMA

- Słyszę, że ktoś ze zgrupowania poszedł na spacer, drugi pojechał na zakupy. Ciekaw jestem, kiedy będzie rygor, koncentracja. Na razie przypomina mi to biwak – powiedział w sobotnim programie „Stan Futbolu” były piłkarz m.in. Atletico i Nantes.

Czy tak wielkiej postaci polskiej piłki przystoją tak niemądre wypowiedzi? Wyjście na spacer czy zakupy w trakcie przygotowań jest czymś złym, nagannym?

Mówi to piłkarz z pokolenia, z którego wielu graczy siedziało i do dziś siedzi po uszy w uzależnieniach od alkoholu i hazardu, które jeździło po całym świecie na bezsensowne mecze towarzyskie, będące tylko przerywnikiem jednej wielkiej imprezy? Na zgrupowaniach, gdzie największym osiągnięciem było wymknięcie się nocą do dyskoteki tak, żeby trener nie zauważył? Gdy z butelek po wódce można było zrobić kilka zestawów kręgli? Wtedy było bardziej profesjonalnie?

Naprawdę trzeba było "pogadać"?

- Jeśli przyjeżdża się na zgrupowanie, które trwa siedem dni, to w pierwszy wieczór zawsze można usiąść całą drużyną i... pogadać. Na drugi dzień zakładało się ortaliony i szło do sauny, żeby wszystko wypocić – to są słowa samego Koseckiego, które padły podczas wywiadu w Przeglądzie Sportowym. W tej samej rozmowie były napastnik przyznał też, że krył przed trenerem wychodzących nocami kolegów.

REKLAMA

Roman Kosecki wielkim piłkarzem był, ale w wieku, w którym on kończył karierę w Chicago Fire, Robert Lewandowski bije rekord Gerda Muellera. Może dlatego grał w wieku 33 lat na peryferiach futbolu, że na każdym zgrupowaniu trzeba było robić wieczory integracyjne? Może dlatego pożegnał się z narodową kadrą z czerwoną kartką i wynikiem 1:4 na Słowacji?

Niezadowolenie z decyzji, aby umożliwić Piotrowi Zielińskiemu wylot do żony i synka, wyraził zaś Tomasz Hajto.

- Miałem kiedyś podobny problem w Niemczech. Potrzebowałem dwóch dni wolnego, żeby pojechać do małżonki, która miała operację. Trener mi powiedział, że mam zarobić na tę operację i mnie nie zwolnił. Zwalnianie z reprezentacji na trzy dni mnie nie interesuje – powiedział w programie „Cafe Futbol” były obrońca.

Biografii piłkarskiej może mu zazdrościć wielu, ale co, jeśli wtedy trener popełnił błąd, a Hajto przez takie sytuacje wyrobił w sobie błędne mentalne nawyki i właśnie dlatego nigdy nie zagrał w mistrzostwach Europy, bo przez przemotytowanie zobaczył czerwoną kartkę ze Szwecją w kluczowym meczu eliminacji Euro 2004?

REKLAMA

Dlaczego współcześni piłkarze są krytykowani za to, że prowadzą inny styl życia i celem zgrupowania nie jest to, żeby cytując Koseckiego najpierw "pogadać", tylko dać z siebie maksimum w treningach, a potem zadbać o jak najlepszą regenerację fizyczną i mentalną? Może właśnie dlatego, że współczesnych piłkarzy odstresowują zakupy czy spacer, a nie kolejna nieprzespana noc przegrana w karty w kłębach papierosowego dymu, idzie im lepiej niż starszym kolegom?

Nie przegrywa się przez spacery

Czy polska reprezentacja nie wyjdzie z grupy podczas Euro 2020? Bardzo możliwe. Czy to ostatnie tygodnie pracy Paulo Sousy i wszyscy będziemy mieli go dość? Kto wie, być może tak. Ale czy naprawdę ktoś wierzy w to, że choćby w jednym procencie za porażkę odpowiedzialne będą spacery, zakupy i wyjazd do dziecka? 

W polskiej piłce są ludzie, którzy ze względu na swoje zasługi zawsze mogą wypowiadać się z pozycji mentorów, niezależnie, co o ich opiniach myślimy. Panowie Boniek, Lato, Tomaszewski, Gmoch, Piechniczek i inni medaliści mistrzostw świata zapisali piękne karty w historii polskiego futbolu i choćby dziś byli zdania, że Lewandowski powinien stanąć na bramce, a Szczęsny grać w ataku – ich zdania należy wysłuchać.

Hajto i Kosecki mają do tego takie same prawo, zwłaszcza że byli świetnymi zawodnikami, ale dla wszystkich będzie lepiej, jeśli zostaną przy ocenach tego, co widzą na boisku, a nie podczas przygotowań - bo akurat w tych sprawach nie są autorytetami.

REKLAMA

Pokolenie siedmiu przegranych z kretesem kwalifikacji powinno za każdym przed przyjęciem mentorskiego tonu w temacie zgrupowań współczesnych reprezentantów… przeczytać własne biografie. Jeśli piłkarz funkcjonujący w środowisku lat 90-tych publikuje swoją książkę pod tytułem „Niczego nie żałuję” i „Ostatnie rozdanie", to na pewno ma sporo do opowiedzenia, ale niekoniecznie jest to świadectwo sportowego profesjonalizmu. 

Gdy powstaną współczesne opowieści o życiu piłkarzy Sousy, ci będą mogli w przeciwieństwie do krytykujących ich starszych kolegów napisać o tym, jak zostać najlepszym piłkarzem świata (Lewandowski) czy jak wygryźć z bramki Buffona (Szczęsny). I jak to jest, że za ich czasów awanse do mistrzostw świata i Europy były planem minimum i obowiązkiem, a nie szesnastoletnią fatamorganą.

Jakub Pogorzelski, PolskieRadio24.pl

Czytaj także:

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej