Katar 2022: "Siwy" przestał bajerować. Paulo Sousa gra o wszystko

Wrześniowe zgrupowanie reprezentacji Polski przybliży nas do odpowiedzi na pytanie, kto w polsko-polskim sporze o Paulo Sousę ma rację: jego krytycy, czy zwolennicy, których entuzjazm przybiera nieraz rozmiary parareligijne. Bo nawet będąc zwolennikiem Portugalczyka, ciężko traktować go z czcią należną bóstwom. 

2021-09-02, 11:30

Katar 2022: "Siwy" przestał bajerować. Paulo Sousa gra o wszystko
  • 2 września Polacy zagrają z Albanią w Warszawie. Trzy dni później zmierzą się na wyjeździe z grupowym outsiderem San Marino 
  • Najważniejszy sprawdzian Biało-Czerwonych czeka 8 września. Wówczas podopieczni Paulo Sousy zmierzą się w Warszawie z Anglią 

Na transmisję z meczu z Albanią zapraszamy do radiowej Jedynki - mecz skomentują Andrzej Janisz i Robert Skrzyński. 

Krytycy Bajeranta kontra Kościół Sousy

Spolaryzowanie publicznej debaty w każdym z możliwych tematów to polska specjalność. Nie inaczej jest z oceną selekcjonera Paulo Sousy. Dla jednych to "Siwy Bajerant", który wygrał tylko z Andorą, dla innych ktoś pomiędzy Prometeuszem a Chrystusem, jedyna i ostatnia nadzieja polskiego futbolu - Człowiek, Który Zatrzymał Hiszpanię Na Wyjeździe.

Zwolennicy obu teorii mają po swojej stronie właściwie przedstawione fakty. Ci pierwsi słusznie zauważają, że jedno zwycięstwo w ośmiu meczach z półamatorską Andorą to wynik kompromitujący, zwłaszcza dla kogoś z takim CV i pensją, a przegrana ze Słowacją to jedna z większych klęsk polskiego futbolu w XXI wieku.

Powiązany Artykuł

PAP Sousa 1200.jpg
Katar 2022: Polska - Albania. Sousa spokojny o sytuację w kadrze. "Nikt nie narzeka na urazy"

Drudzy widzą sprawę skrajnie inaczej - nadal jesteśmy w grze o awans na Mundial, mamy cenny wyjazdowy remis z Węgrami, prawie zremisowaliśmy na Wembley mimo braku Lewandowskiego i Klicha, a na Euro powstrzymaliśmy po bardzo dobrym meczu Hiszpanów i dopiero drugi raz na wielkiej imprezie w tym stuleciu, do ostatniej akcji ostatniego meczu Polska miała realną szansę wyjścia z grupy.

Gdy przefiltrujemy wszystkie możliwe dane - nadal ciężko jest realnie ocenić, kto ma rację. W opisaniu dotychczasowej przygody Portugalczyka z naszą kadrą kluczowym słowem jest: pech - co znacznie utrudnia podsumowania. Węgrzy, którym "wpadło" wszystko, Lewandowski doznał jedynej od lat kontuzji akurat przed meczem z Anglią, niesłychanie idiotyczna czerwona kartka dla Krychowiaka, pudło "Lewego" przy 0:1 ze Szwecją, samobój Szczęsnego na wielkim turnieju (ok - akurat tego ostatniego należało się spodziewać).

REKLAMA

Trudno jednak nie wziąć pod uwagę argumentów, że sam Sousa realnie zmniejszył prawdopodobieństwo sukcesu - kurczowo trzyma się nowego dla tej drużyny systemu z wahadłowymi i trójką stoperów, a w meczu ze Słowacją nagle zrezygnował z drugiego napastnika. "Na papierze" wygląda to intrygująco, polski zespół był w czołówce jeśli chodzi o intensywność pressingu, oddawał wiele strzałów, trudno też nie zauważyć, że reprezentacja wreszcie potrafi "gonić" wynik i skutecznie odrabiać straty. Ostatecznie jednak brak awansu do 1/8 finału mistrzostw Europy jest wielkim rozczarowaniem i żadna narracja tego nie zmieni.

Eliminacje do dogrania

Mimo to, nawet większość przeciwników selekcjonera jest zdania, że powinien on pozostać na stanowisku do końca mundialowych eliminacji - terminarz jest bardzo napięty, więc już lepiej zostać przy byłej gwieździe Juventusu niż znów zaczynać cały proces selekcji od początku. Zwolennicy szkoleniowca, widzący postęp w grze zespołu i realną nadzieję na sukces, mają swoje argumenty i to dość obiektywnie weryfikowalne, lecz widząc skłonność wielu z nich do deprecjonowania każdej krytyki czy zwrócenia uwagi, tracą zdrowy rozsądek.

Powiązany Artykuł

Głównym zarzutem, który pojawił się już po mistrzostwach, jest stosunek Paulo Sousy do swojej pracy. Pięknie opowiadający przed turniejem zarówno o samym futbolu, jego filozofii, jak i o pasji czy zaangażowaniu trener kwieciście mówi, ale jego zachowanie nie jest z tymi słowami komplementarne.

Przed Euro 2020 jego sporadyczna obecność w Polsce miała swoje uzasadnienie sytuacją pandemiczną czy nadrabianiem zaległości w wiedzy na temat polskich piłkarzy w ekspresowy sposób, co ułatwia komunikacja na odległość. Jednak to, że selekcjoner reprezentacji Polski prawie w ogóle nie przebywa w kraju, dla którego pracuje (jak informuje Krzysztof Stanowski), nie pojawił się na meczach o Superpuchar Polski czy Legia - Slavia, nie ma absolutnie żadnego uzasadnienia.

REKLAMA

Praca to też obowiązki

Na to, że niewielu piłkarzy z Ekstraklasy prezentuje międzynarodowy poziom, można łatwo odpowiedzieć wieloma nazwiskami, które jeszcze grając w tej lidze, potrafiły zapewnić solidną grę - tylko to musi wiedzieć sam Sousa. Jeździć na mecze, rozmawiać z trenerami, szukać kontaktu z piłkarzami i ich inspirować. Udało się z Kozłowskim, w pierwszym składzie wychodzi Puchacz - mimo wszystkich wad to nie jest zakładowa liga szóstek.

Nie można - chcąc zachować powagę - mówić, że przecież wszystkie mecze można sobie oglądać w internecie i skutek będzie ten sam. Jest rzeczą oczywistą, że zobaczenie tego samego na stadionie, a na szklanym ekranie daje inną perspektywę i wnioski. Poza tym, co przeszkadza w sprawdzeniu jak to samo spotkanie wygląda z tych dwóch źródeł? Oglądany tylko w telewizorze Sergio Busquets, prawdopodobnie nigdy nie wybiłby się z rezerw Barcelony.

O ile Sousa nie był chory, czy nie miał pilnych spraw rodzinnych lub osobistych, brak jego stałej, lub choćby regularnej obecności w Polsce należy odbierać jako zwyczajne lekceważenie obowiązków. Tak jak nauczyciel (w normalnych warunkach) powinien przychodzić na lekcje i tłumaczyć uczniom właściwe zagadnienia, a nie tylko wysyłać maila z zakresem stron podręcznika do przeczytania, jak urzędnik nie przychodzi do pracy w piżamie, tak selekcjoner reprezentacji Polski przenosi - stosując terminologię z prawa podatkowego - centrum interesów życiowych do Polski.

REKLAMA

Podczas ostatnich dwóch miesięcy mógł przeprowadzić kilkadziesiąt rozmów z trenerami, piłkarzami i innymi ludźmi związanymi z polskimi klubami, a jeżeli nie umie sobie zorganizować pracy - to już jest jego problem. Jeśli chcemy być szanowani, musimy szanować sami siebie.

A co, jeśli "Siwemu" się już nie chce?

Portal Sport.pl informował ostatnio, że Sousa latem intensywnie szukał nowego pracodawcy - jego agenci proponowali go Sampdorii, Spezii i Fiorentinie. Samo w sobie nie jest to niczym skandalicznym - jako pracownik zabezpieczał się na ewentualność zmiany decyzji Zbigniewa Bońka czy najzwyczajniej w świecie sondował rynek. Może jednak jest to znak, że po prostu nie spodobało mu się bycie selekcjonerem?

Trener pracujący do tej pory tylko w klubach, uparcie wdrażający swój plan na futbol, mający możliwość szlifowania go na codziennych treningach - to organizacja pracy, do której był przyzwyczajony. Na Euro 2020, mimo dość długiego zgrupowania, zabrakło dopracowania detali, których skutkiem były juniorskie błędy. Teraz jednak, czasu na poprawę jest jeszcze mniej. Może ta swoista bezsilność podcięła skrzydła i z wielkiej pasji została przykra konieczność?

Powiązany Artykuł

Emmanuel Olisadebe 1200.jpg
Olisadebe, Zieliński i nie tylko jeden Lewandowski - oni poprawiali kibicom humor po nieudanych turniejach

Świadczyć o tym może choćby zamieszanie z powołaniami - awaryjne "dowołanie" Kamińskiego, Piątkowskiego, Slisza i Damiana Szymańskiego (choć częściowo spowodowane problemami zdrowotnymi) wygląda na zwalczanie problemów, które samemu się stworzyło. Ze składu nie wypadł żaden obrońca - dlaczego więc zamieszanie z Piątkowskim? Szymański w AEK Ateny był wnikliwie obserwowany, czy to po prostu środkowy pomocnik, którego Sousa kojarzy?

REKLAMA

Odpowiedzialność Bońka

Ktoś powie, że Sousa najwyraźniej ufa grupie, która poznała już jego filozofię i sposób na grę. Z jednej strony jest to pozytywne, z drugiej - zgrupowanie reprezentacji to ledwie kilka dni na przećwiczenie ogólnych założeń, trochę stałych fragmentów gry - a za chwilę wyjście na mecz. Pomysł z pracą szkoleniowca o takim profilu jak Sousa ma głęboki sens głównie wtedy, gdy da mu się spokój i czas. Zatrudniono go jednak w okresie kryzysowym, przed samym wielkim turniejem, na początku innych kwalifikacji.

Były już prezes PZPN Zbigniew Boniek nie podjął tej decyzji wcześniej, aby dać nowemu pracownikowi szansę na testowanie swoich rozwiązań w Lidze Narodów. Rzucony na głęboką wodę, przyciągający wszystkie możliwe pechowe sytuacje Sousa sprawia w ostatnim czasie wrażenie nieco wypalonego. Jedną z przyczyn może być właśnie Boniek - pracodawca i wielki zwolennik metod Portugalczyka nie pełni już swojej funkcji, więc Sousa może czuć nieco mniejsze poczucie stabilności swojej pracy.

Nowa "głowa" PZPN, prezes Cezary Kulesza, zapewnia o zaufaniu i wierze w awans na mundial w Katarze - trudno było uwierzyć w plotki o rychłym rozwiązaniu umowy - ale były prezes Jagiellonii to dla trenera nie dobry znajomy, a nowy szef, z którym dopiero zaczyna kształtować wzajemne relacje. Nowe rozdanie w związku i wymiana ludzi może oznaczać, że selekcjoner za chwilę będzie w federacji ciałem obcym. 

Ostatni taniec (oby) w Katarze?

Ciężko przy choćby odrobinie zaufania (a takie wciąż należy mieć) uważać, że Sousa prowadzi naszą kadrę bo ma ważny kontrakt, ale jest zagniewany na cały świat. Warto jednak mieć z tyłu głowy świadomość, że osoba wiążąca swoje dalekosiężne plany z konkretnym pracodawcą, jest w stanie choćby przenieść się do danego kraju - gdy spotkania i komunikacja są jednymi ze składowych końcowego rezultatu.

REKLAMA

A jeśli przydałby się jeszcze jeden ofensywny piłkarz do zagrania 45 minut z San Marino, przez co gracz pierwszego składu nie zaryzykuje kontuzji na mecz z Anglią? Nie musi to być koniecznie promowany ostatnio Marcin Cebula, po prostu ciężko dziś przyjąć za pewnik, że Sousa wnikliwie obserwuje choćby występy Rakowa. Podobnie, patrząc z zewnątrz na postawę Sousy ciężko być pewnym że wie, iż na przykład Michał Nalepa z Lechii i z ligi tureckiej to nie ta sama osoba. To nie piłkarze na reprezentację? Mączyński, Pazdan, Kapustka czy Kozłowski ponoć też nie byli. Ale jeśli wnikliwa obserwacja daje choćby 1procent zwiększenia szans na sukces - to trzeba tego wymagać.

Na dziś realnym celem minimum jest drugie miejsce w grupie - a do tego absolutnie konieczne są zwycięstwa z Albanią i San Marino, bardzo potrzebny jest też choćby punkt "urwany" Anglikom. Podopieczni Garetha Southgate'a mogą w przypadku kompletu zwycięstw w pierwszych siedmiu meczach przystąpić do starcia w 8. kolejce na Wembley z Węgrami z mniejszym zaangażowaniem, co może mieć kluczowe znaczenie dla końcowej tabeli.

Z reprezentacją Węgier Polacy wywalczyli cenny remis na wyjeździe, ale w ostatnim grupowym meczu, do baraży konieczne może być tylko zwycięstwo. Jest to scenariusz bardzo prawdopodobny - piłkarze w rozmowach z mediami stoją murem za selekcjonerem, ciężko znaleźć w tym kurtuazję czy fałsz. Na dziś, stan przed meczem z Albanią jest taki, że jeśli z kimś ma się udać awans, to tylko z Sousą. Są powody do optymizmu i nie opierają się one na przejaskrawianiu rzeczywistości.

Awans na mistrzostwa świata wciąż jest bardzo realny, w takim przypadku na 99 procent pojedziemy tam z portugalskim sztabem, lecz jeśli nie dojdzie do radykalnej zmiany obecnej sytuacji, będzie to ostatni turniej z Sousą za sterami naszej kadry. Nie da się tyle czasu pracować na wiecznym home office. Otwarta pozostanie jedynie kwestia, jak były reprezentant Portugalii zostanie zapamiętany -  "Siwy Bajerant", czy przerabiany w internecie obraz Jezusa Miłosiernego z twarzą Portugalczyka i podpisem "Sousa, ufam Tobie". 

REKLAMA

Jakub Pogorzelski, PolskieRadio24.pl

Czytaj także:

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej