Legia traci rangę. Kto strzela do "Wojskowych"?

2021-12-26, 08:00

Legia traci rangę. Kto strzela do "Wojskowych"?
Kibice Legii niejednokrotnie winą za sytuację w klubie obarczali Dariusza Mioduskiego. Foto: PAP/Piotr Nowak

"Na pytanie: gdzie jest ta Legia? Odpowiadam: w Lidze Mistrzów!". Tak awans do elitarnych europejskich rozgrywek w 1995 roku skomentował Dariusz Szpakowski. Zdanie to bardzo chętnie powtarzano także 21 lat później, kiedy to wojskowi ponownie zameldowali się w Champions League. Podsumowując rok 2021, należy ponownie zapytać: gdzie jest ta Legia?

Praktycznie połowa grudnia, ujemna temperatura i stadion w budowie. W takich warunkach Wisła Płock podejmuje wciąż aktualnego mistrza Polski – Legię Warszawa. Mecze obu zespołów, nazywane derbami Mazowsza, zazwyczaj miały swojego faworyta w postaci klubu ze stolicy. W tym sezonie jednak było zupełnie inaczej. Płocczanie zajmowali miejsce w środku tabeli, a Legia ją zamykała. Na boisku, mimo w miarę wyrównanego widowiska, zwyciężyła Wisła. Jedyny gol padł po katastrofalnym błędzie warszawskiego obrońcy. Niestety takich katastrof w wykonaniu Legii w tym sezonie było bardzo dużo i to ostatecznie sprawiło, że mistrz Polski walczy o odbicie się od dna tabeli.

Mecz w Płocku był istotny nie ze względu na wynik, ale na to, że niejako podsumował sytuację w Legii w tym roku, a szczególnie w obecnym sezonie. Podsumował tak skutecznie, że przelał czarę goryczy u kibiców Legii, którzy postanowili pokazać piłkarzom, co sądzą na temat ich gry i zaangażowania. Na autokar wracający do ośrodka Legii napadli fani i pobili kilku piłkarzy.

Winni katastrofy

Zachowanie chuliganów należy określić jako skandaliczne. Jest to jednak podsumowanie wielu miesięcy, a nawet lat zaniedbań przy Łazienkowskiej, na które fani patrzyli z bezradnością. Za głównego winowajcę całej sytuacji uważany jest prezes Legii – Dariusz Mioduski. Fani dawali temu wyraz wielokrotnie – przyśpiewkami i transparentami skierowanymi do prezesa.

Trudno odmówić braku argumentów dotyczących Dariusza Mioduskiego. To on zatrudniał w Legii zagranicznych piłkarzy, którzy mieli przynieść jakość, a ostatecznie skupili się głównie na pobieraniu pensji.

Podobnie sprawa ma się z trenerami. Każdy nowy szkoleniowiec miał przynieść jakość i sukcesy nie tylko na krajowych, ale i europejskich boiskach. Zwolnionemu Czesławowi Michniewiczowi trudno odmówić i doświadczenia, i wyników w Europie. To dzięki nim Legia mogła złapać finansowy oddech za pieniądze z gry w Lidze Europy. Odbyło się to niestety kosztem krajowego podwórka i to miał być jeden z powodów zwolnienia szkoleniowca. Dariusz Mioduski to jego obwinia za całą sytuację, ale nie wszyscy wydają się o tym przekonani.

Kalendarium

Przesądni kibice mogliby dopatrywać się w przegranej w pierwszym ligowym meczu w tym sezonie z Podbeskidziem Bielsko-Biała znaku, który zwiastowałby nadchodzące kłopoty, w jakich Legia nie była od lat. Nic jednak na to nie wskazywało, bo każde kolejne spotkanie, poza porażką w ćwierćfinale Pucharu Polski z Piastem Gliwice, kończyło się minimum remisem Legii. Zaowocowało to mistrzostwem Polski dla Legii na trzy kolejki przed końcem.

Pierwszą porażkę klub z Łazienkowskiej zanotował dopiero po przerwie wakacyjnej, 17 lipca z Rakowem Częstochowa w Superpucharze Polski. Legioniści przegrali po rzutach karnych. To właśnie wraz z początkiem tego sezonu w wynikach Legii można było zaobserwować prawdziwe rozdwojenie jaźni.

Na krajowym podwórku rozpoczęła się seria porażek, z kilkoma wyjątkami na początku sezonu. Natomiast w Europie drużyna Czesława Michniewicza radziła sobie dobrze. Odpadła co prawda w eliminacjach do Ligi Mistrzów z Dinamem Zagrzeb, ale nie było wstydu, co jest dużym postępem, patrząc na występy w europejskich pucharach, a właściwie w eliminacjach do nich, w ostatnich latach.

Na przeszkodzie do fazy grupowej Ligi Europy stanęła warszawiakom Slavia Praga. Drużyna, która naprawdę potrafi robić różnicę. Ma w swoich szeregach wartościowych piłkarzy. Nie przeszkodziło to jednak Legii w wyeliminowaniu Czechów i zameldowaniu się w fazie grupowej LE.

Tam, choć skazywana na pożarcie, drużyna Czesława Michniewicza wywiozła komplet punktów z pierwszych meczów ze Spartakiem Moskwa i Leicester. Była to olbrzymia sensacja, bo Legia objęła fotel lidera w swojej grupie.

Jednak w lidze oglądaliśmy zupełnie inny zespół, który ciągle przegrywał. Dodatkowo w Lidze Europy w końcu trzeba było uznać wyższość Napoli. Zaraz po tym przyszła porażka z Piastem Gliwice, po której Czesław Michniewicz pożegnał się ze swoją posadą.

Polityka prezesa

O ile wcześniej w Legii działo się bardzo źle, co pokazywały wyniki w lidze, to po zwolnieniu Czesława Michniewicza rozpoczęła się prawdziwa jazda w dół. Dariusz Mioduski udzielił wywiadu, w którym za 90 proc. niepowodzeń w klubie obwinił zwolnionego trenera. Media i kibice byli innego zdania. Na światło dzienne wyszły informacje o tym, że trener nie brał udziału w dokonywanych transferach. Okazało się także, że sygnalizował swoje potrzeby i braki na poszczególnych pozycjach. Ostrzegał także, że kadra z takim składem nie jest gotowa na grę na dwóch frontach. Trzeba było postawić więc na jedne z rozgrywek i, z powodów finansowych, wybór padł na europejskie puchary.

Wina, którą prezes Legii obarczył szkoleniowca, okazała się leżeć gdzie indziej. Po objęciu sterów przez Marka Gołębiewskiego gra wcale się nie poprawiła. Wyniki także nie i do porażek w lidze doszły porażki w Europie. Po kolejnych kompromitacjach i wspomnianej wcześniej porażce z Wisłą Płock Marek Gołębiewski zrezygnował z prowadzenia stołecznej drużyny.

Pożar w Warszawie ma ugasić teraz Aleksandar Vuković, który kilka miesięcy temu został zwolniony z funkcji szkoleniowca pierwszej drużyny. Wówczas otwarcie skrytykował politykę prowadzenia klubu przez prezesa i jego współpracowników. Ten jednak nie ma już wielkiego pola manewru, a jedna z legend Legii musi teraz wpłynąć na zawodników. Jest to o tyle trudne, że niektórzy z nich, po ataku chuliganów, mogą odejść z klubu. Z drugiej strony część kibiców uważa, że odejście piłkarzy, którym nie zależy na Legii i dobrej grze, odwróci sytuację w szatni.

Nadzieję na odwrócenie tego stanu rzeczy pojawiły się po pierwszym meczu Serba na ławce trenerskiej. Legia pokonała Zagłębie Lubin aż 4-0 i wydawało się, że nastąpił pewien przełom jeżeli chodzi o podejście piłkarzy. Zagłębie to jednak drużyna, która także znajduje się w drugiej części tabeli. 

Z zadowolenia wyrwało Legię spotkanie z fenomenem obecnego sezonu - Radomiakiem Radom. Nie dał on większych szans legionistom i pewnie zwyciężył 3-0. Wszystko to sprawiło, że Legia rok kończy jako druga od końca w tabeli ekstraklasy.

Presja

Niezależnie od wyników na boisku na Dariuszu Mioduskim, jak nigdy dotąd, ciąży ogromna presja. Tę presję nakładają kibice, którzy coraz mocniej naciskają żądając odejścia prezesa.

Jakkolwiek by oceniać zachowanie fanów, podejście zawodników czy pracę szkoleniowców, których za kadencji obecnego prezesa przewinęło się przez Legię wielu, to wydaje się, że winni nie są trenerzy, ale cała organizacja w klubie, za którą odpowiada Dariusz Mioduski.

Jego ostatni wywiad o filozofii prowadzenia klubu, zatrudnieniu Marka Papszuna, którego decyzje i tak mają być zgodne z wolą prezesa, pokazują, że w całym sporze o winnych to kibice mają rację.

W tym wszystkim żal klubu. Bo na pytanie: gdzie jest ta Legia? Trzeba odpowiedzieć, że z tymi możliwościami, fanami, historią i warunkami – na pewno nie tam, gdzie być powinna.

Damian Zakrzewski

Polecane

Wróć do strony głównej