80 lat temu urodził się Jan Gomola
- Zgodnie z życzeniem bramkarza Górnika powierzyłem mu obronę bramki - wspominał Kazimierz Górski. 5 sierpnia, 80 lat temu, urodził się Jan Gomola golkiper zespołu z Zabrza. Rywalizował o miejsce, pomiędzy słupkami w klubie oraz reprezentacji, z Hubertem Kostką.
2021-08-05, 05:00
- Przyjaciele i koledzy z boiska nazywali go "Jango"
- Kontuzja kręgosłupa przeszkodziła mu w karierze
- Jest pierwszym piłkarzem w naszych dziejach, który otrzymał pozwolenie na transfer zagraniczny
Beskidzki góral spod Wisły
5 sierpnia 1941 roku, w Ustroniu, małej miejscowości w Beskidach, przyszedł na świat Jan Gomola. Mimo że są to tereny górzyste, nie zainteresował się narciarstwem. Jego żywiołem stała się piłka nożna. Był dosyć postawnym młodzieńcem, co pomogło mu zostać bramkarzem. Przygodę z futbolem rozpoczął w lokalnym klubie Kuźnia Ustroń. Tam grał w drużynach juniorskich. W wieku osiemnastu lat zadebiutował w meczu pierwszej drużyny w potyczce z Walcownią Czechowice. Bardzo szybko polubili go koledzy z boiska, a także kibice. Nadali mu oni sympatycznie brzmiący pseudonim, "Jango".
Najlepszy polski klub w tamtym czasie poszukiwał zmiennika dla Huberta Kostki
Klub z Ustronia w roku 1964 rozegrał mecz z reprezentacją Górnego Śląska. Najlepszy na boisku był Gomola, co zwróciło uwagę trenerów zespołu z Zabrza. W Górniku występował Kostka, reprezentant kraju, najlepszy w tamtych czasach bramkarz w Polsce, brakowało mu jednak zmiennika z odpowiednią klasą. Wybór padł na pana Jana. Nikt nie spodziewał się, że "Jango" zagrozi pozycji zawodnikowi drużyny narodowej. Uparty i niesamowicie ambitny Gomola zadebiutował w meczu z Unia Racibórz. Nie puścił bramki, a Zabrzanie wygrali 4:0. Od tego momentu rozpoczęła się rywalizacja pomiędzy golkiperami. Wyszła ona na zdrowie obu bramkarzom, a przede wszystkim zespołowi.
Trener Tysiąclecia, Kazimierz Górski, zwrócił uwagę na młodego piłkarza
W roku 1965 "Jango" wystąpił w dwumeczu pierwszej rundy Pucharu Mistrzów Krajowych. Górnik potykał się z austriackim LASK Linz. Gomola rozegrał świetne partie. Dzięki jego wspaniałym interwencjom Zabrzanie zwyciężyli w obu spotkaniach, 3:1 na wyjeździe i 2:1 w domu. Pojedynki obserwował Kazimierz Górski. 24-latek zrobił na nim bardzo dobre wrażenie, więc trener postanowił sprawdzić go w meczu towarzyskim przeciwko Szwecji. Odbył się on na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu 18 maja 1966 roku i zakończył remisem 1:1. Postawa pana Jana spotkała się z uznaniem selekcjonera, który postanowił zabrać go na wyjazd do Ameryki Południowej. W pierwszym pojedynku, rozegranym z Brazylią, Gomola puścił aż cztery bramki. Przegraliśmy 1:4. Jednak zebrał za ten występ bardzo dobre oceny. Lokalna prasa stwierdziła, że gdyby nie nasz bramkarz, to wynik byłby zdecydowanie wyższy. W drugim spotkaniu było znacznie lepiej. Mecz z Argentyną zakończył się wynikiem 1:1. Trener Tysiąclecia był zadowolony z postawy pana Jana. To bardzo rzadko się zdarza, aby w drużynie narodowej występowało dwóch bramkarzy z jednego klubu. A tak było w przypadku Gomoli i Kostki. Później, "Jango" wychodził w pierwszej narodowej jedenastce w spotkaniach z Francją, ponownie Argentyną oraz Luksemburgiem.
REKLAMA
Karierę reprezentacyjną i klubową przerwała poważna kontuzja
Wielkimi krokami zbliżała się olimpiada w niemieckim Monachium. Skład drużyny narodowej był już praktycznie wykrystalizowany. Pan Kazimierz chciał wypróbować Gomolę w meczu przeciwko Turcji, który miał być rozegrany w Krakowie 22 września 1971 roku.
- Nie miałem kłopotów z ustaleniem składu, jeden tylko Gomola zgłosił bóle w plecach, ale badanie lekarskie nie odkryło ich źródła. Ponieważ przed samym meczem bóle ustąpiły, zgodnie z życzeniem bramkarza Górnika powierzyłem mu obronę bramki - wspominał Trener Tysiąclecia na łamach swojej książki "Piłka jest okrągła".
Polska wygrała 5:1. Niestety pan Jan nadal uskarżał się na bóle. Został skierowany przez lekarza reprezentacji na szczegółowe badania, okazało się, że ma pęknięty jeden z kręgów szyjnych. To bardzo poważna kontuzja, szczególnie dla bramkarza. Przeszedł rehabilitację. Kazimierz Górski nie zdecydował się na zabranie go na igrzyska do Monachium w obawie przed odnowieniem się urazu. Od tamtej pory nie zagrał już w barwach narodowych. W reprezentacji naszego kraju rozegrał siedem spotkań.
W Górniku także dostawał coraz mniej okazji do gry. W roku 1974 wystąpił po raz ostatni w meczu ligowym swojego klubu. W śląskim zespole zagrał 157 razy, z czego 117 w najwyższej klasie rozgrywkowej, 18 o Puchar Polski na szczeblu centralnym, 17 w Pucharze Europy i 5 w Pucharze Intertoto.
REKLAMA
Jako pierwszy polski piłkarz dostał pozwolenie na wyjazd za granicę
Władze w tamtych czasach nie wyrażały zgody na wyjazdy piłkarzy z naszego kraju. Gomola był pierwszym naszym zawodnikiem, który takie pozwolenie otrzymał. Wynikało to z dwóch przesłanek. Po pierwsze miał już 33 lata, po drugie borykał się z kontuzją, a to dawało komunistom alibi, że pozwalają wyjechać zawodnikowi, który nie jest w pełni sprawny. Na tym skorzystał "Jango". Menadżer piłkarski, Amerykanin z włoskimi korzeniami Enzo Magnozzi zaproponował mu wyjazd do Meksyku. Pan Jan dostał zgodę. Został bramkarzem Atletico Espanol, ze stolicy północnoamerykańskiego kraju, Mexico City. Rozegrał tam dwa sezony. Został wybrany na najlepszego golkipera rozgrywek. Jednak znowu kręgosłup się odezwał. Musiał przejść zabieg, następnie rehabilitację. Ponownie rozpoczął występy ligowe. Jednak już nie mógł wrócić do formy sprzed interwencji lekarzy. Za namową żony postanowił zakończyć grę w piłkę. W roku 1977 oboje wrócili do Polski. Nie mógł jednak żyć bez futbolu. Po powrocie do kraju zajął się pracą trenerską. W latach osiemdziesiątych był szkoleniowcem bramkarzy w Beskidzie Skoczów. Pracował także w Morcinku Kaczyce i Piaście Cieszyn. Po zakończeniu pracy w tym ostatnim klubie przeszedł na zasłużoną emeryturę.
AK
REKLAMA